Atruviell
Wrześniowe mamy'07
Ja urodziłam synka przez cesarskie cięcie w lipcu 2005r., w środę o 13:10. Operacja przebiegała w znieczuleniu ogólnym (zaczęłam rodzić naturalnie ale przy bólach partych coś się zatrzymało, a czas gonił, bo od odejścia wód minęło prawie 12 godzin). Maluszka dostałam ok. 17:00-19:00 (już dobrze nie pamiętam), ale miałam trudność z przystawieniem, bo synuś smacznie spał wciąż jeszcze pod wpływem znieczulenia. Dopiero na drugi dzień od rana położne przyniosły mi go przytomnego. Wydawało się, że malec przyssał się prawidłowo (tak bynajmniej twierdziły szpitalni fachowcy). Łapał całą brodawkę wraz z otoczką, niby ok, ale nie słyszałam odgłosu połykania. Położne sprawdzały i twierdziły, że synuś pięknie je a ja mam piersi stworzone do karmienia. Niestety, okazało się, że mimo ciągłego wiszenia synka u piersi i niby dobrego ssania, prawidłowej pozycji itp. ja nie miałam prawie w ogóle pokarmu. Kubuś urodził się z wagą 3700g. a w 3 dobie waga spadła do 3500 g. Przez dwie kolejne doby przybrał zaledwie 30 gram, ale położne i pielęgniarki od noworodków dalej nie dostrzegały problemu. Twierdziły, że nawał pokarmu na pewno nadejdzie. W 10 dobie życia synek ważył 3580g. a powinien 3950g. Jak nacisnęłam pierś to coś tam leciało, ale o żadnym nawale pokarmu nie mogło być mowy. Nie potrzebowałam nawet wkładek laktacyjnych. Synek niemal non stop był przy piersi. Ja już nie wyrabiałam z bólu, piersi paliły żywym ogniem. Poszliśmy do pediatry i ona z miejsca skierowała nas do szpitala. Przed tym pod jej okiem przeprowadziliśmy próbę karmienia, która polegała na tym, że waży się malca przed i po jedzeniu, a różnicę w wadze przelicza się na mililitry wytwarzanego przeze mnie pokarmu. Okazało się, że z obu piersi wyciągał maks. 30ml. Kubuś ewidentnie się nie najadał i nie przybierał na wadze. W szpitalu znowu poddali nas próbie karmienia i wynik był ten sam, ale lekarze upierali się przy naturalnym karmieniu. Zalecili tylko dokarmianie maluszka na noc 100ml Nan'a 1. Kiedy Kuba po raz pierwszy dostał pokarm z butelki stało się coś, co sprawiło, że rozpłakałam się ze szczęścia i radości. Synek wytrąbił całą butlę i najnormalniej w świecie, po raz pierwszy w swoim życiu, samodzielnie i spokojnie zasnął. Przespał 9 godzin, a ja mogłam dosłownie po raz pierwszy od porodu spokojnie i bez pośpiechu udać się pod prysznic i do toalety, zjeść coś i odpocząć psychicznie. Po trzech dobach w szpitalu wyszliśmy, tyle, że ja podjęłam już decyzję. Jeszcze w szpitalnej aptece kupiłam akcesoria niezbędne do karmienia plus puszkę zaleconego mleka. Byłam sfrustrowana, obolała i zrozpaczona ciągłym płaczem synka. Za jakie grzechy miałam go tak katować? Uznałam swoją porażkę, co nie było łatwe i jeszcze przez kilka tygodni próbowałam za każdym razem podawać dziecku najpierw pierś a dopiero potem butelkę. W końcu poddałam się ostatecznie i okazało się, że moje dziecko to aniołek, który grzecznie i bez gmerania wcina mleczko z buteleczki, robi kupki i śpi słodko niemal przez całą dobę. Oboje odżyliśmy. Nadszedł czas prawdziwej radości z macierzyństwa.
We wrześniu urodzę swoje drugie maleństwo. Mąż przekonuje mnie, abym od razu zaznaczyła, że będę karmić sztucznie. Ale ja chcę ponownie spróbować. Może uda mi się wyeliminować błędy z poprzedniego razu, może zachowam więcej spokoju i cierpliwości, by mogło się udać. W każdym razie, na pewno nie za wszelką cenę. Mój Kubuś jest zdrowym wspaniałym dwulatkiem. Rozwija się świetnie, jakiś czas temu trochę chorował, ale było to w czasie jego krótkiej kariery żłobkowicza. Nie każde dziecko się nadaje do tego typu instytucji. I nie chodzi tutaj o wyssaną z mlekiem matki odporność, bo identycznie zachowywał się synek mojej przyjaciółki, która karmiła go od urodzenia do 18 m-ca życia piersią. Od początku kwietnia tego roku po dzień dzisiejszy Kubuś ani razu nie zachorował i oby tak zostało.
We wrześniu urodzę swoje drugie maleństwo. Mąż przekonuje mnie, abym od razu zaznaczyła, że będę karmić sztucznie. Ale ja chcę ponownie spróbować. Może uda mi się wyeliminować błędy z poprzedniego razu, może zachowam więcej spokoju i cierpliwości, by mogło się udać. W każdym razie, na pewno nie za wszelką cenę. Mój Kubuś jest zdrowym wspaniałym dwulatkiem. Rozwija się świetnie, jakiś czas temu trochę chorował, ale było to w czasie jego krótkiej kariery żłobkowicza. Nie każde dziecko się nadaje do tego typu instytucji. I nie chodzi tutaj o wyssaną z mlekiem matki odporność, bo identycznie zachowywał się synek mojej przyjaciółki, która karmiła go od urodzenia do 18 m-ca życia piersią. Od początku kwietnia tego roku po dzień dzisiejszy Kubuś ani razu nie zachorował i oby tak zostało.