Dzień dobry
mój mąż trochę marudzi że on nie wie jak się będzie bawił z Patrycją, bo z synkiem by wiedział co robić
aaa przyjdzie czas to się dowie jak się bawić
wczoraj się moje dziecko poprzestawiało i dzisiaj chodzę jak zombiaczek
zaczęło się o 16.20 kiedy to przewinięta i nakarmiona Patrycja "poszła" ze mną do kościoła. Tzn pojechałyśmy autkiem i wracając z garażu do domu zaliczyłyśmy 10 minut spacerku na mroziku -2 stopnie.
Spała cały czas od tej 16.20, nawet śpiewy i inne kościelne atrakcje nie wytrąciły jej z równowagi. Wróciłyśmy do domu, mąż zrobił trochę aferę że "dziecko przemroziłam bo ma zimny nosek i policzki"
Rozebrana Patrycja spała dalej...
Około 21 zorientowałam się że chyba wspólną kąpiel sobie podaruję. Jak już sama byłam o23 wykąpana, pojedzona i gotowa do spania to ją przewinęłam i nakarmiłam. Spała dalej...
No i tu koniec radości. Pobudka o 2 w nocy, (była przy okazji awantura z moim T bo dziecko chwilę płakało a ja nie miałam po prostu siły otworzyć oczu i po nią wstać,szturcham T żeby podał mi dziecko a on z pretensjami że nie bo za godzinę MUSI wstać-po 1 nie za godzinę tylko o siódmej i mu się trochę po%#$@! a po 2 nie myślcie że bidulek do pracy-z kolegą na snowboardowy wyjazd się umówili ) mała skończyła jeść przed 3
kolejna pobudka o 5
Jadła do 5.20 strasznie niespokojnie, wyrywała się, wypluwała cyca, potem znowu łapczywie się przysysała, aż kilka razy krzyknęłam z bólu - wrażenia jakbym wściekłego karpia karmiła
Podniosłam do odbicia, to tak zwymiotowała że miałam zalaną całą koszulkę, spodnie od piżamy no i Patrycja też cała do przebrania
Jak już przebrałam nas obie, odłożyłam do łóżeczka to po 10 minutach wiercenia się znowu płacz... Skoro wszystko zwymiotowała to przecież była głodna
Nakarmiłam, potuliłam i o 6.30 poszłam spać dalej. Pospałam do 8
Efekt jest taki że boli mnie głowa, jestem sama trzeci dzień a mój mąż śmiga na stoku w Kasinie Wielkiej.
Wiem że wiele z was spędza z dzieckiem cały tydzień a ja tylko weekendy, ale dzisiaj jest to podwójnie przykre że kolejny sezon mnie omija jazda na desce (w zeszłym roku byłam 1 raz a jak był gruby wyjazd do włoch to już byłam w ciąży) i mój małżonek nawet nie zapytał co o tym myślę że sobie sam pojedzie tylko mi oświadczył wieczorem że jedzie i już.
A jak ja chcę iść na basen i ma mnie nie być w domu 2h to jest problem jak cholera. raptem 2 razy mi się udało wyjść.
Mówiłam że możemy jechać na stok we trójkę. Dziecko w Karczmie przy stoku z jedną osobą i co 2 zjazdy zmiana zawodnika pilnującego, ale NIE bo tam jest dużo ludzi i bakterii... Jaka durna wymówka, jak idziemy do Galerii handlowej czy do Auchan to jakoś bakterii nie ma, ale jak chcę mieć jakąś przyjemność i chwilę relaksu to od razu problem i bakterie
Przepraszam za marudzenie ale troszkę mi ulżyło
Agalodz : dobrze że się lekarze interesują a nie lekceważą podejrzeń... Lepiej teraz troszkę więcej połazić po lekarzach niż później żałować tak jak piszesz...
Ssabrina: Patrycja też się coraz bardziej ślini , czasami wygląda jak "wściekły dzidziuś" jak jeszcze bąbli z tej śliny narobi
Trochę się boję spacerowania jak jest poniżej zera, ale położna i pediatra mówiły że do -5 można śmiało spacerować... chyba się na pół godzinki wybiorę to mnie głowa przestanie boleć
Obiad (bez zupy ale zawsze) mam dla siebie gotowy, mąż niech się na stoku żywi
, można iść