Zazdroszczę Wam tego podejścia
ja momentami wznoszę modły do nieba o chwilę spokoju. Gdy tylko się Zośka uspokoi, to mój szanowny pan małżonek sobie ubzdura zabawy z brzuchem i naprawdę mnie to potrafi do szału doprowadzić. To chyba dlatego, że wiecznie mi brzuch tańczy i mam baaardzo mało chwil spokoju. Mała jest jeszcze bardzo podatna na stukanie palcami od zewnątrz i od razu się odzywa po takich zaczepkach, a to sprawia, że wszyscy chcą spróbować, zobaczyć, poczuć i naprawdę mnie to męczy... Rozumiem jeszcze mojego męża, że buduje więź z córką, że oszalał na jej punkcie i w ogóle - super, ale wszystko musi mieć jakieś swoje granice
a ja się momentami czuję zupełnie niepotrzebna. Mam leżeć spokojnie i dawać im czas dla siebie
a uczucie wbijającej się w żebra nogi nie jest dla mnie najprzyjemniejsze.