Ello babeczki.
Jaki ja dzis mily dzien mam. Poszlam do urzedu podatkowego i ku mojemu zaskoczeniu...
Ale od mniej wiecej poczatku:
w baja Kalifornia ludzie cierpia z tego powodu, ze maja prace. Nigdy nie udzielaja wyczerpujacych informacji, robiac petentom laske, ze generalnie racza z nimi rozmawiac. Sami z siebie nic nie doradza, nie pomoga, nie powiedza nawet by cmoknac ich w trabke. Tumiwisizm jest u nich zaawansowany do stopnia nieprawdopodobnego.
Rano powiedzialam do malza: ¨Kochanie, ubieraj sie, idziemy do podatkowego. Potrzebuje wsparcia moralnego, a oni pewnie beda potrzebowac ochrony...¨ Takie mam doswiadczenia.
Na miejscu okazalo sie, ze od momentu gdy wyciagnelam numerek, do momentu gdy pojawil sie on przy okreslonym okienku, minela jedna, doslownie jedna, sekunda. Wszystko pieknie mi wytlumaczono, nawet wiecej niz chcialam
i jakby tego bylo malo, poinformowano mnie o pewnej czynnosci, ktorej jesli nie wykonam, podatkowy przyje... mi mandat taki, ze sie z tylkiem nie pozbieram. Ha! W poprzednim podatkowym (tym w Baja California), zadej niedouczony urzedas nawet sie nie zajaknal na ten temat.
Jednym slowem bosko. szkoda tylko, ze nie wiedzialam o tym wczesniej, bo bede miala kupe papierkowej roboty.
W urzedzie podatkowym 40 okienek, nie to co w BC (10), pracownicy na kazde twoje zawolanie, kawa i herbata dla petentow i ciasteczka rowniez. Super!
Po powrocie ugotowalam przepysznego kurczaka z chipotle i rodzynkami i warzywami i zasnelam na mojej nowej sofie. Tak mi sie smacznie spalo, ze zwleklam sie z niej po 2 godzinach...
Poza tym dzis zrobilo sie nieco chlodniej - 20º hahaha, tro chyba wraca zima