zielona maupa
Na skrzydłach melancholii
Marta, dziewczyno, zadbaj o siebie. Ja Cie bardzo prosze. Olka potrzebuje silnej i ZDROWEJ mamy. Spij najlepiej jak sie da.
Agniecha, dzieki, ale Wredzka wstaje zwykle 5:30, a jak ma dzien dobroci dla matki to 6:30
Kapiel lawendowa zabrala mnie w kilka cudnych miejsc... Do tego blask swiec, winko i moja wyobraznia ;-)
Lawenda kojarzy mi sie z Essex. Pracowalam tam od wczesnego ranka, do poznych godzin wieczornych. Zdarzalo mi sie pojsc do pubu w uniformie prosto z pracy, bo czasem konczylam o 22ej, a puby do 23 otwarte... Fantastyczne rzeczy i cudowni ludzie przydarzyli mi sie tam.
Ale do rzeczy. Kazdego dnia pomiedzy 18:50 a 19ta mialam chwilke wolnego, ot na papierosa. Siadalam wowczas z moim raczym rumakiem (szerszeniem szos, znaczy rowerem) w niewielkim parczku obrosnietym kepami lawnedy. Kiedy tak siedzialam i palilam, zawsze kolo mojej lawki przechodzil nieziemskiej urody mezczyzna. Niezbyt wysoki, o oliwkowej skorze i kruczoczarnych wlosach. Trwalo to cale miesiace. Pewnego dnia podszedl do mnie, niesmialo sie usmiechnal i zapytal, czy moze sie przysiasc. Na imie mial Jose Javier i byl Hiszpanem. Od tego momentu kazdego dnia przysiadal sie do mnie, a jesli na siebie nie trafilismy, zostawial mi lisciki. Kiedys kolezanka powiedziala, ze miedzy nami iskrzy. Iskrzylo i to bardzo. A ze to bylo lato, piekne cieple lato, lawenda pachniala najcudowniej na swiecie...
Agniecha, dzieki, ale Wredzka wstaje zwykle 5:30, a jak ma dzien dobroci dla matki to 6:30
Kapiel lawendowa zabrala mnie w kilka cudnych miejsc... Do tego blask swiec, winko i moja wyobraznia ;-)
Lawenda kojarzy mi sie z Essex. Pracowalam tam od wczesnego ranka, do poznych godzin wieczornych. Zdarzalo mi sie pojsc do pubu w uniformie prosto z pracy, bo czasem konczylam o 22ej, a puby do 23 otwarte... Fantastyczne rzeczy i cudowni ludzie przydarzyli mi sie tam.
Ale do rzeczy. Kazdego dnia pomiedzy 18:50 a 19ta mialam chwilke wolnego, ot na papierosa. Siadalam wowczas z moim raczym rumakiem (szerszeniem szos, znaczy rowerem) w niewielkim parczku obrosnietym kepami lawnedy. Kiedy tak siedzialam i palilam, zawsze kolo mojej lawki przechodzil nieziemskiej urody mezczyzna. Niezbyt wysoki, o oliwkowej skorze i kruczoczarnych wlosach. Trwalo to cale miesiace. Pewnego dnia podszedl do mnie, niesmialo sie usmiechnal i zapytal, czy moze sie przysiasc. Na imie mial Jose Javier i byl Hiszpanem. Od tego momentu kazdego dnia przysiadal sie do mnie, a jesli na siebie nie trafilismy, zostawial mi lisciki. Kiedys kolezanka powiedziala, ze miedzy nami iskrzy. Iskrzylo i to bardzo. A ze to bylo lato, piekne cieple lato, lawenda pachniala najcudowniej na swiecie...