No ja właśnie dziś doświadczyłam przedsmaku państwowej opieki i ręce opadają :-(
Tak mi się jakoś w życiu układało, że przez ostatnich kilka lat pracowałam w firmach, które zapewniały mi prywatną opiekę medyczną, wcześniej na studiach w ogóle nie chorowałam a do gina chodziłam prywatnie.
Dziś poszłam zarejestrować się do publicznej przychodni koło której mieszkam, żeby sobie wybrać położną środowiskową i przenieść papiery z poprzedniej przychodni, do której chodziłam jeszcze w liceum.
Pani położna (jest tam tylko jedna, więc wyboru nie miałam) zrobiła mi wielką łaskę dając mi formularz, a jak grzecznie poprosiłam też o długopis strzeliła focha i się odwróciła (!!!!!!!!!) Zlitowała się nade mną jakaś dziewczyna czekająca w kolejce i pozyczyła mi swój.
Wypełniłam formularz, ochrzaniła mnie że wpisałam nr książeczki ubezpieczeniowej (jest tam na ten nr rubryka, wiec ją wypelniłam) - "bo nikt tego nie robi"...
Wzieła formularz i zaczela udawac, ze juz mnie nie ma przy okienku. Powiedzialam, ze rodze na poczatku kwietnia i chcialabym prosic o jej nr telefonu, zeby moc sie z nią skontaktowac. Powiedziala mi, zebym sobie znalazla numer do przychodni i na niego dzwonila jak cos bede chciala
Gdybym kiedykolwiek, w ktorejkolwiek z firm w których pracowałam w taki sposob potraktowała klienta wyleciałabym na zbity pysk.
Już czuje, ze z panią położną raczej się nie spotkamy, bo takiej wrednej lafiryndy do domu nie wpuszcze.