Ja piszę dzisiaj aby się z Wami pożegnać :-( Niestety nasza trwająca miesiąc radość właśnie się skończyła. Dzisiaj straciliśmy nasze maleństwo :-
-
-(
W nocy zaczęło się krwawienie, które ja zuważyłam ok. 5 rano. Spanikowana obudziłam męża, który chciał mnie zaraz wieźć do szpitala. Zadzwoniliśmy jednak najpierw do kliniki, do której się wybierałam. Tam lekarz z którym rozmawiałam powiedział abym poczekała do 8 rano kiedy to otworzą klinikę i wtedy zadzwoniła do nich aby zapisali mnie na wizytę na dzisiaj rano. Wizytę miałam o 9. Zrobiono mi dopochwowe USG i już od razu kobieta, która je robiła powiedziała mi, że to jest poronienie. Dzidziuś jeszcze tam był. Wg USG ciąża miała 7 tygodni i 3 dni, co oznacza, że do niedawna wszystko się rozwijało normalnie a potem nagle przestało :-( Po USG spotkaliśmy się z lekarzem (z mężem, bo on cały czas był ze mną). Lekarz starał się nas pocieszyć. Powiedział, że nie da się ustalić dlaczego straciliśmy nasze dziecko. Podobno tak się zdarza i jest to po prostu pech. Coś się nie rozwinęło prawidłowo. Zapewniał nas, że na pewno wina tego nie leży po naszej stronie.
Mieliśmy do wyboru, że albo oni zrobią zabieg i wyssą wszystko co trzeba ze mnie, albo mogę wrócić do domu i poronić naturalnie. Wybrałam tę drugą opcję, gdyż nie mogłam sobie wyobrazić, że to nasze dzieciątko będzie wysysane jakimś odkurzaczem. Wtedy zresztą jeszcze nic mnie nie bolało. Miałam jedynie lekki ból brzucha jak przy @.
Wróciliśmy zatem do domu gdzie pogrążyliśmy się w rozpaczy nasz naszą stratą. Straszny atak płaczu dopadł mnie kiedy zobaczyłam nasze maleństwo... Ono było takie malutkie, ale miało już oczka, malutkie rączki i zaczątki nóżek... Potem zaczął się ból fizyczny. 2 tabletki ibuprofenu, który polecał lekarz nie zdziałały nic. Miałam też wrażenie, że za chwilę zwymiotuję. Mój przerażony mąż zadzwonił do lekarza co może zrobić. Ten przepisał mi jakiś silny środek przeciwbólowy i coś przeciw wymiotom i mąż odebrał to w aptece. Środek pomógł, bo teraz nie czuję żadnego fizycznego bólu.
Mam wrażenie, że wypłakałam już wszystkie łzy, chociaż nieraz pewnie jeszcze łezka się pojawi na wspomnienie tego co się stało. Nie pozostaje nam nic innego jak czekać do czasu kiedy będziemy mogli się starać ponownie o dziecko i modlić się aby tym razem wszystko potoczyło się szczęśliwie.
Wam dziewczęta życzę aby żadna z Was nie miała okazji doświadczyć tego co ja właśnie przeżywam. Trzymam za Was kciuki aby Wasze maleństwa rozwijały się zdrowo do szczęśliwego rozwiązania w kwietniu.