Z tego też powodu moi rodzice i rodzice K.na razie nie wiedzą o ciąży bo po pierwsze miałabym pomoc i rady ,które by mnie dobijały a po drugie mama od razu ruszyłaby do organizacji wesela, którego teraz nie mam ochoty robić, tak było w pierwszej ciąży .Ja na razie też czekam na oświadczyny i jak się doczekam to ślub chętnie zaplanuję ale po urodzeniu dziecka a nie teraz kiedy jestem wzdęta, zapryszczona i wiecznie bekająca ;-)Najbardziej to mnie denerwują moi rodzice,oni by chcieli abyśmy naprędce urządzili wesele itd.
Ja ślubu teraz nie planuje,każdy grosz trzeba odkładać na potrzeby dla dzidziusia jak już bedzie na świecie i to jest dla mnie priorytetem ,gdyż chcę aby nic mojemu dziecku nie brakowało.Jest mi dobrze ,obecna sytuacja jest dla mnie jak najbardziej zadowalająca ,wiec nierozumiem dlaczego rodzice nie mogą tego zrozumieć.
Doprowadzają mnie swoimi komentarzami do szału ,a ja naprawdę teraz nie powinnam się denerwować -ale to też do nich nie dociera .
Chyba po prostu ograniczę z nimi kontakt i tyle.
Musiałam się wyżalić kobietki drogie!
Życzę Wam spokojnego dnia.
reklama
*emi*25
teraz podwójna mamusia
Witam.
Agnes,świetnie, że wszystko w porządku i karolcia też :-)
natasza, będzie wszystko dobrze ,zobaczysz i usłyszysz jutro serdusio :-)
Zjadłam sobie makaron z mlekiem,wczoraj gar kapuśniaku ugotowałam bo mi chodził po głowie,a na wieczór spaghetti ,na wieczór mi zauważyłam troche schodzą te mdłości,
ja nast.wizytę dopieruu 24 wrzesień och..
Agnes,świetnie, że wszystko w porządku i karolcia też :-)
natasza, będzie wszystko dobrze ,zobaczysz i usłyszysz jutro serdusio :-)
Zjadłam sobie makaron z mlekiem,wczoraj gar kapuśniaku ugotowałam bo mi chodził po głowie,a na wieczór spaghetti ,na wieczór mi zauważyłam troche schodzą te mdłości,
ja nast.wizytę dopieruu 24 wrzesień och..
krakowianka85
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 20 Czerwiec 2010
- Postów
- 1 245
Agness - no to jej nie znam, ale cieszę się, że masz pozytywne wrażenia po wizycie.
Lenka - moja koleżanka brała ślub z rocznym dzieckiem na ręku. I myślę, że to była dobra decyzja, bo a. wyglądała tak, jak chciała, b. nie narażała maleństwa pod sercem na stresy wynikające z przygotowań ślubno-weselnych.
A ja znowu wymiotowałam po tej kromce chleba.
Lenka - moja koleżanka brała ślub z rocznym dzieckiem na ręku. I myślę, że to była dobra decyzja, bo a. wyglądała tak, jak chciała, b. nie narażała maleństwa pod sercem na stresy wynikające z przygotowań ślubno-weselnych.
A ja znowu wymiotowałam po tej kromce chleba.
*emi*25
teraz podwójna mamusia
ja brałam ślub w 5 miesiącu,owszem okropne stresy ale nie tak bardzo te przygotowania,bo rodzice pomagali mocno,ale przed ślubem 2 dni wylądowałam w szpitalu ze skurczami ale powodem był udzielający nauk przedmałżeńskich proboszcz ehh dużo by opowiadać,dobrze na szczęście się skończyło wszystko .
moja kuzynka brala slub gdy mala miala 3 latka. Slub byl polaczony ze chrzcinami malej bardzo ladnie razem wygladaly i bylo naprawde uroczo. Wiec chyba nie ma sie co spieszyc. Ja bylam wykonczona swoim slubem, nie wyobrazam sobie jak bym wytrzymala jakbym byla w ciazy
Ostatnia edycja:
Hej Kwieciste!
AGNES Gratulacje! miło widzieć Twoje szczęście)
Ja od wczoraj umieram, tzn. jest mi słabo, duszno, mdliście, pawiście, więc proszę o wybaczenie za ciszę, ale nawet wklepanie paru słów to dla mnie nie lada wyczyn.
POZDRAWIAM WAS WSZYSTKIE I ŻYCZĘ DNIA BEZ WIĘKSZYCH PRZYPADŁOŚCI I TYLKO ZDROWYCH ZACHCIANEK
AGNES Gratulacje! miło widzieć Twoje szczęście)
Ja od wczoraj umieram, tzn. jest mi słabo, duszno, mdliście, pawiście, więc proszę o wybaczenie za ciszę, ale nawet wklepanie paru słów to dla mnie nie lada wyczyn.
