reklama
ja tez nigdy naszczescie nie stracilam dzidzi, a nawet ciazowych ubran boje sie kupic. co ide do lazienki to dokladnie sprawdzam papier. Z niecierpliwoscia czekam na badania prenatalne i na kolejne usg zeby tylko sprawdzic czy wszystko ok i czy beda blizniaki czy jeden okaze sie kanibalem .
krakowianka85
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 20 Czerwiec 2010
- Postów
- 1 245
Dziewczyny, trzeba myśleć pozytywnie! To podstawa! Ja sobie już kupiłam dwie pary spodni ciążowych i spódnicę. I pod koniec września będziemy robić lekkie przemeblowanie podDzieciaczkowe że tak powiem. Trzeba myśleć pozytywnie i nie tracić nadziei! Ale oczywiście ja też będę spokojniejsza, jak 13 września na USG wszystko będzie ok i jak skończy się pierwszy trymestr. A przede wszystkim - w necie czytam tylko POZYTYWNE wątki. Bo po co się negatywnie nakręcać?
u mnie w rodzinie jest przyjęte, że nawet nie rozmawia się za wiele o ciąży . ma to związek z tragedią mojej babci.
Babcia pracowała w poradni przeciwgruźliczej, robiła zdjęcia roentgenowskie. to były początki, lata 50-te, więc nikt nie wiedział, że to szkodliwe. dziecko (Andrzejek) urodził się z chorobą popromienną i umarł chyba w 3 dobie. Babcia nigdy go nie widziała, są dwa zdjęcia, ale mówi, że się nie odważyła jeszcze
dziadek szybko się postarał i urodziła się moja mama, a potem jeszcze dwie córki, ale i tak łatwo nie było
przepraszam, że tak zasmucam, ale często o tym myślę. czasem też ciężko mi, bo nie mam z kim pogadać w rodzinie o "byciu w ciąży" mam dwóch młodszych braci (kawalerów) jestem najstarsza z dzieci z całej rodzinki. na dodatek siostry mojej mamy nie wyszły nigdy za mąż.rodzinka Pawła mieszka w USA....i nie mamy żadnego kontaktu poza kartkami świątecznymi.
jest mi ciężko. nie mam koleżanek, bo mieszkam tu od niedawna, a w całej wsi emeryci....
ehhh i tak mogłabym opowiadać i opowiadać. dobrze,że mam Was
Babcia pracowała w poradni przeciwgruźliczej, robiła zdjęcia roentgenowskie. to były początki, lata 50-te, więc nikt nie wiedział, że to szkodliwe. dziecko (Andrzejek) urodził się z chorobą popromienną i umarł chyba w 3 dobie. Babcia nigdy go nie widziała, są dwa zdjęcia, ale mówi, że się nie odważyła jeszcze
dziadek szybko się postarał i urodziła się moja mama, a potem jeszcze dwie córki, ale i tak łatwo nie było
przepraszam, że tak zasmucam, ale często o tym myślę. czasem też ciężko mi, bo nie mam z kim pogadać w rodzinie o "byciu w ciąży" mam dwóch młodszych braci (kawalerów) jestem najstarsza z dzieci z całej rodzinki. na dodatek siostry mojej mamy nie wyszły nigdy za mąż.rodzinka Pawła mieszka w USA....i nie mamy żadnego kontaktu poza kartkami świątecznymi.
jest mi ciężko. nie mam koleżanek, bo mieszkam tu od niedawna, a w całej wsi emeryci....
ehhh i tak mogłabym opowiadać i opowiadać. dobrze,że mam Was
..to bardzo smutna historia ( ANAWOJQ, smutne także to, iż ciąża stała się tematem tabu, u mnie w rodzinie też nie obeszło się bez podobnych tragedii, moja ciocia urodziła jedno martwe, a drugie żyło kilka dni, moja chrzestna matka nie doczekała się żadnego, to chyba najgorsze, ale ciążowe tematy zawsze wszystkich jednoczą i radują. Do tej pory pamiętam moich rodziców planujących dziecko długo po mnie, a mama rodziła mnie mając 31lat, niestety nic już z planów nie wyszło, ale mój brat szybko się postarał. Ale to też kolejna smutna historia, gdyż "żabusia" urodziła się w 6miesiącu, a to był rok 89, więc niemal bezradni lekarze nie dawali jej żadnych szans, ale...przeżyła.
ja się cieszę, że jest net i BB i możemy sobie tu tak o tym wszystkim, co właśnie wspólnie przeżywamy...)
