reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

In vitro 2024 - refundacja

Ale do brzegu - wiadomo, że są mamy widzące siebie jako mamy lata świetlne zanim pojawią się dzieci, są pewne tego, że chcą dzieci, a ponad wszystko - pewne siebie jako matki.
Ja nie czułam się tak nigdy, zawsze brakowało mi pewności siebie - a co za tym idzie, pewności co do tego, czy rzeczywiście dobrze postępuję, robiąc wszystko, by sprowadzić dziecko na świat, skoro zapewne nie będę idealną mamą. Miałam obsesję np. na punkcie tego, że nie umiem się zająć niemowlakiem, bo nigdy tego nie robiłam.

Nie wiem, czy ta pewność decyzji przychodzi z czasem... i czy jest tu na co czekać... To chyba już taki mentalny profil, że są wątpliwości.
Ale cały proces IVF, potem ciąża, to jednak czas, który nie jest najkrótszy i pozwala się trochę do wszystkiego przygotować. A przede wszystkim - uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.

Rzecz jasna potem i tak jest zupeeeeeełnie inaczej niż w obawach czy w ogóle wyobrażeniach :-D Ale to już inne odczucia.
Ja jestem taką kobietą jaką opisujesz- czułam, że jestem stworzona do bycia matką odkąd miałam 17-18 lat. Był taki moment w moim życiu, że chciałam zrobić sobie dziecko z kimkolwiek żeby tylko je mieć, nie zależało mi na mężczyźnie tylko na dziecku. Bylam bardzo pewna siebie jako matka. Póki nie zostałam matką :) cały ten burdel związany z niepłodnością dojechał mnie tak bardzo, tak bardzo skupiona byłam latami na tym by zajść w ciążę, że kiedy się już udało - nie byłam na to gotowa, bo zajść to jedno ale urodzić dziecko to inna sprawa. Do samego końca ciąży (i dłużej) nie czułam, że to się dzieje naprawdę, niby rósł mi brzuch, niby czułam ruchy ale wszystko było jakby obok mnie. Dluuugo po porodzie nie czułam, że to jest moj syn, minęło kilka, może kilkanaście tygodni kiedy przestałam mieć wrażenie, że to dziecko ktoś po prostu mi dał i muszę się nim jakis czas zająć. No i fakt, że dziecko „zabrało mi życie” też był trudny do zaakceptowania i wymagał czasu, póki nie dotarło do mnie, że to jest moje nowe zycie, tamto już nie wróci. Zresztą wiesz, ze depresja dojechała mnie mocno i te wszystkie emocje były trudne, niespotykane i nieprzyjemne ale nie będę zakrzywiać rzeczywistości- tak było i mieliśmy z mężem myśli „na co nam to było?” kiedy któraś godzinę próbowaliśmy uspokoić płaczące bez powodu dziecko, wstawaliśmy do niego co pół godziny całą noc albo wszyscy bliscy i znajomi szli na imprezę a my nie mogliśmy się ruszyć z domu. Co chcę przez to powiedzieć - emocje @LadyCaro są, moim zdaniem, bardzo normalne w tej sytuacji. To, że ma się wątpliwości nie oznacza, że się tego dziecka nie chce mieć lub że po porodzie nie będzie się go kochać albo będzie się żałowało, że ono jest. Życie po urodzeniu dziecka zmienia się w sekundę, nie da się do tego przygotować i często jest to szok z którego trzeba się otrząsnąć. Jedna osoba szybko wskoczy w tryb „matka” a drugiej - tak jak mi - zajmie to trochę dłużej. Ale mimo tego wszystkiego, ja teraz chciałabym mieć drugie dziecko, a to uważam, że mówi samo przez się - wszystko mija, nawet najdłuższa żmija ;) po prostu musiałam opłakać życie przed dzieckiem, zaakceptować, że moje życie teraz wygląda tak i zacząć czerpać z niego radość - i teraz jest super :)
 
reklama
Hej dziewczyny jak tam ? Ja generalnie czuje rozchwianie. Do tego jajniki czuje mocno i mam od wczoraj okropne wzdęcia, gazy i rano miałam problemy jelitowe... Nie wiem czy to związane ze stymulacją...
Myśle, że tak. Jeszcze tylko tydzień, wytrzymasz 🫂 spróbuj lekkiej diety i pij dużo wody, dużo, dużo :)
 