POZDRAWIAM WAS WSZYSTKIE I ŻYCZĘ DNIA BEZ WIĘKSZYCH PRZYPADŁOŚCI I TYLKO ZDROWYCH ZACHCIANEK
Witam Was dziewczyny,
A ja sobie choruję :/ Mam lejący się katar i przez to zaczynam kaszleć (( Naczytałam się, że kaszel jest niebezpieczny, bo może spowodować skurcze macicy i się boję i powstrzymuję od kasłania. Tylko wtedy mnie dusi. Nie mogę się dodzwonić do lekarki, żeby zapytać, czy mogę jakiś syropek prawoślazowy np. Teraz jestem zdana na herbatkę z cytryną i miodem. Bo na czosnek nie mam ochoty...
Boję się, żeby to przeziębienie nie zaszkodziło Maluszkowi.
Farba ekologiczna, podobno nie trująca. Mój tata i chłopak twierdzą, że ona aż tak nie śmierdzi. Tylko ja jakaś wyczulona.Ojjj uważaj z tą farbą żebys sie nie przytruła bidulko
Współczuję. Ja też miałam okropną noc, bo mnie mdliło i ciągle się wybudzałam, bo mi chłopak kołdrę zabierał. Ale rano mnie nie mdliło. Aż się wystraszyłam, że coś nie tak. Śmieszne to. Są mdłości to się człowiek męczy i narzeka a jak ich nie ma to się od razu martwi, czy wszystko w porządku z Maleństwem.Ja mam za sobą okropną noc. Przez pół nocy mnie mdliło, a przez drugie pół rzygałam. :/
A ja sobie choruję :/ Mam lejący się katar i przez to zaczynam kaszleć (( Naczytałam się, że kaszel jest niebezpieczny, bo może spowodować skurcze macicy i się boję i powstrzymuję od kasłania. Tylko wtedy mnie dusi. Nie mogę się dodzwonić do lekarki, żeby zapytać, czy mogę jakiś syropek prawoślazowy np. Teraz jestem zdana na herbatkę z cytryną i miodem. Bo na czosnek nie mam ochoty...
Boję się, żeby to przeziębienie nie zaszkodziło Maluszkowi.
a_gala
Fanka BB :)
Witam Was kwietniowe Mamusie...
bylismy pare dni nad morzem, zeby odreagowac stresy minionego tygodnia....wczoraj wrocilismy
Ale wam zazdroszcze tych wszystkich mdlosci i innych ciazowych dolegliwosci, pamietajcie, ze im bardziej je czujecie tym lepiej to jest takie okropne uczucie jak nagle mdlosci przechodza, a piersi staja sie coraz mniej bolace i tkliwe...i ta diagnoza - ciaza obumarla....minal juz ponad tydzien, ale bol pozostal i to ciagle pytanie dlaczego??? dlaczego akurat ja, jestem przeciez mloda, zdrowa, wszystkie wyniki super...nigdy tego nie zrozumie i sie z tym nie pogodze. niektorzy sadza, ze niepotrzebnie tak wszystko przezywam, tlumacza, ze to byl "tylko" maly zarodek, no i co z tego? to bylo moje ukochane dziecko i tak juz na zawsze zostanie, kazda matka mnie zrozumie....zycie jest tak nieprzewidywalne i czasami gorzkie, ze ciezko to tal latwo przyjac, ja juz wiedzialam gdzie postawie lozeczko, jaka komode dokupie do sypialni jaki wozek mi sie podoba....i nagle ciach wszystko sie zalamalo...nie mam na nic sily, nie wiem jak wroce do pracy, do codziennosci, na razie wydaje mi sie to niemozlowe mam jeszcze dwa tygodnie, zeby sie do tego powrotu przygotowac, ale czy ja sobie dam rade, czy sie zaangazuje tak jak powinnam...nie wiem...chcialabym zasnac i obudzic sie za kilka miesiecy z nowa nadzieja na lepsze jutro...
