Nie było mnie chwilę bo się wiele u mnie działo. Od kilku dni wymiotowałam, nawet biszkopty i woda się nie przyjmowały. Do tego dostałam gorączki. Na teleporadzie lekarz skierował mnie do szpitala, żebym jak najszybciej dostała kroplówki. Tam wykonali mi test i okazało się, że mam covid. Zamknęli mnie w zimnej izolatce na wiele godzin, telepało mnie z zimna, nawet nie miałam dostępu do wody. Mimo, że wszystko zwracałam przed dwa dni, byłam skrajnie odwodniona musiałam leżeć w tej izolatce na gołym materacu, dopiero po telefonach męża i mamy, po 5godzinach personel dostarczył mi kołdrę. Na lekarza czekałam 8h, dopiero po 10godzinach dostałam kroplówki, które nie miały sensu, bo i tak mnie trzymali tyle godzin bez wody. W środku nocy kazali mi wracać do domu, zmierzyli mi temperaturę z odleglosci pół metra, wynik 36,4 a ja czulam, że mam gorączkę, po powrocie do domu dwa termometry pokazały 38. Tak tam zmarzłam, że mam ogromny katar i kaszel, czuję się gorzej niż przed wizytą w szpitalu. Chcieli mnie dobić, tyle godzin bez wody, leków. Kraj z dykty i kartonu. Jestem strasznie wymęczona.