reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

karmienie czyli barakudy i mimozy

Wikasik tak większość chce ale dobrymi chęciami no wiesz:tak:U mnie na sali w sumie też chciały ale początki są trudne to mrowienie pokiereszowane sutki jak im pokazywałam i zachęcałam to próbowały i chciały.Z jedną dziewczyną mam kontakt do dziś ona od początku nie chciała karmić piersią i mówi ,że jak wyszłam do domu to tamte dziewczyny też zrezygnowały z karmienia.Karmienie jest niby naturalne i większość kobiet (np ja) doszły do tego jak karmić bez niczyjej pomocy ale to tak jak i z porodami niby rzecz całkiem naturalna ,a ile kobiet dezyduje się by robić znieczulenia bo cc to już raczej kwestia bezpieczeństwa (choć i to niekiedy kobiety wolą niż poród sn)Ja nie potępiam nikogo ale wydaje mi się ,że trzeba choćby próbować ,a nóż się uda.Wydaje mi się ,że ja wiele kobiet bym nauczyła jak karmić.W szpitalu już przy drugim jak i teraz pokazywałam jak to robić i zachęcałam nie terroryzowałam by karmiły ale właśnie zachęcałam i ta zachęta jest bardzo ważna.No i karmienie piersią i karmienie mm mają swoje plusy i minusy jak wszystko:tak:
 
reklama
wikasik - zgadzam sie z Toba w 100% :tak:W DE bardzo silnie zachecaja do karmienia piersia i skutek jest taki, ze w pierwszych meisiacach zycia karmi prawie kazda mama a przynajmniej odciaga z piersi, jesli jest jakis anatomiczny problem u niej czy u dziecka (np. wczesniak nie ma sily ssac czy piersi sa zbyt wklesle - jak to bylo u dziewczym z mojej szkoly rodzenia). Ja osobiscie nie spotkalam mamy, ktora by nie karmila swojego dziecka mleczkiem z piersi! Polozne nie robia fochow, kiedy jakas mama chce podac butelke (same mi proponowaly na noc, kiedy dziec nie dawal mi spac ale uszanowaly moja decyzje, ze nie chcialam), zawsze przytkna dziecko do piersi, kiedy mama o to poprosi. Inna sprawa, ze u nas kazda polozna miala swoje teorie, ktore wykluczaly teorie innej poloznej (dotyczy to calej pielegnacji nowordka) i mama czula sie jak idiotka (inne kobitki na oddziale mialy takie same odczucia jak ja) - np. jedna mowi "nie wycierac mazi wogole dopoki sama nie zejdzie z czasem, chocby i pare tygodni", druga mowi "koniecznie zmyc maz w 3. dobie z pachwin", jedna mowi "mierzyc temperature codziennie", druga "nie mierzyc wogole" itd itp swira mozna bylo dostac, no i z pozycjami do karmienia byl cyrk, bo kazda inaczej ustawiala a za kazdym razem niewygodnie a wymagaly, zeby nie karmic tylko na lezaco (aby chronic brodawki). Ale do piersi pomagaly zawsze przystawic, kazda mama wypelniala "protokoly karmienia" i polozne pytaly kilka razy dziennie, jak wychodzi karmienie, przynosily masc na poranione brodawki, pocieszaly, ze prawie kazda kobiete bola brodawki w pierwszych tygodniach, ze nawal zaraz powinien sie pojawic, przynosily broszurki jak rozmasowywac piersi w razie zagrozenia zatorami. Ja bylam na sali sama (akurat bylo malo pacjentek, inaczej sale bylyby 2osobowe, jak lezalam na podtrzymaniu to byl tlum az przenosili na inne oddzialy), bylo tez oddzielne pomieszczenie do karmienia na wypadek, gdyby ewentualna wspollokatorka miala gosci. I moim zdaniem jest to zakichany obowiazek poloznych!!!! Zawsze kobiety mialy wsparcie innych kobiet. Kiedys do piersi pomagaly przytknac kobiety z rodziny / sasiadki. Teraz mamy takie czasy, ze zamiast bliskich osob jest wykwalifikowany personel. Ale pomoc jest konieczna! Ze mna babka rodzila swoje 3 dziecko, poprzednie dwoje wykarmila piersia a mimo to potrzebowala na poczatku pomocy. Malo ktora mama w DE karmi dluzej niz pol roku, ba, ogromna czesc przestaje po 3msc i nikt im glowy nie suszy ale pierwsze tygodnie karmia prawie wszystkie, kazda, ktora chce karmic otrzymuje pomoc i te, ktore karmia ciesza sie uznaniem i szacunkiem (bardzo mnie to zdziwilo ale nie powiem, pozytywne :tak:) I tak jak czytam historie dziewczyn tu na forum to widze, jak wiele zalezy od poloznych! One nie maja zmuszac przemoca do karmienia ale maja obowiazek nauczyc przystawiac dziecko do piersi na zyczenie mamy. A niemal kazda mama chce sprobowac karmic piersia. Potem mamy roznie sie decyduja ale probuje wszak prawie kazda. I jesli polozne wypelnialyby nalezycie swoje obowiazki (a najlepiej wlozyly w to jeszcze troche serdecznosci) to na pewno odsetek karmiacych mam bylby o wiele wyzszy a te, ktore mimo wszystko nie karmia nie mialyby poszpitalnej urazy. Takze ja sie z leniwymi poloznymi nie solidaryzuje w najmniejszym stopniu! (a moja ciocia jest przelozona poloznych w szpitalu wojewodzkim, wiec znam specyfike tej pracy nie tylko zes strony pacjentek)

