Cześć dziewczyny! Dołączam do Waszego grona mając wielka nadzieje ze w nim pozostanę. Ostatnia @ 15.10, w ogóle to jest chyba jakiś cud, ze się udało. Jestem mama 2 dzieci (8 i 6 lat) te ciąże były jak na zawołanie. Udały się w pierwszym cyklu starań. Zawsze marzyliśmy z mężem o 3. Ale o 3 ciąże staramy się już 2,5 roku… w lutym wkoncu się nam udało i tak się cieszyliśmy, ale nasze szczęście nie trwało długo, była to ciąża biochemiczna… po tym bylo mega parcie na zaciążenie. Wmawiałam sobie co miesiąc objawy, aż zrozumiałam ze muszę dać sobie spokoj. W tym cyklu zupełnie odpuściliśmy, ani nie rozmawialiśmy na ten temat i co ciekawe jakoś nie mieliśmy nawet ochoty się kochać. Zbliżeń w tym cyklu bylo tyle co kot napłakał. Ja nawet przestałam zaglądać do kalendarzyka. Czekałam na miesiączkę. Tydzień przed @ bardzo bolały mnie piersi i brzuch na okres wiec czekałam cierpliwie. Aż od tego piątku zauwazylam ze cokolwiek zjem to mam ochotę zwymiotować a przed nosem zaczęły przelatywać jakieś smrody oraz smak mi sie zmienił… spojrzałam w kalendarzyk i widzę ze okres mi sie spóźnia… pierwsza moja mysl ze to nie możliwe. Przeanalizowałam wszystkie zbliżenia i jedno było faktycznie na początku okresu płodnego (wg mego kalendarzyka)
Wczoraj zrobiłam test i wyszły 2 piękne kreseczki. Wizytę mam 7 grudnia. Boje sie cieszyć żeby nie zapeszyć nic. Mąż jeszcze nic nie wie. Ma w czwartek urodziny i chciałabym wytrzymać i przekazać mu ta wiadomość w tym dniu… mega jestem ciekawa jego reakcji
pójdę jeszcze na betę żeby zobaczyć czy ładnie rosnie, ale aż mi sie wierzyc nie chce ze sie udało…