U mnie to samo. Dwie stymulacje z każdej po jednym zarodku. A najgorsze w tym było to, że o ile na pierwsza mieliśmy odłożone pieniądze to na drugą musieliśmy wziąść kredyt bo nie było w tamtym czasie żadnego dofinansowania z którego moglibyśmy korzystać. Perspektywa kredytu na cztery lata i zero gwarancji powodzenia tak mnie blokowała, że nie wiem jak to się stało że w ogóle zaczęłam ta druga procedurę. A później oczywiście efekt był taki, że jeden zarodek. I jedna szansa. I co dalej....
W dniu, w którym się okazało, że beta pozytywna mieliśmy na koncie 250 zł oszczędności, co ledwo wystarczylo na leki na kolejny tydzień. Wizytę potwierdzająca ciąże ustawiłam "po wypłacie" bo nawet na to nie było hajsu.
Przepraszam, że piszę tu o sobie zamiast pocieszać Ciebie, ale chciałam pokazać Ci pozytywny aspekt jakim jest dofinansowanie. Jeśli możesz jeszcze z niego korzystać to zrób to.
Ja czekałam na ciąże 11 lat. Naprawdę. 11 lat. Ta druga procedura była dla mnie ostatnia rzeczą jaką miałam zrobić w kierunku bycia Mamą. To była jasno postawiona granica, że robię to i co ma być to będzie. Albo się uda albo nie i odcinam tamto życie gruba kreska i zaczynam żyć bez wiecznego dopasowywania wszystkoego do "a może w tym miesiącu będę w ciąży". Los tak chciał, że się udało. Walka z niepłodnościa jest jak nałóg, jak hazard, potrafi zawladnac życiem i każda z nas o tym wie.