Odświeżam wątek, żeby napisać o zbawczym oddziaływaniu moich szkoleń na relacje Tomka z Julkiem.
Od tygodnia urzędują sami i potrwa to jeszcze do soboty. Tzn. Tomek jeździ do pracy, w tym czasie przychodzi niania, a potem i w weekendy muszą sobie radzić zupełnie sami.
Efekt był taki, że pierwszego poranka Tomek przywitał opiekunkę jeszcze w piżamie. Mimo, że jak mi opowiadał potem przez telefon ogolił się już wieczorem i wyprasował sobie koszulę to nie dał rady się wyszykować przed jej przyjściem. Potem było coraz lepiej. Fakt, że i niania go trochę rozpieszcza. Dziś przyniosła mu rano ciasto i świeży chleb. Gotuje mu zupy. W weekend jechał na kupnych pierogach. Ale jest zadowolony, mimo, że zmęczony. A jak mnie docenia
Chwali się oczywiście każdą taką czynnością jak pranie, czy umycie naczyń. Choć już zapowiada, że nad generalnym porządkiem nie umie zapanować.
A ja w tym czasie zwiedzam Wrocław, chodzę do kina, na zakupy. Tylko od wczoraj źle się czuję, jakaś choroba mnie łamie i dziś w ramach rozrywki zaserwuję sobie łóżko. Tu co druga osoba jest chora. Założę się, że rozkłada nas klima. Nie dość, że sale są kliematyzowane na szkoleniach to i pokoje w hotelu. A tam klimatyzację można co najwyżej przykręcić, ale nie wyłączyć. :-(
A jak się sprawują wasi tatusiowie?