No my mieliśmy długą przerwę, tamta sprawa zakończyła się łyżeczkowaniem więc trzeba było odczekać aż się wszystko wygoi.
W sumie to jest zabawne. Pamiętam, że zawsze się bałam, że nie będę mogła zajść w ciążę tu pyk, nie w tym rzecz
Ale serio jakoś wtedy byłam bardzo zaskoczona i od początku myślałam, że może być nie tak bo za szybko, bo się nie zdążyło nic unormować. Teraz mam w sobie spokój, że wszystko jest dobrze a jak nie jest... to też damy sobie radę.
Swoją drogą łyżeczkowanie to był mój jedyny kontakt z nfz od kilkunastu lat, pierwszy w ogóle ze szpitalem i byłam zachwycona jakością obsługi i tym jacy wszyscy byli kochani. Nie spodziewałam się czegoś takiego i wbrew pozorom nie było to dla mnie traumatyczne ani jakoś strasznie smutne.
Smutno mi się zrobiło na następny dzień - pojechaliśmy do teściów (nikt do dziś nic nie wie o tamtej ciąży i poronieniu) i dowiedziałam się po 24h od łyżeczkowania, że kuzynka męża wpadła... oj zachować zimną krew było ciężko