jeszcze do tego ten dwudniowy pobyt w szpitalu, niby nie bylo zle, bo warunki i opieka na bardzo wysokim poziomie, ale jak sobie przypomne jak lezalam na lozku czekajac az pjawi sie bol brzucha i krwawienie...i pojawilo sie po paru godzinach i pojawily sie okropne skurcze i juz wiedzialam, ze "to " sie zaczelo....po silnej dawce leku przeciwbolowego, lezalam nadal obojetnie czekajac az zabiora mnie na zabieg...pielegniarka jeszcze przyszla z dokumentami i to pytanie czy chce pani zatrzymac szczatki plodu do pochowku, nie chcialam....to by bylo dla mnie zbyt ciezkie, nie przezylabym tego...musialam zadecydowac o plci dziecka i imieniu....przeciez to jest jakies chore... i to jeszcze w takim momencie, gdy zwijalam sie z bolu...chlopiec, tak bardzo chcialam miec chlopca, tak zostalo w dokumentach, imie Adam....w tym momencie o niczym wiecej nie marzylam, jak o tym, zeby juz bylo po wszystkim i w tedy pielegniarka mi oznajmila, ze za pol godziny bede miala zabieg...juz mi bylo obojetnie, juz sie nie balam, lezalam z mezem u boku i czekalam...na sali zabiegowej byl lekarz, anestezjolog i dwie pielgniarki, musialam sie rozebrac od pasa w dol i wtedy peklo mi serce, krew poleciala mi po nogach kapiac na podloge...polozylam sie na fotelu, nogi przypieli paskami, dostalam dozylnie srodek usypiajacy....obudzialam sie juz na swojej sali, gdzie czekal na mnie moj maz, poplakalam sie i pamietam jak dzis swoje slowa "tam nic juz nie ma..." a w tle placz noworodka z pobliskiego oddzialu polozniczego....zasnelam
nastepnego dnia po poludniu bylam juz w domu...
taka jest moja historia....
przepraszam, ze tu na forum o radosnym oczekiwaniu na skarby, ale musialam to z siebie wyrzucic...wiem, ze tylko WY jestescie w stanie mnie zrozumiec...
bylismy pare dni nad morzem, zeby odreagowac stresy minionego tygodnia....wczoraj wrocilismy
Ale wam zazdroszcze tych wszystkich mdlosci i innych ciazowych dolegliwosci, pamietajcie, ze im bardziej je czujecie tym lepiej to jest takie okropne uczucie jak nagle mdlosci przechodza, a piersi staja sie coraz mniej bolace i tkliwe...i ta diagnoza - ciaza obumarla....minal juz ponad tydzien, ale bol pozostal i to ciagle pytanie dlaczego??? dlaczego akurat ja, jestem przeciez mloda, zdrowa, wszystkie wyniki super...nigdy tego nie zrozumie i sie z tym nie pogodze. niektorzy sadza, ze niepotrzebnie tak wszystko przezywam, tlumacza, ze to byl "tylko" maly zarodek, no i co z tego? to bylo moje ukochane dziecko i tak juz na zawsze zostanie, kazda matka mnie zrozumie....zycie jest tak nieprzewidywalne i czasami gorzkie, ze ciezko to tal latwo przyjac, ja juz wiedzialam gdzie postawie lozeczko, jaka komode dokupie do sypialni jaki wozek mi sie podoba....i nagle ciach wszystko sie zalamalo...nie mam na nic sily, nie wiem jak wroce do pracy, do codziennosci, na razie wydaje mi sie to niemozlowe mam jeszcze dwa tygodnie, zeby sie do tego powrotu przygotowac, ale czy ja sobie dam rade, czy sie zaangazuje tak jak powinnam...nie wiem...chcialabym zasnac i obudzic sie za kilka miesiecy z nowa nadzieja na lepsze jutro...
jeszcze do tego ten dwudniowy pobyt w szpitalu, niby nie bylo zle, bo warunki i opieka na bardzo wysokim poziomie, ale jak sobie przypomne jak lezalam na lozku czekajac az pjawi sie bol brzucha i krwawienie...i pojawilo sie po paru godzinach i pojawily sie okropne skurcze i juz wiedzialam, ze "to " sie zaczelo....po silnej dawce leku przeciwbolowego, lezalam nadal obojetnie czekajac az zabiora mnie na zabieg...pielegniarka jeszcze przyszla z dokumentami i to pytanie czy chce pani zatrzymac szczatki plodu do pochowku, nie chcialam....to by bylo dla mnie zbyt ciezkie, nie przezylabym tego...musialam zadecydowac o plci dziecka i imieniu....przeciez to jest jakies chore... i to jeszcze w takim momencie, gdy zwijalam sie z bolu...chlopiec, tak bardzo chcialam miec chlopca, tak zostalo w dokumentach, imie Adam....w tym momencie o niczym wiecej nie marzylam, jak o tym, zeby juz bylo po wszystkim i w tedy pielegniarka mi oznajmila, ze za pol godziny bede miala zabieg...juz mi bylo obojetnie, juz sie nie balam, lezalam z mezem u boku i czekalam...na sali zabiegowej byl lekarz, anestezjolog i dwie pielgniarki, musialam sie rozebrac od pasa w dol i wtedy peklo mi serce, krew poleciala mi po nogach kapiac na podloge...polozylam sie na fotelu, nogi przypieli paskami, dostalam dozylnie srodek usypiajacy....obudzialam sie juz na swojej sali, gdzie czekal na mnie moj maz, poplakalam sie i pamietam jak dzis swoje slowa "tam nic juz nie ma..." a w tle placz noworodka z pobliskiego oddzialu polozniczego....zasnelam
nastepnego dnia po poludniu bylam juz w domu...
