Hej dziewczyny,
trochę mnie tu nie było i chyba nawet nie mam szans przebić się przez wszystkie Wasze posty.
Pozdrowienia z Chin.
Tydzień przed wylotem miałam robione badania krwi. Pani do mnie zadzwoniła, że wykryli u mnie podwyższone przeciwciała igM cytomegalii (chyba to jakoś tak się pisze). Zmroziło mnie koszmarnie tym bardziej, że przez telefon nic mi nie chciała powiedzieć i kazała się tylko skontaktować z lekarzem.
Byłam następnego dnia na USG, więc wzięłam te wyniki, a lekarz na mnie popatrzył, uśmiechnął się u mówi, że jak naprawdę się denerwuję to mogę iść do lekarza od chorób zakaźnych. A tak przy okazji, podobno moje małe jest koszmarnie ruchliwe

Dwa dni potem byłam u swojej pani doktor, a ona mi mówi, że nawet jeśli, to mi nie pomoże, bo cytomegalii się w ciąży nie leczy. Wysłała mnie do internisty.
Kolejna pani doktor stwierdziła, że co jak co, ale mam wystarczająco dużo przeciwciał igG, by ochronić maleństwo i mam się niczym nie przejmować.
Przekonała mnie, w końcu i tak wszystko będzie dobrze.
Tym bardziej, że nerwy jeszcze przed długą podróżą samolotem były nie wskazane.
Samolot nawet przeżyłam, choć faktycznie nogi dużo bardziej mi drętwiały niż normalnie.
Jedno wiem, moje dziecko chińskiego żarcia nie lubi

. Moje mdłości powinny się już kończyć, a ja właśnie teraz już w trakcie jedzenia śniadania czuję, jak mi wszystko wraca z powrotem do gardła. Najgorsze jest to, że potem zaraz jestem piekielnie głodna...
Dobrze, że w piątek już wracam do domu, potem na święta do rodziców i na dwa tygodnie urlopu.
Dużo uśmiechu Wam życzę.