U nas stan podwyższonej gotowości remontowej
Wstałam o 6 rano, żeby spokojnie tu dojechać i zjeść u siebie śniadanie
Dziwnie się czuję, że w swoim rodzinnym domu jakoś dziwnie się czuję... jak nie u siebie... Na "swoim" łóżku sie nie wyspałam...
Nie chcieliśmy też za bardzo stukać w domu u mamy, żeby nie pobudzić nikogo i przede wszystkim Karolci, więc zebraliśmy się o 6:30 i pojechaliśmy do siebie
Tu spokojnie zjedliśmy śniadanie, Rafał pojechał do pracy, a ja czekałam na fachowca.
Teraz pan się zebrał (wyobraźcie sobie, równo 16:00 a on gotowy do wyjścia
) , a ja z obiadem czekam na Rafała, potem jedziemy na "wizytę" do córki
Wracając do naszego fachowca: zadziwia mnie... Nie wiem, czy się nie pokłócę...
Wiecie, przyjechał rano, pooglądał, pokręcił się, zapytał gdzie chcę halogeny bla bla bla, a o 9 pojechał do domu po... narzędzia. Potem wrócił i poinformował mnie, że musi jeszcze pojechać, bo żona go prosiła, żeby odebrał jakąś starszą panią ze szpitala...
Wrócił po 11 i wziął sie do pracy... o 12 posiłek, gadki szmatki przez telefon.... Luz...
Mi się ciśnienie podnosiło, ale jak się pożaliłam Rafałowi, to powiedział mi, że mam się nie martwić, bo on ma 2 tygodnie i MUSI się wyrobić.
Oczywiście z pieniędzmi za robotę też jest "świetnie", bo powiedział, że on zawsze bierze (jak np. w naszym przypadku) po tygodniu połowę umówionej kwoty.
Ja jestem w szoku
I jeszcze 100 razy powtarza, że strasznie krzywe mamy ściany, baaaardzo dużo roboty... i wogóle...
I jeszcze jedna sprawa: pan jest bardzo praktykującym Świadkiem J. próbuje ze mną dyskutować... Jak ja takie rzeczy "UWIELBIAM"