Witam ponownie!
Po kolejnym krwawieniu, niewielkim acz znaczącym, znów wylądowałam na kilka dni w szpitalu, tym razem wybrałam inny, w którym z największym prawdopodobieństwem będę rodzić (poprzednio pojechałam do najbliższego, ale też był ok) i przy okazji upewniłam się, że opieka lekarzy, położnych i wszelkich innych osób odpowiedzialnych za jedzenie, sprzątanie itp. jest absolutnie bez zarzutu. Owszem, jeden lekarz sprawił na mnie wrażenie luzaka, bo usg kontrolne u niego przed wyjściem trwało ok. 30 sekund
, ale to dla mnie nie miało już tak dużego znaczenia biorąc pod uwagę, że pierwsze usg po przyjęciu wykonywane było przez świetną, dokładną lekarkę, blisko pół godziny szczęścia spotkanie ze naszym (mąż też się załapał
) skarbem, już prawie 10cm wiercipiętą - ani chwili nie siedział spokojnie, tylko przewracał się, odwracał, prostował rączki, nóżki, każde po kolei i razem, a pod koniec badania nasze szczęście ziewnęło rozczulająco
. Coś pięknego
Najważniejsze, że wygląda na okaz zdrowia.
Szalenie cieszę się, że i mąż mógł nasze maleństwo w akcji zobaczyć i ja też - bo nad leżanką miałam specjalny monitor, żebym nie krzywiła głowy zaglądając lekarce przez ramię ;-).
Tak więc co do szpitali ja już jestem zdecydowana, choć śmiejemy się z siostrą że jak zaczęłam tournee po krakowskich szpitalach to jeszcze mi sporo do sprawdzenia zostało ;-).