reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Karmienie piersią po cesarskim cięciu

Ja urodziłam synka przez cesarskie cięcie w lipcu 2005r., w środę o 13:10. Operacja przebiegała w znieczuleniu ogólnym (zaczęłam rodzić naturalnie ale przy bólach partych coś się zatrzymało, a czas gonił, bo od odejścia wód minęło prawie 12 godzin). Maluszka dostałam ok. 17:00-19:00 (już dobrze nie pamiętam), ale miałam trudność z przystawieniem, bo synuś smacznie spał wciąż jeszcze pod wpływem znieczulenia. Dopiero na drugi dzień od rana położne przyniosły mi go przytomnego. Wydawało się, że malec przyssał się prawidłowo (tak bynajmniej twierdziły szpitalni fachowcy). Łapał całą brodawkę wraz z otoczką, niby ok, ale nie słyszałam odgłosu połykania. Położne sprawdzały i twierdziły, że synuś pięknie je a ja mam piersi stworzone do karmienia. Niestety, okazało się, że mimo ciągłego wiszenia synka u piersi i niby dobrego ssania, prawidłowej pozycji itp. ja nie miałam prawie w ogóle pokarmu. Kubuś urodził się z wagą 3700g. a w 3 dobie waga spadła do 3500 g. Przez dwie kolejne doby przybrał zaledwie 30 gram, ale położne i pielęgniarki od noworodków dalej nie dostrzegały problemu. Twierdziły, że nawał pokarmu na pewno nadejdzie. W 10 dobie życia synek ważył 3580g. a powinien 3950g. Jak nacisnęłam pierś to coś tam leciało, ale o żadnym nawale pokarmu nie mogło być mowy. Nie potrzebowałam nawet wkładek laktacyjnych. Synek niemal non stop był przy piersi. Ja już nie wyrabiałam z bólu, piersi paliły żywym ogniem. Poszliśmy do pediatry i ona z miejsca skierowała nas do szpitala. Przed tym pod jej okiem przeprowadziliśmy próbę karmienia, która polegała na tym, że waży się malca przed i po jedzeniu, a różnicę w wadze przelicza się na mililitry wytwarzanego przeze mnie pokarmu. Okazało się, że z obu piersi wyciągał maks. 30ml. Kubuś ewidentnie się nie najadał i nie przybierał na wadze. W szpitalu znowu poddali nas próbie karmienia i wynik był ten sam, ale lekarze upierali się przy naturalnym karmieniu. Zalecili tylko dokarmianie maluszka na noc 100ml Nan'a 1. Kiedy Kuba po raz pierwszy dostał pokarm z butelki stało się coś, co sprawiło, że rozpłakałam się ze szczęścia i radości. Synek wytrąbił całą butlę i najnormalniej w świecie, po raz pierwszy w swoim życiu, samodzielnie i spokojnie zasnął. Przespał 9 godzin, a ja mogłam dosłownie po raz pierwszy od porodu spokojnie i bez pośpiechu udać się pod prysznic i do toalety, zjeść coś i odpocząć psychicznie. Po trzech dobach w szpitalu wyszliśmy, tyle, że ja podjęłam już decyzję. Jeszcze w szpitalnej aptece kupiłam akcesoria niezbędne do karmienia plus puszkę zaleconego mleka. Byłam sfrustrowana, obolała i zrozpaczona ciągłym płaczem synka. Za jakie grzechy miałam go tak katować? Uznałam swoją porażkę, co nie było łatwe i jeszcze przez kilka tygodni próbowałam za każdym razem podawać dziecku najpierw pierś a dopiero potem butelkę. W końcu poddałam się ostatecznie i okazało się, że moje dziecko to aniołek, który grzecznie i bez gmerania wcina mleczko z buteleczki, robi kupki i śpi słodko niemal przez całą dobę. Oboje odżyliśmy. Nadszedł czas prawdziwej radości z macierzyństwa.

We wrześniu urodzę swoje drugie maleństwo. Mąż przekonuje mnie, abym od razu zaznaczyła, że będę karmić sztucznie. Ale ja chcę ponownie spróbować. Może uda mi się wyeliminować błędy z poprzedniego razu, może zachowam więcej spokoju i cierpliwości, by mogło się udać. W każdym razie, na pewno nie za wszelką cenę. Mój Kubuś jest zdrowym wspaniałym dwulatkiem. Rozwija się świetnie, jakiś czas temu trochę chorował, ale było to w czasie jego krótkiej kariery żłobkowicza. Nie każde dziecko się nadaje do tego typu instytucji. I nie chodzi tutaj o wyssaną z mlekiem matki odporność, bo identycznie zachowywał się synek mojej przyjaciółki, która karmiła go od urodzenia do 18 m-ca życia piersią. Od początku kwietnia tego roku po dzień dzisiejszy Kubuś ani razu nie zachorował i oby tak zostało.
 
reklama
Podnoszę temat.