taka jest moja historia....
przepraszam, ze tu na forum o radosnym oczekiwaniu na skarby, ale musialam to z siebie wyrzucic...wiem, ze tylko WY jestescie w stanie mnie zrozumiec...
reklama
GALEŃKO SŁOŃCE, wiem, że żadne słowa nie przyniosą otuchy, wiem, co Przeżywasz, mnie też to spotkało, po zabiegu leżałam już taka pusta, obok mnie kobieta z dużym brzuchem zajadała się ogórkową, czułam się wypatroszona i nic nie warta, przestałam się czuć kobietą. Wszystko straciło sens. Wszytko wydawało się być nie moim życiem, nie moją historią, bo przecież nie można tracić przez kilka lat z rzędu najważniejszych dla mnie istot. Dwa lata wcześniej moja ukochana kotka wypadła z balkonu. Siódme piętro...zdążyłam jeszcze spojrzeć w jej cudne złote oczy, zobaczyłam tę dziwną mgłę, ten moment, gdy znika blask, odchodzi życie. Ona była moim dzieciątkiem, kilkuletnie starania z moim pierwszym mężem o dziecko zakończyły się rozstaniem. Straciłam najważniejszą istotkę w moim życiu, rok po tym, jak straciłam najbliższą przyjaciółkę, która także zginęła w tragicznych okolicznościach, zbyt wcześnie. Rok później odszedł ukochany tatuś, po miesiącu walki z guzem mózgu, po operacji, kiedy już wracał do zdrowia, karetka uległa wypadkowi przewożąc go do szpitala rejonowego. W pierwszą rocznicę śmierci taty...usłyszałam, że noszę martwy płód, dwie godziny później leżałam już pusta.
Następne trzy miesiące spędziłam w łóżku, życie przestało być bolesne, trwałam kołysana w ramionach obojętności. Zakiełkowała we mnie ...beznadzieja i obietnica, że już nic mnie nigdy nie wzruszy. Z czasem postanowiłam spełniać wszelkie swoje zachcianki. W ten sposób wróciłam do Krakowa. W maju, po trzech miesiącach bez okresu i pięciu cyklach bezowulacyjnych miałam pierwszy normalny cykl. W następnym zobaczyłam dwie kreski. W listopadzie skończę 36lat. Jakieś cztery lata temu przestałam marzyć o własnym dziecku, wtedy właśnie straciłam moją kotkę, rok wcześniej rozstałam się z mężem, straciłam wtedy wszystko, cały mój świat. Firmę, dom, rodzinę...pracę dokładnie WSZYTKO. Zostałam bez środków do życia, z długami, bez dziecka, jedyną istotką dla której żyłam była moja Fi.
Galeńko, żadne słowa nie ukoją Twojego bólu, a na pytanie -dlaczego TY?- nawet Bóg nie odpowie, jeszcze nie teraz. Czas wszystko zmieni. Mam nadzieję, że wkrótce Przekonasz się, że nawet największe nieszczęście i ból znajdzie ukojenie...z czasem. Ściskam Cię mocno.
Następne trzy miesiące spędziłam w łóżku, życie przestało być bolesne, trwałam kołysana w ramionach obojętności. Zakiełkowała we mnie ...beznadzieja i obietnica, że już nic mnie nigdy nie wzruszy. Z czasem postanowiłam spełniać wszelkie swoje zachcianki. W ten sposób wróciłam do Krakowa. W maju, po trzech miesiącach bez okresu i pięciu cyklach bezowulacyjnych miałam pierwszy normalny cykl. W następnym zobaczyłam dwie kreski. W listopadzie skończę 36lat. Jakieś cztery lata temu przestałam marzyć o własnym dziecku, wtedy właśnie straciłam moją kotkę, rok wcześniej rozstałam się z mężem, straciłam wtedy wszystko, cały mój świat. Firmę, dom, rodzinę...pracę dokładnie WSZYTKO. Zostałam bez środków do życia, z długami, bez dziecka, jedyną istotką dla której żyłam była moja Fi.
Galeńko, żadne słowa nie ukoją Twojego bólu, a na pytanie -dlaczego TY?- nawet Bóg nie odpowie, jeszcze nie teraz. Czas wszystko zmieni. Mam nadzieję, że wkrótce Przekonasz się, że nawet największe nieszczęście i ból znajdzie ukojenie...z czasem. Ściskam Cię mocno.
Ostatnia edycja:
Podziel się: