Mojemu ojcu też zdarzał się zaglądać do kielicha jak byliśmy mali. Pamietam ten straszny czas, kiedy wydawało mu się, że jest niezniszczalny, za to my jesteśmy nikim. Miał kompleks niższości, bo mama skończyła matematykę stosowaną na UJ (niemały wyczyn jak na tamte czasy) a on technikum. Nigdy nas nie uderzył, ale takie rzeczy mówił... Był mistrzem przemocy psychicznej i... wiem, że umiem podobnie... dobrze, że mój mąż jest spokojnym człowiekiem, bo ja jak jestem nakręcona jestem straszna.
Ale ojciec kiedyś przeholował, uderzył przy mnie ciocie i poszłam do telefonu, podniosłam słuchawkę i powiedziałam, że dzwonie na policję, jesli się nie uspokoi i nie przestanie. Mnie chciał też uderzyć, więc powiedziałam mu, że powiem, że się nade mną znęca. Wkurwił się i wyszedł, ale stopniowo zaczął się uspokajać, bo już nie mógł nas zastraszyć. Zaczął najpierw przesiadywać na ławce pod domem zanim nie przetrzeźwiał, później w ogóle tam spać, a potem przestał chodzić pić. Nie pamiętam, czy w międzyczasie coś się jeszcze stało, ale przestał pić. Musieliśmy się mu wszyscy postawić i my jego zastraszyć.