Mnie raczej też czeka drugie cc ale za pierwszym razem nie mogłam karmić piersią. Raczej zdecyduję się na znieczulenie do kręgosłupa (tak miałam za pierwszym razem i było ok). Tylko u mnie w szpitalu po operacji wszystko wygląda tak, że wywożą na salę pooperacyjną gdzie nikt nie ma wstępu, tylko personel i leży się tam płasko i plackiem przez 24 godziny. Nie wolno oczywiście nawet łba na chwilę podnieść. Obracać na boki najwcześniej po 12 godzinach i też bez podnoszenia głowy. Jak dla mnie katorga to była bo gapiłam się w sufit przez tyle godzin. Trochę mnie odrzuca w takich warunkach karmienie piersią, jeśli to ma wyglądać tak jak mi się wydaje. Nawet nie wiem czy u nas w ogóle przystawiają w ciągu najbliższych godzin po porodzie czy nie...

teraz moje pytania do tych z Was które mają podobnie zorganizowany oddział.

Przynieśli dziecko sami czy trzeba było żądać?
Na długo przynieśli czy na chwilę?
A potem pilnowali przynoszenia o określonych porach czy nie?
Piguła stała nad Wami przy karmieniu czy miałyście święty spokój?
A przystawianie polegało na tym, że same to robiłyście czy pielęgniarka wszystko?

Dla mnie karmienie to taka intymna chwila między mną a dzieckiem, chciałabym ten pierwszy raz celebrować i nacieszyć się nim. A w takich warunkach psychicznie jestem już nastawiona, że jest bezdusznie i mechanicznie. Nawet dziecka dobrze, nie obejrzę jak będę miała leżeć na płasko. Odechciewa się przystawiania w pierwszej dobie w ogóle! Rany jak ja nie chcę tego CC :/
 
A dlaczego aż 24h? Ja leżałam tylko 6 godzin, później położyli mi Niunie na łóżku do pokazania. Za jakieś pół godziny poszłam pod prysznic i przenieśli mnie na zwykłą salę. Dostałam kleik i dziecko już na stałe. Z siarą nie było problemu

E:

OO widzę,że koleżanka jest Fanką F1 :tak: :-D
 
A Żebym ja wiedziała czemu na 24?! Debilizm i tyle ale tak to wygląda. I jest okropne. Z całego CC to jest najgorsze, bo nawet bólu nie pamiętam tak jak to leżenie dziadowskie.
 
Ja po cesarce leżałam albo 12 godzin albo właśnie całą dobę - nie pamiętam już nawet.
Podobnie jak u Ciebie, leżałam na plecach, nie mogłam się podnosić, kiwać głową przez jakiś czas.
Po tym leżeniu mogłam usiąść - z pomocą pielęgniarki, wstałam, zrobiłam próbę przejścia kilka kroków - dla mnie koszmar! Nie wiem jak Ty lolkak dałaś radę pójść pod prysznic sama, po niespełna 7 godzinach od cesarki??
Córeczkę przywieźli mi dość szybko, spała sobie spokojnie w swoim małym wózkowym szpitalnym łóżeczku - tak jak cesarkę miałam po 11 tak dopiero pod wieczór zaczęła coś popłakiwać - pielęgniarka przyszła, dostawiła mi małą do piersi i potem już córcia była przy mnie w jednym łóżku - ta pierwsza noc była spokojna. Chyba była wymęczona po porodzie. Naprawdę praktycznie przespała nockę.
Kolejne dni były trudniejsze - to moje pierwsze dziecko, więc nie umiałam dobrze przystawić małej do piersi. Przychodziła pielęgniarka i mi "pomagała" - próbowała wepchnąć mojego sutka do buźki malutkiej - nie było to miłe :( Miałam wklęsłe sutki i był z tym problem. najlepiej było mi karmić na leżąco - ale też różnie z tym bywało.
raczej nikt nade mną nie stał jak karmiłam piersią - ale w sumie po tej cesarce czułam się tak paskudnie, że to czy ktoś obserwuje jak sobie radzę z karmieniem to pikuś - jak dla mnie...
Małą od czasu do czasu dokarmiali nocą.
Tak naprawdę dopiero w domku doszłam do wprawy z karmieniem piersią.

Ale dużo zależy od personelu - naprawdę trzeba dobrze trafić.
No i pewnie w różnych miejscach różne panują zwyczaje - to, że u mnie tak to wyglądało nie oznacza, że u Ciebie też tak będzie - życzę Ci aby było lepiej :)
Nikt nie lubi leżeć w szpitalu, to będzie Twoja druga pociecha, będziesz odważniejsza, pewniejsza siebie, będziesz wiedziała co Ci wolno - ja przy drugim porodzie i pobycie z tej okazji w szpitalu na pewno będę mądrzejsza! Bo póki co mój pierwszy poród i pobyt w szpitalu nie wspominam najlepiej.. :(

I jeszcze jedno - najważniejsze - nie zniechęcaj się do karmienia piersią po tym jak to będzie wyglądało w szpitalu - w domku to co innego, naprawdę, uwierz mi!
W szpitalu nie masz tej intymności, spokoju - tak naprawdę to z mojego doświadczenia karmienie w szpitalu było dla mnie katorgą - ale to była nauka, dopiero w domku, na spokojnie doszłam do wprawy i ja i moja córeczka i tego również życzę Tobie i Twojemu Maleństwu! :)

