Dziękuję z całego serca za wasze wsparcie. Dziękuję za modlitwę. Ja wciąż proszę o pokorę. Proszę o wytrwałość, jeszcze trochę.
"Tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono" - nie sądziłam, że tyle wytrzymam.
Ale nie wiem jak to dalej będzie? Zastanawiam się, ile ze Stasiem wytrzymamy, bo szew niby jest, ale szyjka ma tylko 8mm i lekarze zabronili chodzić i siedzieć. Myślę o Jasiu...ponoć może być we mnie bez negatywnego wpływu do kilku, 6-8 tygodni, znalazłam źródła, że i dłużej.
Nie mam sił.
Leżę non-stop, tylko siusiu i do łózka. Zresztą szybko łapię zadyszkę w tej łazience, więc padam na łóżko. Tak samo było w szpitalu, Wawie i w Gdańsku.
Biorę dużo leków. Z powodu obumierania Jasia we mnie, mam zakrzepicę. Mąż daje mi zastrzyki. Masuje mi nogi, żeby do zastojów nie doszło.
Teraz jest moim pielęgniarzem, zaczynając od higieny, której sama nie daje rady wykonać, pilnowania podawania leków przez karmienie, bo czasem fenoterol powoduje za duże drżenie rąk i nie zjem sama. W szpitalu też karmił. Złote serce.
Teraz fenoterol dostaję już w tabletkach, a nie dożylnie, co ogromnie cieszy - ręce od wenflonów odpoczną.
Mój mąż jest lekiem na to zło wokoło. Bez niego to traci sens.