Dziekuje Wam Kochane!
Wierzcie mi, ze ostatnie tygodnie to byl horror! Najpierw rozbolal mnie brzuch, poszlam do gin i mowie, ze nagle boli i boli, ta mnie na fotel, a ja rozwarcie na 2 palce i pecherz w pochwie:-( Karetka do szpitala. Naszczescie byl ordynator - nakomity lekarz, modlil sie zebym nie urodzila to zalozy mi szew, ale najpierw dziecko musi cofnac sie do macicy. No to leze do gory nogami 12 godzin, rano - nic dalej tam siedzi tyle, ze wyhamowali skurcze, no to na stol. Bal sie facet, ze prtzebije worek owodniowy, ale podja sie i wsadzil niunie do srodka i na wszelki wypadek zalozyl dwa szwy. Potem lezenie plackiem przez dwa tygodnie. Juz myslelismy, ze bedzie dobrze, a ja znowu skurcze! No to znowu hamuja skjurcze i co - zaczelam miec problemy z oddychaniem, ale jakos sie udalo. Za trzecim razem jak tylko chcial sprawdzic czy wszystko ok to zbladl, bo moje niunie rozerwaly szwy i doprowadzily do pelnego rozwarcia. Cesarke zrobili mi w ciagu 5 minut chyba...
Dziewczynki naszczescie sa silne i oddychaja same, ale najgorsze jest to, ze ja ich nie widzialam do tej pory:-( Odrazu zostaly przewiezione do opola na oddzial intensywnej terapi wczesniakow. Wiem, ze tak dla nich jest najlepiej i mowie wytrzymam. Obiecali w niedziele mnie stad wypuscic i bede mogla jechac do dzieci. Juz prawie mialam wypis jak dostalam goraczki 40 stopni - infekcja... Ciagle probuja ja zwalczyc, ale nadal jeszcze mam zle wyniki:-( Serce mi peka, ze sa tak daleko ode mnie, ze nie moglam ich nawet zobaczyc i wierzcie mi, ze z godziny na godzine jest mi coraz gorzej. Takze trzymajcie jeszcze swoje maluszki w brzuszkach, bo moje dziewczynki zbyt wczesnie postanowily wyjsc na ten swiat....
a mogę niedyskretnie zapytać w którym tygodniu urodziłaś??