Dziewczyny, już tu kiedyś pisałam o tym... Kiedy pierwsza IUI się nie udała, dałam sobie na luz. Najpierw chciałam zrobić cykl przerwy, ale potem stwierdziłam, że podejdę dopiero jak pęcherzyk urośnie na przeciwnym jajniku (pierwsza była z lewego, a ta druga szczęśliwa z prawego). Zawsze miałam wrażenie, że prawy bardziej odczuwam podczas owulacji. No i udało się... Ale nie o tym chciałam... Jak czekałam na drugie podejście, postanowiłam inaczej podchodzić do kobiet w ciąży i małych dzieci. Do tej pory nienawidziłam każdą zaciążoną kobietę. Zazdrościłam i może nawet złe myśli miałam... Ale przed drugą IUI zaczęłam się do tych kobiet uśmiechać, przytulać małe dzieci. Jak przytulałam mówiłam do nich "przytul się, może do cioci się coś przyklei". Oczywiście były to dzieci moich znajomych, nie jakieś obce. Ale o co mi chodzi...Wiem, że to bardzo trudne, wręcz nie do osiągnięcia. Ale trzeba uwolnić umysł od ciągłego myślenia o ciąży, o dziecku.
Mnie też się wydawało, że się nie da. Że życie upływa mi od @ do owulacji, od badań do wyników... Od przytulanek "bo trzeba, bo to ten dzień" do czekania na @ i tak w koło...
Da się dziewczyny. Do drugiej IUI podeszłam ze spokojem, na luzie. Po zabiegu masowałam delikatnie brzuch i uśmiechałam się jakbym wiedziała, że ktoś już w nim mieszka. Sikańca zrobiłam dzień przed planowaną betą. Była bladziusieńka druga kreska...Dzień później, beta coś ponad 100

Dzisiaj moje marzenie miało pierwsze szczepienie

Pamiętajcie, zdrowy rozsądek i trzeźwe myślenie, to połowa sukcesu. A zamykanie się w czterech ścianach, unikanie kontaktów z ciężarówkami nie wpływa dobrze na naszą psychikę. Jeszcze bardziej się nakręcamy na nie.
Jestem "za" jeśli chodzi o pomoc psychologiczną.
Tu nie chodzi o to, że jak pójdziemy, to wszyscy uznają nas za wariatki. Takie przekonanie to tylko mają ludzie z zapyziałych pipidówek (bez obrazy). Dlaczego chodzimy do ginekologów? Bo nie radzimy sobie z zaciążeniem. A dlaczego unikamy psychologów? Bo jest nam wstyd, że ktoś to zauważy. A to też lekarze, tyle, że od duszy...
Jeżeli jest tu ktoś z Krakowa, polecam Bognę Pawelec, psycholożkę specjalizjującą się w pomocy parom z problemem niepłodności, autorkę wielu książek o tej tematyce.
Nie bójmy się psychologów. Pozwólmy sobie pomóc!
&&&&& za wszystkie z Was