Gosienko, dzieki. Prawa lepiej, lewa beznadziejnie. Terapia shirazem nie pomogla, naszprycowalam sie zatem od rana kodeina. Mam nadzieje, ze pomoze. Stary... hehe. Ujmijmy to tak - sa ludzie, ktorzy prawia komplementy w taki sposob, ze brzmia one jak najbardziej kasliwy przytyk. Moja maz w taki sam sposob pomaga. Jak go poprosze 15 razy, to cos tam zrobi, ale przy okazji marudzi pod nosem (wystarczajaco glosno, abym slyszala i robi miny), doprowadza mnie to do szalu. Nie trzaskam drzwiami, bo nie mam jak tych drzwi chwycic. No i pomaga w swoim tempie - zmyje polowe naczyn, przelozy cos z miejsca na miejsce, ale juz nie odkurzy, a jesli odkurzy, to tylko kawalek dywanu. Kurzy nie zetrze, lazienki nie umyje... Wczoraj pokazal mi mape sciezki rowerowej i stwierdzil, ze przyniosl ja do domu, bo on bedzie tam jezdzil. No to korzystajac z okazji powiedzialam, ze wszystko co robi koncentruje sie wokol niego. Ze jak ma wolny dzien spi do 10ej, sniadanie je do poludnia, a pozniej idzie na zakupy i wraca wieczorem, pozniej idzie plywac, a ja w tym czasie sama zajmuje sie mala. A przeciez moglby Kostke wziac na dwor na przyklad (tlumaczy wtedy, ze ma kolano trzepniete, *****, ja mam polamene rece, a i tak chodze w mloda na spacery, sprzatam, gotuje, mloda kapie, etc.), ze ja moglabym isc do kina, teatru, muzeum... Ze tez chcialabym pospac do 10ej (on wtedy wypala, ze to jedyny dzien, kiedy moze odespac... Halo! przez pierwsze 2,5 roku Konstancji zycia spalam 3 godziny na dobe, zawsze wstaje razem z nia i do diabla, nie mam dnia wolnego)... I takie tam. Dzis Kostka obudzila mnie po 6ej. Wstalysmy, zrobilam kawe. 7:21 (akurat spojrzalam na zegarek, to wiem), malzon stwierdzil, ze jeszcze 30 minut pospi. Jest juz 8:50, a on w wyrku gnije... A! pytalas, czy zyje jeszcze. No zyje, choc szczerze mowiac, zaczynam sie obawiac, ze moze miec nieszczesliwy wypadek przy myciu okien ;-)