Wiem że to dla Ciebie trudny temat ale możesz napisac jak dowiedzieliście się o chorobie ?
A na WOSP zawsze daje , kazda z nas ma zresztą w książeczce badanie słuchu wykonane dzięki WOŚP
Trudny ale wartomówić jak się wykryło to cholerstwo.
Zosia miała anemię, jak już kiedyś wspominałam, przez misiąc dawałam jej przepisane żelazo, kwas foliowy i B3 czy 6 nie mam głowy teraz do tego. 1 grudnia mieliśmy zrobić badanie krwi i w środę iść z wynikami do naszej doktor bo minął miesiąc przyjmowania preparatów. Pod koniec listopada na skroni pojawił się guzek, myślałam że się uderzyła ale jakoś mnie to zaniepokoiło więc mu się przyglądałam uważnie i po kilku dniach stwierdziłam że to rośnie. Poszliśmy do lekarza pierwszego lepszego spytać do kogo się z tym zgłosić (nasza doktor nie miała już miejsc wolnych tego dnia) no i ta doktor nie miała pojęcia co to może być zaproponowała skierowania do laryngologa, itd lub do szpitala i radziła to drugie bo to jednak szybko w jednym miejscu sprawdzą no i pojechaliśmy na luzie myśląc że to jakaś pierdoła. Zrobili USG tego, RTG główki, konsultacja z laryngologiem po 14 gdy lekarze wychodzili już do domu, złapała jednak całą bandę lekarzy prowadzących różnych specjalizacji już przebranych w kurtki i zaciągleła do gabinetu, oglądali Zosię, mówili że blada, że nie wiadomo co to... aż miła pani powiedziała zostawmy ją w szpitalu, ja się od jutra nią zajmę. Zostaliśmy. Standardowe badania krwki, osłuchanie i badanie brzuszka ręką i coś zdziwiło pewną doktor w brzuch, zleciła kolejne usg tym razem brzuszka, więcej pobrań krwi. Wieczorem weszły panie ze smutną miną, powiedziały że Zosia ma dużego guza w brzuchu, że krew jest tak słaba że zaraz będą przetaczali jej nową, jeszcze kroplówka, rano tomografia komputerowa ze znieczuleniem, potem znowu kroplówki, welfrony które Zosia zrywała, nowy oddział ONKOLOGIA i zapoznanie naszej pani doktor i wstępna diagnoza: Duży guz w brzuchu, to na skroni to przerzut, potem kolejne toczenie krwi, pobranie szpiku, założenie cewnika moczowego na dobę, dużo kolejnych pobrań krwi, diagnoza: Komórki nowotworowe w szpiku. Dziś w karetką do Instytutu Matki i dziecka, podali takie coś aby jutro znowu tam jechać karetką z naszego szpitala na takie badanie co pokaże czy są jeszcze jakieś nie ujawnione guzy, po południu pierwsza chemia będzie. Wczoraj miała jeszcze Malutka zabieg pod narkozą, założono jej brewiak (czy jakoś tak) takie wejście do żyły głównej w klatce piersiowej robione na stole chirurgicznym przez które teraz dostaje kroplówki, antybiotyki, krew i od jutra chemię, kolejnych welfronów nie było już gdzie zakładać jakie miała sine rączki i nóżki:-( Pobrali też kolejny raz szpik do badań genetycznych.
Po kilku dniach spędzonych w szpitalu jakoś przywykłam do tego ale jak pierwszy raz zobaczyłam jak podłączyli Zosi krew i powiedzieli że bez tego nie mogą jej znieczulić to prawie zemdlałam, wyłam i nie mogłam się uspokoić i tak przez 3 dni. Teraz już poznałam dużo chorych dzieci, ich rodziców, mam świadomość tego co nas czeka i jak to wygląda i cóż wiem że muszę żyć dalej aby pomóc żyć mojemu dziecku i razem z nim przez to przejść. Łzy mnie zalewają ale wiem że to nie pomaga nikomu więc staram się uśmiechać i WIERZYĆ!!!