Mstar- miałam podobnie jak Ty. Szpitale omijałam szerokim łukiem. Stres przed laparo przeżywałam tak na prawdę dwa razy. Za pierwszym razem leżałam w szpitalu 3 dni, dzień przed zabiegiem przyszła Pani anestezjolog i zrzuciła mnie z zabiegu ze względu na rzekomą opryszczkę (nie wolno mieć na ustach, bo podczas intubacji wirus może się dostać do dróg oddechowych)- odesłali mnie do domu. Wtedy leżałam na sali jednoosobowej (z jednej strony dobrze, bo spokój)... ale za miesiąc jak przyjechałam to byłam już na sali 5os.. i to mi pomogło, panie które tam były tak potrafiły rozluźnić atmosferę, ze już się tak nie bałam [emoji12]
Przez cały okres starań o dziecko oddałam bardzo dużo krwi na badania (w jednej ręce mam już zrosty na żyłach i nie leci ni krew)
Wieczorem przed Zabiegiem dostajesz tabletkę na spanie, rano budzą Cię na lewatywę (dla mnie akurat przyjemne wbrew pozorom [emoji12]) i czekasz aż po Ciebie przyjadą. Przed wyjazdem na sale dostaniesz „głupiego Jasia” ... w moim przypadku zadziałało tak ze było mi wszystko jedno... jedynie miałam problem z przejściem z łóżka na fotel gin (bo na nim wykonują zabieg) odległość wydawała mi się kilometrowa...
zakładają weflon, przywiązują nogi bandażem do fotela żebyś nie uciekła [emoji12], maska na twarz j odpływasz. Wiadomo w dzień zabiegu dużo śpisz, ja chodziłam sama na Siku bo nie umiałam do basenu (blokada psychiczna) brzuch bolał ale do zniesienia. Na następny dzień do domu.. leżałam chyba kilka dni.
Obecnie mam większa bliznę po skaleczeniu nogi niż po laparo. Trzy małe szewki niewidoczne (jeden w pępku, dwa pod linia majtek)
Także jak ja przeżyłam to Ty tez przeżyjesz !!! [emoji4][emoji8][emoji8]