Powodzenia! :)
 
mamjakTy kąpiel była tylko wtedy jak ktoś z rodziny z tobą był :-) Jeśli była byś sama to wtedy z położną byś próbowała chodzić po korytarzu. Oczywiście chodzenie na wpół zgięta ;-)
 
lolkak - i wszystko jasne :)
Niestety w tym szpitalu, w którym ja rodziłam wizyty rodziny odbywały się w małym pomieszczeniu, korytarzyku, przed wejściem na oddział :/ Więc jedna wielka porażka, bo nie dość że obolała po cesarce to jeszcze nikt mi nie pomagał ze szpitalnego personelu w dojściu do tego pomieszczenia - ja ledwo chodząca musiałam jeszcze pchać wózeczek z dzieckiem :( A rodzinka tylko błagalnie na mnie spoglądała czy dam radę do nich dojść - porażka.
Dobrze, że ten mój pobyt w szpitalu nie trwał za długo - urodziłam w środę, wyszłam w niedzielę - jakoś dotrwałam :)
 
Ja bym właśnie była najszczęśliwsza jakby mi dziecko przynieśli i chociaż na wpółleżąco pozwolili być i sobie poszli. Żebym mogła w samotności popróbować tego karmienia, poprzytulać się po swojemu. To dla mnie jest ważne, żeby we własnym rytmie i zgodnie z instynktem do tego podejść. Odrzuca mnie to moje ubezwłasnowolnienie przy tym przystawianiu, wpychanie moich piersi dziecku do paszczy be mojego udziału. No po prostu nie tak sobie wyobrażam udane początki cycolenia i mam opór wewnętrzny i boję się, że z takim złym nastawieniem tylko pogorszę sprawę. Wiem z pierwszej ciąży, że karmienie siedzi w dużym stopniu w głowie więc wolałabym mieć miłe i pozytywne wspomnienia z pierwszych razy z synkiem.

A u mnie po cesarce jak już minęły te koszmarne godziny leżenia bez sensu było dobrze. Szybko obracałam się na boki (jak już pozwolili) i nawet położne były zadowolone, że tak szybko. Wstałam i przeszłam się po pokoju z bólem ale bez problemu. Zażądałam od razu rozcewnikowania (chociaż szła noc i piguły nie były pewne czy dam sobie radę), jak zostałam sama na sali (dalej pooperacyjnej bo była pusta i nie chciało im się mnie przeprowadzać o 22 na ogólną) to polazłam sobie do łazienki (w pokoju) oporządzić się bo zostawiły mi tylko ligninę między nogami a dość ze mnie leciało więc poszłam zrobić porządek. Jeszcze się schylałam żeby wytrzeć bo zostawiłam "ścieżkę" do łazienki. Było dość nieźle. Ale pokarm jako taki pojawił się dopiero w trzeciej dobie. Niech mi pozwolą siedzieć jak człowiek to będzie dobrze :)
 
MamjakTy beznadziejny pomysł z tym "pokoikiem". Jeszcze zrozumiem jak jakaś kwarantanna na oddziale czy coś.. U mnie było bez problemu. No chyba,że współlokatorkom przeszkadzało to się wychodziło z pokoju. Ja akurat się cieszyłam z wózeczka,bo się na nim opierałam przy chodzeniu ;-)
Ja miałam Cc we wtorek 23:50 a w piątek o 14 była już w domu :-)
 
reklama
oo - co szpital to inny zwyczaj - mnie chcieli w poniedziałek dopiero wypuścić, bo niby pięć pełnych dób powinno się być w szpitalu po CC - ale wyprosiłam, żeby w niedziele puścili mnie do domku :)

Marzena - co do karmienia, to racja - dużo zależy od naszego nastawienia, dlatego nie wyobrażaj sobie już teraz najgorszego! Myślę, że pielęgniarki będą się wtrącać do Twojego karmienia dopiero wtedy jak TY sama stwierdzisz, że sobie nie radzisz, jak dziecko będzie non stop Ci płakać albo coś w tym stylu. U mnie tak właśnie było przynajmniej - dały dziecko i radź sobie kobieto sama. Dopiero jak zobaczyły, że mam problem to zaczęło się "pomaganie" :/ Ale też nie wyglądało to tak, żeby ktoś non stop nade mną stał, większość czasu byłyśmy same - to znaczy była jeszcze jedna dziewczyna z maleństwem na sali ;) Ale w sumie to w większości sama sobie próbowałam jakoś radzić z tym naszym karmieniem - w dzień jeszcze jako tako to było, mała grzecznie leżała przy cycu, ale w nocy ciężko było - jakby nie dokarmiona była, non stop mi płakała, często pielęgniarki nie reagowały, sama musiałam do nich iść, żeby zrobiły butle :/ No gdyby nie te nocki to nie byłoby tak źle.

Zmień swoje nastawienie, bo teraz strasznie dużo negatywnych myśli, emocji masz w sobie! Uwierz w to, że będzie dobrze, może nie idealnie ale dobrze :)
 
Do góry