dziewczyny, przeżyłam horror...brrrrrrrrr...
siedzieliśmy sobie w ogródku, ja na lezaczku z netem w rękach, M to samo, Hania w bujaczku podrywała ślimaczka, a psiulek mój - mały shih tzu Snoopy - leżał koło nas...
w pewnym momencie na horyzoncie pojawił się dalmatyńczyk olbrzym, którego Snoopy nie trawi...nie wiem dlaczego podbiegł do tego pieprzonego olbrzyma, a ten tylko raz otworzył paszcze i prawie połknął naszego kurdupla
...ja do M "zrób coś", ale ten ze swoimi plecami zanim się podniósł to ja wystartowałam do tego dalmatyńczyka....zanim dobiegłam, to olbrzym wypuscil Niunka z paszczy, a niuniek w długą poszedł w wies...złapałam go na szczescie i zabralam na rekach z powrotem do ogrodu, ale byl jakis nieswój...weszlismy do domu, piesio nie mogl sobie znaleźć miejsca...patrzymy mu na brzuszek, a tam jedna wielka rana i kałuża krwi...Laura jak to zobaczyła, to wpadła w taki płacz, że aż mi się zanosiła, Hanka się darła na rekach bo była głodna, a ja musiałam ratować starszą coby mi się nie udławiła...a pies latał po domu i plamił krwia gdzie popadnie...no mowie Wam, masakra....dzieki Bogu ze mieszkamy w duzym miescie i z pogotowiem wet. nie ma problemu...tatus z zanoszacą sie córcią pojechal ratować Snoopa, a ja zaczelam rytuał usypiania Hanki...
ech, żeby tylko nic się Snoopiemu nie stało, bo nie wyobrażam sobie mojej córci...
no i czas chyba zacząć polowanie na dalmatyńczyki...a tak lubiałam kiedyś tę rasę....ech...