Pozwolę sobie w odpowiedzi na Twój post wylać wszystkie żale jakie mam w sobie w tym momencie.
Nie wiem czemu życie rzuca mi wieczne ochłapy. Po co mi daje takie gówna, żebym szła jak osioł za marchewką. Po co miałam ten biochem, żebym dalej miała nadzieję? Oczywiście miałam tylko 1 zarodek, żebym miała nadzieję, że może coś się uda, ale życie znów pokazało mi faka. Czuję, że walczę z wiatrakami, walczę o coś jak głupek a wcale nie powinnam. Rzygam tym, nienawidzę tego, siebie, że jestem wybrakowana, czasem myślę, że ja wcale nie chce dziecka tylko chce tej ciąży bo z jakiej ***** racji to ma być wszystko takie niesprawiedliwe. Wiem, że transfery się nie udają. Tylko dlaczego ja musze być tą jebaną statystyką.
Zrobię jeszcze jedną stymulację, ale na tym koniec. Nawet, jak serce będzie chciało więcej to się ogarnę. Nie, nie będe wiecej walczyć, czuje się jak debil i idiota, naprawdę uwierzyłam, że może mi się udać, a teraz czuje sie jak ostatni pajac i klaun. Nie chcę tego wszystkiego już, nie będę matką, nie mam siły walczyć jak debil ze światem. Nie i koniec.
Chodzę i płaczę po kątach, żeby nikt nie widział, jestem rozsypana a muszę udawać, że wszystko jest okej bo moi rodzice nie wiedzą o IVF i nie moge się przyznać, że coś przechodzę. Trudno, przezyję to i pójdę dalej. Nie wiem czemu mnie to spotyka. Nie wiem. Czuję się jak debil i nienawidze siebie w tym momencie.