Cześć dziewczyny, nic nie poczytałam co u Was, nadrobię potem, a póki co parę słów o mnie a raczej o nas
Malutka miała sie urodzić we wtorek rano ale w poniedziałek ok 16-17 zrobiono mi USG i wyszło na nim, że mam znikomą ilość wód płodowych a do tego mała jest okręconą pępowiną wokół szyjki. Tydzień temu wody były ok i absolutnie nie czułam żeby mi odchodziły choć obserwowałam to, więc zaskoczyło mnie to.
Padła decyzja o natychmiastowym zabiegu. O samym porodzie napiszę w odpowiednim wątku jak już wyjdziemy ze szpitala
ale ogólnie nie było źle, nastawiłam się na dużo więcej bólu.
Najwspanialsze jest to że dziecko dostaje się u nas niemal od razu po porodzie, dogrzała się chwilę w inkubatorku i już ją dostałam na stałe. Na sali pooperacyjnej jest ciągle jedna lub dwie położne które wszystko robią przy dzieciach i przystawiają do piersi. Więc malutka nie była wcale karmiona mm
))
Pokarm mam od samego początku więc też super. Tylko córcia jest przy piersi trochę za mało aktywna, jak się ją już uda przystawić to często tylko trzyma a nie ssie. No ale cały czas próbujemy i się nie poddajemy.
Kryzys nadszedł gdy z sali pooperacyjnej przeszłam na zwykłą, bo tu już samemu trzeba się dzieciątkiem opiekować. Trochę wspólnych łez już przy tym wylałyśmy. Nie mogę patrzeć jak ona płacze i nie wiem czemu i nie mogę jej uspokoić, serce się kraje. Na szczęście mąż jest cały czas ze mną, wraca tylko na obiad i na noc. Bardzo dużo mi pomaga i nie wyobrażam sobie mojego pobytu tu bez niego. Zwłaszcza że rana jednak ciągnie i w gorszych momentach gdy przeciwbólowe przestają działać to ledwo z łóżka schodzę.
Dziś miałyśmy pierwszą samotną noc i niestety była trudna. Mała nie chciała jeść od 17, już nawet z butli chcieli ją dokarmić ale też nic. Potem dostała strasznego bólu brzuszka, zaczęła ulewać a na próbę przystawienia czegokolwiek, nawet smoczka, miała odruch wymiotny. Teraz czekam aż się obudzi bo już jest 12 godzin bez jedzenia
oczywiście sytuacja pod kontrolą położnych.