Pierwszą cesarkę miałam po 24 godzinnym rodzeniu w tym 2 h parcia. Główka nadal nie wstawiona w kanał rodny więc brak postępów porodu. Ułożony był twarzyczką, potem mieliśmy rok rehabilitacji bo miał kręcz szyi.
CC trwalo z 30 minut.
Dokładnie dwa lata później rozpoczęła się akcja porodowa z drugim synem. Chciałam rodzić naturalnie, nie było przeciwskazan. T razem szło szybko. Po 5 h od pierwszych skurczy miałam juz pełne rozwarcie. I stanęło...
Po dwóch godzinach staran o wstawienie główki i próbowania nie przeć...biegiem na salę operacyjną bo spadała akcja serca dziecka.
CC trwało prawie 2h bo nie mogli go wyjąć przez brzuch. Stracilm masę krwi, dziecko musialo godzinę byc w inkubatorze, jego glowa wygladala tragicznie, jak stożek prawie.
Lekarze później wokół nas skakali jak kwoki.
W wypisie oczywiście słowa o tym.
Tylo: brak postępów porodu.
Jedna z położnych mi tylko powiedziala, że prawdopodobnie jestem nie do konca prawodlowo zbudowana. Że mam zbyt malo miejsca miedzy kością łonową a krzyżową. I ewentualnie coś wielkosci malej pomarańczy mogloby przejsc.
Także wszystko zależy od tego z jakiego powodu mlalas pierwsze CC.
I w sumie czasami nie warto się upierac przy SN.