No to opowiadam o swoim pierwszym wydaniu dziecka a swiat
ok 12w poludnie pojechaalismy z M do szpitala i oczywiscie Pani mowi ze nic sie nie dzieje ze ja zostaje a on niech jedzie bo bez sensu ma stac...no dobra pojechal..
ok 16 dzwonie ze ma przyjechac bo ide sobie na porodowke...sru ze nic nie czulam myslalam ze jakas akcja bedzie a ja sobie normalnie spacerkiem szlam
przyjechal po 40 minutach bo mieszkamy pol godziny drogi od szpitala...i sie zaczelo...zaczelismy spacerowac po korytarzu a gdzies obok baba tak krzyczala i ja mowie do M kurde ale wyjeeee
pozniej poszlismy pod prysznic troszke na pileczce i zlecialo...
ok 20 lekarka przyszla i mowi no to rodzimy!!!!
a ja jak juz??>ale ja jeszcze nie czuje ze musze rodzic..myslalam ze poczuje ze maly sie bedzie pchac czy cos....i ja do niej tak mowilam,a ona mowi dobra zaczynamy....
no i sie zaczelo maly tracil tetno byl zawiniety pepowina,musieli szybko interweniowac mial vacum,taka pszyssawka co wciaga dziecko,musieli bo by sie udusil!pozniej dlugo nie plakaw wydawalo mi sie ze wiecznosc...ale w koncu zaczął uhhhhh to mi ulzylo..przecieli mnie tak ze musialam miec znieczulenie bo mnie zszywali maly dostal8 na 9 pkt bo byl zasiniony....
na 2 dzien mi go nie dali a ja jak wstalam z łóżka to padlam!!zemdlalam;/
bylam za słaba(tam gdzie rodze dzieci sa z Mamami
rodzilam we w torek a w czwartek dostalam takiego krwotoku ze myslalam ze mam z calego zycia okress...dziewczyna z ktora lezalam nacisnela ten przycisk i sie zbiegli lekarze tyle ich bylo ze masakra...lozko przywlekli mnie na lozko i na sale operacyjna....
ja plakalam bo mialam schize ze nie mialam Patryka ze nie bede mogla karmic bo juz 2 dni nie karmilam i w ogole...
po czym na sali operacyjnej zewnatrzoponowe w kregosłup i czyczszenie...ale głupie uczucie tak jakby ktos wyjadal lyzeczka resztki jogurtu na dnie kubeczka
po operacji jak oni to nazywaja...przetaczanie krwi dwa worki,o tyle mi ubylo i znow caly czwartek Patryk nie byl ze mna bo ZO nie mozna sie ruszyc,bylo mi zimno mialam dreszcz,wiec kazali lezec i nawet głowy nie podnosic...A na dodatek byl zakaz odwiedzin bo panowala niby swinska grypa...takze moj mnie nie widzial ani Mlodego...
Co do wyjscia Patryk czekal na MAme a nie Mama na dziecko jak zawsze...
Po 2 tygodniach doszlam do siebie,karmilam piersia tak jak chcialam chociaz dopiero w czwartek wieczorem mi dali Malego...
Mialam lekka doline, ze moze ja cos nie tak zrobilam ze on sie obwaizal pepowina...ale Mamusie ktore beda po raz pierwszy rodzic nie bojcie sie bo porod to sprawa indywidualna!!!
Ide konczyc pomidorówke
bo maly zaraz sie obudzi
a to Patryczek
1,5 roczku
sadze ze chyba nie moge miec 2 gorszego porodu...takze mysle ze bedzie dobrze