my od wczoraj w szpitalu.
przyjechalam sprawdzic co to za okropne klucia w podbrzuszu i na dzien dobry jakas kretynka polozna stwierdzila ze musi sprawdzic czy dziecko nadal jest ulozone posladkowo. i tak zaczela mi mietosic brzuch, ze macica w momencie zaczela sie stawiac, a jak wsadzila paluchy do srodka sprawdzic stan szyjki, i dobre 3 minuty tam "gmerala" po czym stwierdzila ze nie umie namacac ujscia szyjki, i poszla po lekarza. ten doprawil swoim macaniem, i dostalam skurczy !!! pod ktg od razu, poczatkowo 40-60%, potem juz prawie kazdy 100%. Tylko kurna jak na zlosc szyjka poza tym ze sie calkiem skrocila- nie otwiera sie ani troche!!!! tak wiec leze od wczoraj, na skurcze jak zwykle dostaje paracetamol, a ci kretyni sie ciesza ze nie rodze bo szyjka zamknieta, wiec jeszcze ciac nie trzeba.
juz mam cholera takie nerwy, ze wszyskim sie obrywa. 37 tydzien, dziecko ma 3600 a oni mnie trzymaja w bolach chyba do usranej smierci!!!!