Ja jestem taką kobietą jaką opisujesz- czułam, że jestem stworzona do bycia matką odkąd miałam 17-18 lat. Był taki moment w moim życiu, że chciałam zrobić sobie dziecko z kimkolwiek żeby tylko je mieć, nie zależało mi na mężczyźnie tylko na dziecku. Bylam bardzo pewna siebie jako matka. Póki nie zostałam matką :) cały ten burdel związany z niepłodnością dojechał mnie tak bardzo, tak bardzo skupiona byłam latami na tym by zajść w ciążę, że kiedy się już udało - nie byłam na to gotowa, bo zajść to jedno ale urodzić dziecko to inna sprawa. Do samego końca ciąży (i dłużej) nie czułam, że to się dzieje naprawdę, niby rósł mi brzuch, niby czułam ruchy ale wszystko było jakby obok mnie. Dluuugo po porodzie nie czułam, że to jest moj syn, minęło kilka, może kilkanaście tygodni kiedy przestałam mieć wrażenie, że to dziecko ktoś po prostu mi dał i muszę się nim jakis czas zająć. No i fakt, że dziecko „zabrało mi życie” też był trudny do zaakceptowania i wymagał czasu, póki nie dotarło do mnie, że to jest moje nowe zycie, tamto już nie wróci. Zresztą wiesz, ze depresja dojechała mnie mocno i te wszystkie emocje były trudne, niespotykane i nieprzyjemne ale nie będę zakrzywiać rzeczywistości- tak było i mieliśmy z mężem myśli „na co nam to było?” kiedy któraś godzinę próbowaliśmy uspokoić płaczące bez powodu dziecko, wstawaliśmy do niego co pół godziny całą noc albo wszyscy bliscy i znajomi szli na imprezę a my nie mogliśmy się ruszyć z domu. Co chcę przez to powiedzieć - emocje @LadyCaro są, moim zdaniem, bardzo normalne w tej sytuacji. To, że ma się wątpliwości nie oznacza, że się tego dziecka nie chce mieć lub że po porodzie nie będzie się go kochać albo będzie się żałowało, że ono jest. Życie po urodzeniu dziecka zmienia się w sekundę, nie da się do tego przygotować i często jest to szok z którego trzeba się otrząsnąć. Jedna osoba szybko wskoczy w tryb „matka” a drugiej - tak jak mi - zajmie to trochę dłużej. Ale mimo tego wszystkiego, ja teraz chciałabym mieć drugie dziecko, a to uważam, że mówi samo przez się - wszystko mija, nawet najdłuższa żmija ;) po prostu musiałam opłakać życie przed dzieckiem, zaakceptować, że moje życie teraz wygląda tak i zacząć czerpać z niego radość - i teraz jest super :)
a ja się tego strasznie boje i szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie przeżywać tych emocji i nie chcę ich przeżywać :(
 
a ja się tego strasznie boje i szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie przeżywać tych emocji i nie chcę ich przeżywać :(

Możesz trafić na super bezproblemowe dziecko. Plus mass duże wsparcie męża i rodziny więc może nie być źle.

Niemniej jednak gdybym miała takie przemyślenia jak Ty i byłabym w swoje sytuacji to zdecydowanie nawet 1 dziecko to byłby zły pomysł.
 
a ja się tego strasznie boje i szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie przeżywać tych emocji i nie chcę ich przeżywać :(
Niestety żadna z nas Cię nie przekona ani w jedną ani w drugą stronę ;) jeśli masz aż takie wątpliwości to przedyskutuj to z mężem i zdecydujcie wspólnie co chcecie dalej robić i jak chcecie żeby wasze życie wyglądało, na co jesteście gotowi. Program będzie trwać jeszcze długo, więc nie macie presji, że albo teraz albo nigdy :)
 
Niestety żadna z nas Cię nie przekona ani w jedną ani w drugą stronę ;) jeśli masz aż takie wątpliwości to przedyskutuj to z mężem i zdecydujcie wspólnie co chcecie dalej robić i jak chcecie żeby wasze życie wyglądało, na co jesteście gotowi. Program będzie trwać jeszcze długo, więc nie macie presji, że albo teraz albo nigdy :)
no ja nie chcę żeby ktoś mnie przekonywał, bo to za duża decyzja :D z mężem rozmawiam regularnie na ten temat. Narazie czekamy, jak będzie telefon z kliniki to spytam się czy ewentualnie można tą kwalifikację trochę przesunąć czy coś..
 
a ja się tego strasznie boje i szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie przeżywać tych emocji i nie chcę ich przeżywać :(
Na mnie to spadło z nienacka, bo jak pisałam - od zawsze bycie matką było moim celem w życiu. A tu takie rzeczy, skąd? Ano, z walki z niepłodnością latami, wyssała ze mnie całą radość, zabrała wszystkie dobre emocje i sprawiła, że droga do celu stała się ważniejsza niż sam cel. Ja też tego nie chciałam, nie spodziewałam się, że tak będzie, ale stało się, dlatego o tym piszę, bo może być super a może być średnio z tym odczuwaniem euforii. Chodzi mi tylko o to, że te emocje są normalne. I o to, że to mija. Macierzyństwo jest fajne, ale to nie pączek z lukrem, trudne emocje i brak wiary w siebie jest totalnie normalny.

Możesz trafić na super bezproblemowe dziecko. Plus mass duże wsparcie męża i rodziny więc może nie być źle.
Moje dziecko, prócz tego że często wstawał w nocy na jedzenie i wcześnie się budził, jest bezproblemowe. Nie płacze za dużo (poza skokami), nie miał kolek, nie ulewał, nie choruje, nie miał nawet ciemieniuchy. Wsparcie w mężu mam gigantyczne, syn urodzony 23.11, mąż był z nami w domu prawie do końca stycznia. Nic to nie zmieniło :) on też musiał oswoić się z nową sytuacją i zaakceptować nowe życie.
 
Dziewczyny na waszym forum jestem od niedawna, ale generalnie na baby boom już długi czas. Krótko o mojej historii: pierwsze poronienie gdy miałam 24 lata, zdrowy syn urodzony gdy miałam 26. Potem długo nie myśleliśmy o kolejnym dziecku. Zdecydowaliśmy się gdy miałam 34 lata, miesiące prób i coraz większe problemy. Okazało się że mam endometrioze 4 stopnia, przeszłam operację. Zaraz po niej za namową lekarza zdecydowaliśmy się na iv. To był rok 2020. Miałam już 36 lat- czas działał na naszą niekorzyść więc decyzja była prosta. Pobrali mi 10 oocytów - 5 przetrwało do piątej doby- zostało zamrożonych. Miałam 4 transfery. Tylko jeden się udał i ku mojemu i wszystkich zakończył w 8 tygodniu- poronienie zatrzymane, serce przestało bić. Bardzo to przeżyliśmy, syn który czekał na rodzeństwo również. Czekałam jak na zbawienie czy program ogólnopolski się zacznie. Żeby móc znowu spróbować. Bo trzeba powiedzieć szczerze musieliśmy wielu rzeczy się wyrzec aby móc opłacić poprzednią procedurę. A co za tym idzie poznawaliśmy wielu fajnych wyjazdów nasze dziecko, pakowaliśmy kasę nie wiedząc czy się to uda. Finalnie się nie udało. Ale znalazłam siłę żeby znowu zawalczyć. Najbardziej robię to dla niego aby kiedyś nie był tu sam, nie myślę o tym jak sobie dam radę jako czterdziestoletnia matka bo to dla mnie najmniejszy problem. Nie rozkminiam co zrobię z zarodkami, bo życie samo wszystko zweryfikuje. Poprzednia procedura nauczyła mnie żeby nic nie planować, bo całe in vitro to jak stąpanie po kruchym lodzie, bo nie wiesz co będzie jutro...
 
a ja się tego strasznie boje i szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie przeżywać tych emocji i nie chcę ich przeżywać :(
Napiszę jeszcze tylko, że to co ja przeszłam to nie jest żaden wyznacznik, moze w Waszym wypadku byłoby totalnie inaczej. Ale gdyby nie było to nie ma co się biczować, przecież nie jestem najgorszą matką świata, po prostu spadło na mnie dużo na raz, byłam zmęczona, oszołomiona, zagubiona, miałam prawo mieć wątpliwości czy to była dobra decyzja. Ty też masz.

Dzisiaj wiem, że gdybym wtedy się wycofała to żałowałabym do końca życia. Teraz spadło na Ciebie kilka złych emocji, sprawy nabrały tempa i zaczęło robić się poważnie, jeśli czujesz, ze to dzieje się za szybko to wciśnij pauzę, pogadaj z mężem i z terapeutą, poukładaj sobie wszystko w głowie na spokojnie. Posiadanie dzieci jest fajne, ale brak dzieci wcale nie sprawia, że życie będzie gorsze, będzie wspaniale zarówno z nimi jak i bez nich :)
 
reklama
Do góry