Oj weekendy były pełne emocji. Jeśli chodzi o sytuacje na drodze to masakra. Rok temu jak byłam juz z brzucholem zapalił nam się samochód w centrum masta. Na początku mysleliśmy ze to chłodnica mąz zjechał na zatoczke gdzie zatrzymuja sie autobusy i podchodzi do maski jeszcze nie otworzył i krzyczy Pati wysiadaj pali się, myślałam że dostane zawału. Oczywiście samochody z jednej i drugiej strony jadą ale nikt sie nie zatrzyma. Mąż wyciągnął gasnice ale już tak sie paliło, że nie mógł podnieść maski. Ja dzownie po straż ale ledwo co na nogach stoje. W końcu przez dwa pasy leci facet zatrzył się wziął gasnice okazało sie że to strażak który wracał ze służby. Straż przyjechała dość szybko i na szczęscie samochód nie wybuchł, spaliły się urządzenia pod maska. Okazało się, że zrobiło sie zwarcie.
ULEŃKA współczuje ja panikara to bym do lekarza od razu leciała do lekarza. Zdrówka dla Oliwierka.
KIKOLKU mąz odważny. Mało jest teraz ludzi, którzy sami z siebie pomagają innym.
ULEŃKA współczuje ja panikara to bym do lekarza od razu leciała do lekarza. Zdrówka dla Oliwierka.
KIKOLKU mąz odważny. Mało jest teraz ludzi, którzy sami z siebie pomagają innym.