Skąd ja to znam... W mojej byłej pracy najbardziej męczyli bezdzietną starą pannę (kobieta 50+ lat), na każde piardnięcie zawsze ona. A jak była jakaś kontrola to też zawsze słyszałam, że małe dzieci w domu nie płaczą a mąż sobie poradzi... Aż się we mnie gotowało. Tylko człowiek młody, głupi, nie miał pleców, na pracy zależało i siedziałam cicho. Albo, że robotę mogę do domu brać jak był nawał bo i tak się w domu nudzę (jasne, rodzice mają gospodare i się nudzę). Uhhh... Się na samo wspomnienie we mnie gotuje. Tak samo urlop w ferie/święta/wakacje zawsze mogły brać te dzieciąte. Między świętami i sylwestrem też. A reszta się miała dzielić tym co zostało... Przykre to...