ANAWOJQ, Ty już prawie 12 tydzień! superaśnie
ja się cieszę, że jest net i BB i możemy sobie tu tak o tym wszystkim, co właśnie wspólnie przeżywamy...)
ANAWOJQ, Ty już prawie 12 tydzień! superaśnie
Ostatnia edycja:
A ja ograniczam czytanie internetu do tegoż tu forum. Schizuję, jak każda, zaglądam sobie w gacie co chwilę, ale robię wszystko, żeby o tym nie myśleć.
anawoj - bardzo smutna historia. To chyba tak jest, że starsze pokolenia nie lubią mówić o takich sprawach. Moja babcia też miała młodszą siostrę, o której nic właściwie nie wiem. Pochodną jest przesąd funkcjonujący w mojej rodzinie, że z dzieckiem nie powinno się wychodzić na dwór przed chrztem. Miałam z tym problem przy Hani - nie jestem katoliczką i ochrzciłam ja własciwie dla rodziny (to hipokryzja wiem, ale tak jest z rodziną), ale nie chciałam czekać dwóch miesięcy z pierwszym spacerkiem.
A co do badań, to ja dostałam wszystkie wyniki na drugi dzień rano.
Z Hanią chyba jest lepiej... póki co nie odwoływaliśmy urodzinek.
anawoj - bardzo smutna historia. To chyba tak jest, że starsze pokolenia nie lubią mówić o takich sprawach. Moja babcia też miała młodszą siostrę, o której nic właściwie nie wiem. Pochodną jest przesąd funkcjonujący w mojej rodzinie, że z dzieckiem nie powinno się wychodzić na dwór przed chrztem. Miałam z tym problem przy Hani - nie jestem katoliczką i ochrzciłam ja własciwie dla rodziny (to hipokryzja wiem, ale tak jest z rodziną), ale nie chciałam czekać dwóch miesięcy z pierwszym spacerkiem.
A co do badań, to ja dostałam wszystkie wyniki na drugi dzień rano.
Z Hanią chyba jest lepiej... póki co nie odwoływaliśmy urodzinek.
..aenye
Mama grudniowa'06
wow, anawoj, faktycznie :-) jaka ty juz jestes zaawansowana w tej branzy
jak juz znowu takie tematy czarne poruszamy.. choc ciut bez sensu o tym wszystkim czytac i mowic, strachu sie mozna najesc i nie spac przez pol ciazy, wpasc w paranoje itepe.. moze po to tylko, zeby uswiadomic sobie wyjatkowosc naszego stanu i potrzebe szczegolnej opieki nad sama soba.
ale do rzeczy. dzis dowiedzialam sie czegos strasznie, strasznie smutnego :-( wychowawczyni (pani przedszkolanka znaczy) moich dwoch chlopaczkow byla w czerwcu, jak sie z nia zegnalismy przed wakacjami, w 6 miesiacu ciazy. we wrzesniu widze ja znowu w sali i troche bylam zdziwiona, ale nic nie zapytalam, bo nawet nie bylo jak; jakos myslalam, ze musiala szybko do pracy wrocic po porodzie, bo brak kasy czy cos (wychodzi na to, ze nie przemyslalam sprawy macierzynskiego, heh, niewazne). zreszta nie przyszloby mi cos takiego do glowy. dzisiaj za to zapytalam druga z tych opiekunek i przezylam szok.. biedna dziewczyna w lipcu urodzila 6-miesiecznego chlopczyka, 1,5kg... moglby juz spokojnie przezyc, ale jak sie okazalo, mial bardzo powazna wade serca, ktora uniemozliwiala pompowanie krwi... zyl godzine tylko, zmarl na jej rekach... nie zdazyli z operacja, mieli ja przewozic do Austrii i tam robic operacje na dzieciatku w jej brzuchu. nie zdazyli, zaczela sie akcja porodowa i nie byli w stanie jej zatrzymac.
