Hej dziewczyny, postanowiłam napisać widząc ciągle przewijający się temat progesteronu. Po transferze przyjmowałam utrogestan 3x dziennie dopochwowo. Moja klinika nie wymagała badania proga, dostałam tylko zalecenie zbadania bety 10 dni po. Ja jednak dałam się ponieść powszechnej progowej panice i badałam go 3, 4, 6, 9 i 11 dni po transferze. Kolejne wartości to 9,34, 10,20, 8,44, 8,95 i 7,86. Mimo mojej paniki nasza pani doktor nie zleciła zwiększenia dawki, uznała, ze jest ona wystarczająca, a dodatkowo stężenie w krwi nie jest takie samo jak w macicy w przypadku przyjmowania leku dopochwowo. Pisałam tu chyba nawet na forum prosząc o radę. Po rozmowie z mężem postanowiłam zaufać naszej lekarce i nie przyjmować dodatkowej dawki. Dzisiaj, pisząc to czekam na termin porodu, jestem w 35+1
jestem wiec jednym z tych udanych transferów, kiedy progesteron nie tylko nie przekraczał magicznej liczby 20, ale nawet 10.
W kwestii plamienia, która tez się przewija - wylądowałam na pogotowiu z nieznacznym plamieniem, ale żywa krwią, w 7+0, lekarz zalecił oszczędny tryb życia przez tydzień. Był to najprawdopodobniej efekt niedużego krwiaka i/lub przeciążenia tego dnia (pucowałam mieszkanie). Drugi raz trafiłam na nagła wizytę do lekarza z mocniejszym krwawieniem (w tym nieznaczne skrzepy) w 14+4, wszystko z dzidzia było ok, znów zalecenie oszczędzania się. Od tamtej pory cisza.
Chciałam Wam opisać swoją historie, bo sama niejednokrotnie wertowałem to forum i cały internet szukając pocieszenia i iskierki nadziei. Nie twierdze, ze objawy należy lekceważyć, albo ze moja pani doktor ma jedyne słuszne podejście. Na pewno mieliśmy dużo szczęścia. Ale chciałam pokazać, ze nie ma reguły, a stres nie pomoże żadnej przyszłej mamie. Warto tez znaleźć lekarza, któremu możemy ufać i oddać się w jego ręce. Z sentymentem nadal Was od czasu do czasu podczytuje i ogromnie cieszę się z każdego sukcesu
trzymam mocno kciuki za Was wszystkie!