Katasza - dobrze to ujelas z tym nietrzymaniem sie sztywnych regul odnosnie czasu karmienia :-)
 
Oj laski, w moim szpitalu było wsparcie dla mam chcących karmić piersia - i polozne pomagaly, i laktacyjna przychodzila i... mamy nie chcialy w wiekszości - czy to wina poloznych?? To tak jak winic nauczyciela że nie wszyscy w klasie maja 5... Ktora chciala, to sie nauczyla - kurde - jestem dorosla i wiem jak wyglada rzeczywistośc i nie liczylam na to, ze jakas polozna bedzie mnie wspierac 24/h... Ja wiedzialam czego chcę, po CC nie mialam mleka przez ponad dobe, zyc mi sie nie chcialo, wylam non stop, Leszek stal przy mnie i wciskał obolalego sutka malemu w twarz - bo to byl priorytet. Polozne poganialismy jak pytaly czy chce butelkę. Ja czulam sie okropnie z tym, ze juz porod byl CC, a nie Sn i mysl o butelce jeszcze bardziej potegowala moja depresję.

Tak jak Azula pisze - wsparla dziewczyny, pomogla, pokazala i co - jak wyszla to wrociły do butelki - bo nie mialy parcia i tyle. Cycowanie na poczatku to zazwyczaj koszmar, czy ja mam sie dziwić, ze nie kazda z nas przez to przeszla? Nie - bo do bolu, zmeczenia dochodza jeszcze czasem problemy ze ssaniem u dziecka, budowa sutka i wiele innych. Czy ja mam oceniac mamy, ktore nie daly rady? Nie - bo kazd z nas ma inna historie i inne problemy. Czy w zwiazku z tym ja mam zrzucic wine na polozne - tym bardziej nie!! - One zrobia to co bedzie od nich chciala kazda mama po kolei - Wiekszosc oddzialu byla na butelce, ale do mnie przychodzily i przynosily mi lód, laktator, pomagały pokazując pozycje. Połozne przychodziły co jakis czas i mi sciagały rękami nadmiar mleka przy nawale, bo poprosilam o to je - bo sama nie byla w stanie zadaweac sobie tego bolu, a im pozwalalam - to nie bylo standardowe chyba dzialanie poloznych, ale jak widzialy, ze walczę, to mi pomagaly we wszystkim. Dziewczyna z mojego pokoju nawet nie sluchala - bo ona nie chciala - a czy jej by nie pomogly, jakby chciala - oczywiście, ze by pomogly, na tyle na ile by mogly. Czy te polozny mialy ja wpedzac w depresje, bo jest zla matka i nie walczy??? Ona chciala, karmila 1 dzien ale zrezygnowala jak ja dorwaly poranione sutki. Podjeła dorosla decyzje - nie jestesmy dziecmi przecież, jesteśmy matkami. Jak tu winic polożne, że matki nie mają determinacji, po samym porodzie. Kurde, ile mam, tak jak ja, nie kupiło zadnej butelki, mleka, itp przed porodem?? Ja nie dopuszczalam mysli o butelce, jakbym to robila to bym mniej walczyla, ale to nie wina poloznej, ze nie wszystkie jestesmy zdeterminowane na karmienie piersią.

Jak zaszlam w ciaże w duszy mialam tycie, rozstepy obwisle cycki - wiedzialam, ze bede matka i moje cialo sie zmieni. Powiedzcie szczerze, ile z Was slyszalo, ze karmienie piersia rozwala piersi??? No i co - polozne tak mowia zniechecając do cycowania?

I tylko o winienie połoznych mi chodzi - bo nas nie sposob "winic" - nie mamy takich samych historii, każda z nas jest inna, ma inna determinację i otoczenie - w mojej rodzinie wszyscy karmili piersią, w rodzinie ex-meza byla butla i ex-teściowa byla mocno zaskoczona, ze ja karmie piersia, a nie wybralam butli. Wiec skoro kilka miesiecy temu ustaliliśmy, że nie bedziemy nikogo "winić" czy oceniać za wybór sposobu karmienia, to dlaczego teraz okazuje sie, ze to wina poloznych...
 
Ostatnia edycja:
Ja nie karmiłam a moje piersi zmieniły się STRASZNIE !!! są wielkie i nie są już takie jędrne :( opadły a brodawki zrobiły się ciemniejsze i DUŻO większe !!! a najlepsze jest w tym wszystkim to ,że mimo tego iż nie karmiłam nadal co nieco po naciśnięciu piersi mi kapie....:baffled:
czy to normalne?
 
Ostatnia edycja:
Flaurka - owszem, ja nie zwalam całej winy na położne, ale byłoby miło, gdyby moje wykazały odrobinę chęci - odrobinę, a nie fuknęły i poszły :) cokolwiek nie zrobiłam, było źle - źle karmiłam, źle przewijałam, zły laktator mąż mi kupił, źle, że spytałam "co zrobić, 3 dzień nie mam pokarmu" - odpowiedź - "ooo Booożeee" (nie tylko ja - taki stosunek chyba miały po prostu), wszystko było nie tak :) cudów nie oczekiwałam, ale jakiegoś minimum ludzkości owszem :)
 
nie wszedzie jest tak pieknie i mozna liczyć na wsparcie położnych!!! I to nie raz przez nie właśnie matki rezygnują z karmienia -taka jest prawda i tyle. Czasem same chęci matki nie wystarczą , potrzebuje wsparcia które położna powinna zaoferować zawsze !
 
Kazda z nas ma inne poczatki i zgodze sie ze dla pierworudki dzieciatko przy boku jest czyms nowym i nie wszystko potrafi sie robic automatycznie dlatego pomoc poloznej przy przystawieniu do piersi uwazam za niezbedna! One musza pokazac jak sie karmi i jak sie pielegnuje dziecko! Chyba ze mama powie ze chce karmic butelka to powinny uszanowac choc zachecac do karmienia piersia i jego zalet!
Macie racje wytrwalosc w przystawianiu jest konieczna bo kto jej nie bedzie mial ten szybko zrezygnuje- ja tez od poczatku wiedzialam ze bede karmic piersia, niemniej kupilam laktator, butelki i bardzo sie ciesze bo co rusz mialam zapalenia, zastoje, ktore sobie ladnie sciagalam a mleczko dawalam z butelki.
W szpitalu nie kazda polozna byla mila, nie kazda obchodzilo ze mnie boli, ile moglam tyle zaciskalam zeby z bolu, dopiero jak po przystawieniu wierzgalam nogami i z zacisnietymi zebami ryczalam przyniesli mi kapturki....
powiem wam ze w zyciuuu nie myslalam ze karmenie piersia bedzie tak bolalo, w zyciu nie myslalm ze istnieje cos takiego jak kapturki, welny, masci na poranione sutki- ja chcialam tylko to przetrwac zeby dac swojemu dziecku to co najlepsze- i nigdyyyyy nie zapomne tego bolu- jak ktos mi mowi ze zapomne to zawsze mowie ze nigdy tego nie zapomne i nie zapomnialam- nie zapomnialam bolu po cesarce, bolu karmienia- co nie znaczy ze nie zdecyduje sie na drugie dziecko i zapewne znowu bede tak cierpiec- chociaz determinacja bedzie mniejsza bo jednak czasu mniej i tej wylacznosci przy drugim.

Pomoc poloznych byla dla mnie niezastapiona- bo nie mialam i nie mam nikogo kto moglby mi pomoc przy dziecku, doradzic- moja polozna traktowalam jak matke, ktorej przy mnie zabraklo:-(
 
Flaurka - ja widzę problem zupełnie inaczej. Nikt nie naciska na mamy, które decydują się karmić butelką, z jakiegokolwiek powodu. Chodzi o to, że nie we wszystkich szpitalach jest tak jak u Ciebie. Na przykład u mnie była tragedia, bardzo chciałam karmić piersią i gdyby nie fakt, że byłam naprawdę mocno zdeterminowana, to pewnie bym się poddała - właśnie przez położne. I bardzo bym tego żałowała. Prosiłam raz, drugi, dziesiąty, żeby mi któraś pokazała, wyjaśniła, pomogła - mleka nie miałam, a sutki poranione do krwi. Każda palnęła coś na odczepnego, coś zupełnie innego niż poprzednia, i poszła. Z łaski mi położyła któraś dziecko na brzuchu, nawet niespecjalnie celując pyszczkiem w cyca. I sobie radź kobito, po cesarce. No, może są takie, które wiedzą jak to powinno wyglądać - ja w życiu nie widziałam na żywo karmiącej kobiety, a te obrazki z poczekalni w przychodni to mizerna wskazówka. I to o taki brak wsparcia chodzi, nie o brak naciskania na cycowanie.

Żeby było śmiesznie najbardziej pomógł mi mój tata, jak przyszedł nas odwiedzić w szpitalu. Przypomniał sobie pozycję spod pachy jak moja mama karmiła po cc i mi ją pokazał.

I uważam, że mam pełne prawo winić położne za ciężką deprechę poporodową, to do ciężkiej cholery ich praca, żeby wspomagać. Musiałam być w szpitalu, więc ich zakichany obowiązek mi pomóc. Gdybym mogła być w domu pomogłaby mi rodzina.
 
Yolanta, ja miałam dokładnie to samo co Ty. W szpitalu po cc nie miałam wogóle pokarmu, przystawiałam małą do piersi i płakałam razem z nią, bo ona bardzo chciała ssać, a nic nie leciało, wyciskałam na siłę siarę i celowałam jej do buźki, żeby poczuła i zassała, ale ja nie umiałam jej przystawić a ona nie umiała chwycić, a jak się udało to pociągnęła dwa razy i ryczałyśmy dalej. Położne ewidentnie miały nas w dup... i twierdziły, że nie mam pokarmu i już, trzeba dokarmiać, i tak mała trzy doby była na mm, ale ja się nie poddawałam. Chodziłam po korytarzu i wyłam, jedna jedyna pielęgniarka od noworodków ze mna porozmawiała i wytłumaczyła co i jak, Dopiero jak przyjechałyśmy na 3 dobę do domu i na 4 przyszła do mnie moja położna anioł :) to zaczęłam na dobre cycować, ale wtedy miałam już nawał, mała prawie godzinę nie mogła sie przyssać i załapać o co chodzi,a le od tamtej pory cycujemy i cieszymy się tym, a ja jestem bardzo wdzięczna mojej położnej, która powiedziała, że nie ma innej opcji mam karmić i będę karmić!!! Bo ona w ogóle jest położną z powołania, a te w szpitalach pracują tam bo muszą, a nie dlatego że chcą.
 
reklama
annte - u mnie w ogóle, pomimo przystawiania, nawał się nie pojawił :no: praktycznie cały czas miałam miękkie cycki - w ogóle nie czułam, że mam w nich jakieś mleko :baffled: a i mały niewiele wyciągał, bo odstawiony od cyca darł się jak opętany, przystawiony też się darł - stąd wnioskuję, że nic nie leciało:no:

Ja też "fachową" pomoc pielęgniarek przypłaciłam deprechą, położne tylko przychodziły sprawdzić czy żyję, lekarza na obchodzie pokarm nie interesował - każdy kazał czekać... Słyszałam, że są tabletki na laktację - jak spytałam, to tylko wzruszali ramionami...
 
Do góry