Boże, nie chce mi sie wyobrazac nawet tego, co przezyla, jaki straszny los byl jej pisany... plakac mi sie chce do tej pory. i jeszcze ta dziewczyna pracuje z maluszkami, w zlobku... matko jedyna, jak ja jej ogromnie wspolczuje :-( jaka musi byc silna...
mam nadzieje, ze nie jestescie zle za te smutne wynurzenia... ale nie moge sie uspokoic :-(
ale, ALE. koniec czarnych mysli zarzadzam na watku!!!!!
od tej pory patrzymy tylko na kwiatki, rozowe chmurki, ptaszki i usmiechniete buziaki w wozkach - i na nic innego!!! grunt to pozytywne myslenie :-) nosimy w sobie maly CUD i dla niego wlasnie warto uwierzyc, ze wszystko sie uda, ze maluszek jest najzdrowszy na swiecie, a ciaza jest spokojna i niezagrozona zadna tragedia. bedzie pieknie i tego sie trzymajmy!!!
jak juz znowu takie tematy czarne poruszamy.. choc ciut bez sensu o tym wszystkim czytac i mowic, strachu sie mozna najesc i nie spac przez pol ciazy, wpasc w paranoje itepe.. moze po to tylko, zeby uswiadomic sobie wyjatkowosc naszego stanu i potrzebe szczegolnej opieki nad sama soba.
ale do rzeczy. dzis dowiedzialam sie czegos strasznie, strasznie smutnego :-( wychowawczyni (pani przedszkolanka znaczy) moich dwoch chlopaczkow byla w czerwcu, jak sie z nia zegnalismy przed wakacjami, w 6 miesiacu ciazy. we wrzesniu widze ja znowu w sali i troche bylam zdziwiona, ale nic nie zapytalam, bo nawet nie bylo jak; jakos myslalam, ze musiala szybko do pracy wrocic po porodzie, bo brak kasy czy cos (wychodzi na to, ze nie przemyslalam sprawy macierzynskiego, heh, niewazne). zreszta nie przyszloby mi cos takiego do glowy. dzisiaj za to zapytalam druga z tych opiekunek i przezylam szok.. biedna dziewczyna w lipcu urodzila 6-miesiecznego chlopczyka, 1,5kg... moglby juz spokojnie przezyc, ale jak sie okazalo, mial bardzo powazna wade serca, ktora uniemozliwiala pompowanie krwi... zyl godzine tylko, zmarl na jej rekach... nie zdazyli z operacja, mieli ja przewozic do Austrii i tam robic operacje na dzieciatku w jej brzuchu. nie zdazyli, zaczela sie akcja porodowa i nie byli w stanie jej zatrzymac.
Boże, nie chce mi sie wyobrazac nawet tego, co przezyla, jaki straszny los byl jej pisany... plakac mi sie chce do tej pory. i jeszcze ta dziewczyna pracuje z maluszkami, w zlobku... matko jedyna, jak ja jej ogromnie wspolczuje :-( jaka musi byc silna...
mam nadzieje, ze nie jestescie zle za te smutne wynurzenia... ale nie moge sie uspokoic :-(
ale, ALE. koniec czarnych mysli zarzadzam na watku!!!!!
od tej pory patrzymy tylko na kwiatki, rozowe chmurki, ptaszki i usmiechniete buziaki w wozkach - i na nic innego!!! grunt to pozytywne myslenie :-) nosimy w sobie maly CUD i dla niego wlasnie warto uwierzyc, ze wszystko sie uda, ze maluszek jest najzdrowszy na swiecie, a ciaza jest spokojna i niezagrozona zadna tragedia. bedzie pieknie i tego sie trzymajmy!!!
reklama
..aenye
Mama grudniowa'06
i dla poprawy samopoczucia...:
Ciągle szukasz tego wymarzonego księcia z bajki? - Joe Monster
- tego nie mozecie przegapic
Ciągle szukasz tego wymarzonego księcia z bajki? - Joe Monster
- tego nie mozecie przegapic
Podziel się: