reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Dzieci urodzone w 2002 roku

Dokładnie dziewczyny. Maluchy czasem doprowadzają nas do szału, ale są i to jest najwieksze szczęście. To my decydowalismy się na dzieci, one same siebie nie stworzyły. I taka nasza rola, kochać, pomagać, wychowywać i być cierpliwym- chociaż czasem o to trudno.
As szcześciara z Ciebie...Moje szczeście troszke przygasło, brakuje nam jednego elementu i uczę się powoli akceptować życie takie jest. Mam nadzieję, ze kiedyś będę mogła być szczęśliwa tak pełniej. Gdyby nie moi chłopcy, to bym chyba zwariowała.
Wczoraj Wiktor rysował komiks na przyrodę. W sumie bez znaczenia jest jakie lekcje odrabia, ja po prostu muszę siedzieć obok. Jak tylko wstane przestaje sie uczyć, też tak macie? Z jednej strony sie złoszczę, bo muszę codziennie swoje odsiedzieć, z drugiej cieszę się, ze mogę z nim posiedzieć. To nasz czas. Wczoraj przez godzinę musiałam patrzec jak rysuje, zmazuje, poprawia...I było mi z tym dobrze, chociaż zmęczona byłam, chciałam jeść, albo film obejrzeć,albo położyc się spać...Moje dziecko rysowało od 21 do 22 (przypomniał sobie o ważnym zadaniu dość późno, jak zwykle:-)).
Wcześniej doceniałam wszystko, ale też się złościłam. Nie mówie, ze złość przeszła, bo jestem tylko człowiekiem, a chłopcy potrafią dać popalić, ale gdy pojawia sie złość, zaraz staje za nia pytanie, a co bym zrobiła, gdyby ich nie było?
Wole nie myśleć i cieszę się jeszcze bardziej, ze są, rozrabiają, marudzą...Jakby cały czas cicho siedzieli byłoby nudno. Przyznacie chyba, ze jak nie ma dzieciaków dłużej, to dom robi sie pusty i brakuje nam tego zamieszania prawda?
 
reklama
As wiesz, ze jesteś wielką szczęściarą!!!

nawet nie mam siły Wam odpisywać...
ja siedzę w pracy i mam cieżki dzień, kazdy zaczepia...Matka Polka, witamy, jak tam, już po wszystkim...niania, żłobek?
...

czekam do 16, pojadę na cmentarz, zapalę świeczuszkę...
a potem poprzutulam się do moich dwóch przytulanek...i trzeciej większej...

czytałam o Twoim synku
łzy napływaja do oczu jak sie czyta/słyszy o tym ze ktos traci dziecko
nawet nie mam słów by napisac co musiałas czuc

ja syna ur w 36tyg
tez wczesniak ale nuz nie taki malenki
i na wczesniaka i trak bvył najwiekszy w sali wczesniakow
wazył 3080,miał 52cm
był w cieplarce ,miał tez zołtaczke ale na szczescie po 5 czy 6 dn wyszlismy razem do domu
Ale jak starsza corka i miała 2 mies.miała zapal płuc i była w szpitalku
byłam z nia na sali
pewnej nocy obudziłąm sie i pielegniarki i lek przy moim dziecku
ja soałam mocno i tez byłam prezeziebiona,ze nie słyszałam jak moje dziecko sie dusi
a ta lekarka...bez uczuc jakas'
powiedziała ze jak cos beda załatwiac OIOM
coreczka była pod tlenem
te rurki,taka bladziutka
z mezem płakaliosmy
bałam sie ze ja strace,ze wyjde sama
umarłabym
to pielegnuarki były czułe
Weronika miała pod koniec wenflon w głowce,az mi serce sciskało,biegunke,spadła na wadze
ale po tyg wyszłysmy do domu bo córcia była silna i dala rade
Natomiast w innej sali widziałam przez szybe(akurta sale oddzielały szyby)jak przy innym dzieciątku było duzo lekarzy,cos sie tam działo
rodzice płakali
io załatwiali zeby je przewiezc do Zabrza bo cos tam podobno z serduszkiem

takze moge sobier tylko wyobrazic ból matki/ojca w takich sytuacjacj

ja wóole nie rozumiem tego
dlaczego niewinne dzieci umierają,dlaczego choruja i cierpia
tyle matek traci dzieci
a takie inne pi..zabijaja bo im zawadza
brutalne to
Dzieci powinny zyc
ale widac BÓG potrzebuje Aniołków

ja moge jedynie zyczyc siły,synek nad WAMI czuwa

:(smutne to
 
podziwiam Cie
straciłas 4 dzieci ale piszesz ze Bóg wie co robi
masz jednak na Ziemi jeszcze 3

nawet niewiem co napisac tez
to co Wioli-zyczyc siły

ja nieraz czytałam tu wątki o stracie dziecka w ciazy i po urodzeniu
i nie raz płakałam

ja sobie nie wyobrazam tego
załamałabym sie

ok,narzekam ze mi hałasuja,ze sie kłocxa itd
w nocy mam tak,ze jak wstaje to ide do dziec i sprawdzam czy przykryte czy..oddychają
Boje sie stracic dzieci,meza a nawet rodzicow czy brata
czasem jak słysze karetke to mysl czy do mamy nie jedzie np
albo jak mąż nie odb tel to czy nic mu sie nie stało
 
Mój strach stał sie rzeczywistoscią. I boję sie jeszcze bardziej, drżę o to co mam. i dziękuję, bo mam tak wiele. kochanego meża, dwójkę chłopców na ziemi, a mojego Wojtusia, którego mogłam poznać i jednego aniołka, którego nie poznałam w niebie...
 
Pamiętam jak ja się bałam z Kubusiem .
On też przecież wcześniak z 35 tc ,ale też był wielki bo 3350 i 55 cm
Walczył z bezdechami,wylewami,potem paraliż ....
Oj ciężko było ,ale chyba jeszcze bardziej przez to wszystko doceniam co mam .

Z Karolcią tez nie było wesoło.
Najpierw 2 poronienia ,a potem test i CUD ,którego wg lekarzy nie powinno być ,a jednak :-)
I znów pod górkę
Najpierw plamienie ,potem leżenie w domu ,a ostatnie 2 miesiące w szpitalu ,a i tak nie udało się uniknać krwotoków .
Mała rodziła się od 29 tc z krwotokiem ,ale udało się opanować ,potem jeszcze 3 razy powtórka z rozrywki .
Gdyby nie prof.Czajkowski to pewnie obu by nas nie było ....
Potem w trakcie porodu znów krwotok z łożyska ,tamponada ,operacja 2 godzinna zamiast zwykłej cesarki ,przywracanie do życia ,transfuzje ,po 16 godzinach zabieg na zywca bez znieczulenia ściąganie tamponady .
Ju nie dałam rady straciłam przytomność z bólu ...
Ale jakież było moje szczęście jak po 3 dniach od operacji zobaczyłam małą i mogłam ją przytulić :-):-)
Tego się nie opisać .

Dlatego jestem wdzięczna Bogu za to co mam i dziękować będę do końca życia .

Najpierw szłam z pielgrzymką do Częstochowy (tydzień po poronieniu) prosić o dziecko
W listopadzie kolejna ciąża i znów aniołek
W grudniu -styczniu sepsa ,chemia i rokowania kiepskie.
W kwietniu dowiedziałam się ,że najwcześniej za 2-3 lata mój organizm da radę utrzymać ciążę.
W sierpniu znów pielgrzymka na Jasną Górę .
Wróciłam ,a we wrześniu test pokazał II kreski :tak::-):-):-)

Spełniło się !!!! Mam swój CUD
W zeszłym roku poszłam z malutką 3 miesięczną Karolinką za nią podziękować ,a w tym roku idę się nią pochwalić .:-D:-D:-D
Już przygotowania trwają ,bo nie lada wyczyn 9 dni w drodze z rocznym dzieckiem ,ale damy radę !!!
Z pomocą Bozą wszystko jest do zrobienia .

Wiola ja czytałam calą historię Wojtusia jak tylko weszłaś na CPP .
Podziwiam Cię za siłę jaką masz ,bo dla mnie to chyba by serce pękło .
Inna sprawa stracić ciążę na etapie 10-12 tyg ,a co innego widzieć to dziecko i je stracić...
Ja nie wiem :no: nie wyobrażam sobie :no::no:
Dla Wojtusia (*)

anamari jak widzisz nawet na podstawie twoich własnych doświadczeń nie koniecznie naszych jak kruche jest życie .
Masz cudowne dzieci ,doceń to ,ciesz się nimi i nie krzycz , już na pewno nie bij .
Dziecko to też człowiek ,tylko malutki ,bezbronny ,który nie rozumie świata tak jak my dorośli .
I to naszym zadaniem ,rodziców jest zrobić tak ,by te nasze maluchy zrozumiały ten świat .:tak:
Można to zrobić bez krzyku i bez bicia tylko trzeba sie zdystansować i spojrzeć na całą sytuację oczami dziecka .
Wierzę ,że Ci się uda ,bo każda matka chce dla swoich dzieci jak najlepiej .
 
As sama nie wiem, skąd biorę siłę. Rozdarta jestem miedzy niebem, a ziemią. Tak jak rozdarta byłam miedzy szpitalem, a domem. Czułam, że zaniedbuje, jak byłam w domu, Wojtusia, jak byłam w szpitalu chłopców. Raz jeden byliśmy wszyscy, w piątkę razem, w szpitalu. To był drugi dzień świąt. Ale było mi wtedy dobrze. Ale to był pierwszy i ostatni raz...
My staralismy sie rok o dziecko, udało sie, ale poroniłam...nie wierzyłam...za to miałam cudowna koleżankę, która roniła ciażę kilka razy zanim urodziła dziecko (a ma ich 4). Pomogła. Poza tym leżałam z dziewczynami po in vitro. Współczuły mi, ale też wkładały do głowy, ze mogę, ze spróbuje i nastepnym razem się uda... I udało sie. Nie bez komplikacji, bo od początku walczylismy z rozwarciem i skurczami. leżałam i leżałam. Ale udało się. Z wiktorkiem od początku odklejało się jajo, jak sie uspokoiło, to zaczęły sie skurcze i rozwarcie. I znowu leżałam. Ale udało sie. urodziłam w 38 tygodniu.Z Wojtusiem też leżałam i leżałabym ile jeszcze mozna było...mąż dbał o dom, ja tylko obiad zrobilam i to nie zawsze. Oszczedzałam sie, ale ta cholerna bakteria nas dopadła nie wiadomo gdzie i kiedy...Gdyby to tylko ode mnie zależało. Jak urodził sie Wojtuś nie wierzyłam, że moze byc tak malutki, piekny i ruchliwy. :-) Pogodziłam sie z tym, ze moze byc chory, chociaż nikt nie wiedział jak bardzo. WIedziałam, ze nasze życie sie zmieni. Do tej pory było lekko i przyjemnie, a zmartwienia okazały sie tak błache. Dopiero przy Wojtusiu naprawdę sie balismy, kochallismy całym sercem i walczylismy.Ale przegralismy tę walkę. Cieszę sie, ze mam chłopców, bo gdyby nie oni to bym zwariowała. Mam lepsze i gorsze dni. Ogólnie czasem sie cieszę, ale niezbyt mocno.
Jedyna radosć daje rodzina - wartość bezcenna.
I tak jak As piszesz, Bóg wie co robi. chociaż cieżko mi sie z tym pogodzić, muszę Mu zaufać, że tak jest lepiej. Jeśli tak jest lżej Wojtusiowi to niech tak będzie. Nie mogłam patrzec na jego ból, prosiłam, aby bolało mnie nie jego. I tak jest...
As serce pękło jak oddalam Wojtusia w ręce położnej i nigdy go wiecej juz nie zobaczę. Pękło, ale działa dalej. i pojąć tego nie mogę...Widocznie jeszcze jest coś do zrobienia...A mój Wojtus - żył krótko, ale dla nas to cała wieczność...Każde zycie ma sen...bez względu na to ile trwa.
 
alle sie nostalgicznie zrobilo...:blink:
kobietki podziwiam Was!!!obie!!jesteście megasilnymi osobowościami!PODZIWIAM!!!
trudno sobie wyobrazić siebie w takiej sytuacji wiec tego nie robię!a
le niejedna z nas pewnie przezywała strach o dziecko...czy w ciązy czy juz poza brzuchem, ja miałam 2 sytuacje kryzysowe, jak okazało sie iż Kajulka ma najprawdopodobniej wade serducha:baffled: koszmar wtedy przeżyliśmy, batalię o diagnozę i najgorsza niemoc no i niedawno jak diagnozowalisy Filipa i pojawiło sie ryzyko padaczki w tle zmian w eeg i znów strach, rozpacz - na szczęście w pierwszym przypadku okazało sie iż Kaja ma dziurę w serduchu ale rokowania są dobre i szansa na samoistne zamknięcie otworu niczym cud stała sie realną rzeczywistością po 2 latach kontroli kardiologicznej:happy2: no a z Fifim jesteśmy w sumie nie do końca pewni, bo diagnoza postawiona, specjaliści maja go pod opieką ,leki wprowadzone a z ta padaczka...nadal znak zapytania:confused:

nie zmienia to jednak faktu i potwierdza to co piszecie...ze w sytuacjach kryzysowych, trudnych docenia sie jeszcze bardziej to co mamy!!! i dziękuje sie za to bo to najpiękniejsze co moze nas w zyciu spotkac!!!
kochamy te nasze szkraby do szaleństwa...i to najważniejsze!!
i obyśmy miały jak najmniej kryzysów i jak najwięcej cierpliwości:-)!!!
życie nabiera sensu...gdy są dzieci!!

miłego weekendu życzę!!spokojnego i zdrowego!!!!!!!!!!!!!!!!
 
Oby dziewczyny, tego życzę nam wszystkim!!!
A teraz na wesoło, coś o sztuce cierpliwości...
Która uczyła swoje dziecko używać kątomierza?
Ja...
Filip załapał raz dwa, ale z Wiktorem było wesoło. Cały czas tumaczyłam, bok kątomierza do boku kąta, kreseczka na wierzchołku, i sprawdzamy ile drugi bok kąta pokazuje stopni. I co? Nic, przy każdym kącie ustawiał kreseczke na wierzchołku, a kątomierzem kręcił dookoła. Ale sie uśmiałam, co miałam zrobić. Nerwy mi puściły na wesoło, bo ile można tłumaczyc. Zakończyliśmy naukę na 25 kącie (po ponad godzinie chyba) :-). A dzisiaj p[owtórka. Ale nauka nie idzie w las i wystarczyły 3 kąty i 5 minut. A więc w głowie sie przetrawiło i doszło do szarych komórek. :-D:-D:-D Chyba nie wyszłam jeszcze z wprawy w tłumaczeniu, całe szczęście.:-D
 
Pamiętam jak ja się bałam z Kubusiem .
On też przecież wcześniak z 35 tc ,ale też był wielki bo 3350 i 55 cm
Walczył z bezdechami,wylewami,potem paraliż ....
Oj ciężko było ,ale chyba jeszcze bardziej przez to wszystko doceniam co mam .

Z Karolcią tez nie było wesoło.
Najpierw 2 poronienia ,a potem test i CUD ,którego wg lekarzy nie powinno być ,a jednak :-)
I znów pod górkę
Najpierw plamienie ,potem leżenie w domu ,a ostatnie 2 miesiące w szpitalu ,a i tak nie udało się uniknać krwotoków .
Mała rodziła się od 29 tc z krwotokiem ,ale udało się opanować ,potem jeszcze 3 razy powtórka z rozrywki .
Gdyby nie prof.Czajkowski to pewnie obu by nas nie było ....
Potem w trakcie porodu znów krwotok z łożyska ,tamponada ,operacja 2 godzinna zamiast zwykłej cesarki ,przywracanie do życia ,transfuzje ,po 16 godzinach zabieg na zywca bez znieczulenia ściąganie tamponady .
Ju nie dałam rady straciłam przytomność z bólu ...
Ale jakież było moje szczęście jak po 3 dniach od operacji zobaczyłam małą i mogłam ją przytulić :-):-)
Tego się nie opisać .

Dlatego jestem wdzięczna Bogu za to co mam i dziękować będę do końca życia .

Najpierw szłam z pielgrzymką do Częstochowy (tydzień po poronieniu) prosić o dziecko
W listopadzie kolejna ciąża i znów aniołek
W grudniu -styczniu sepsa ,chemia i rokowania kiepskie.
W kwietniu dowiedziałam się ,że najwcześniej za 2-3 lata mój organizm da radę utrzymać ciążę.
W sierpniu znów pielgrzymka na Jasną Górę .
Wróciłam ,a we wrześniu test pokazał II kreski :tak::-):-):-)

Spełniło się !!!! Mam swój CUD
W zeszłym roku poszłam z malutką 3 miesięczną Karolinką za nią podziękować ,a w tym roku idę się nią pochwalić .:-D:-D:-D
Już przygotowania trwają ,bo nie lada wyczyn 9 dni w drodze z rocznym dzieckiem ,ale damy radę !!!
Z pomocą Bozą wszystko jest do zrobienia .

Wiola ja czytałam calą historię Wojtusia jak tylko weszłaś na CPP .
Podziwiam Cię za siłę jaką masz ,bo dla mnie to chyba by serce pękło .
Inna sprawa stracić ciążę na etapie 10-12 tyg ,a co innego widzieć to dziecko i je stracić...
Ja nie wiem :no: nie wyobrażam sobie :no::no:
Dla Wojtusia (*)

anamari jak widzisz nawet na podstawie twoich własnych doświadczeń nie koniecznie naszych jak kruche jest życie .
Masz cudowne dzieci ,doceń to ,ciesz się nimi i nie krzycz , już na pewno nie bij .
Dziecko to też człowiek ,tylko malutki ,bezbronny ,który nie rozumie świata tak jak my dorośli .
I to naszym zadaniem ,rodziców jest zrobić tak ,by te nasze maluchy zrozumiały ten świat .:tak:
Można to zrobić bez krzyku i bez bicia tylko trzeba sie zdystansować i spojrzeć na całą sytuację oczami dziecka .
Wierzę ,że Ci się uda ,bo każda matka chce dla swoich dzieci jak najlepiej .

wierze ze łatwo Ci tez nie było
przykro ze mujsiałas stracic maluszki
i walczyłąs przy córci

ja sie stram nie krzyczec,ale czasem sie nie da
wybucham,potem złuje i przepraszam
sama lecze sie na nerwice
miewam kłucia w kl piersiowej i trudno mi sie wtedy odycha-tzn ciezko mi złapac głeboki oddech
ale tabl pomagają
choc od list 2012 sie lecze
w pt byłam u lek i pow ze za 8mies bedziemy odst lel
teraz zas czuje to kłucie,niepokoj,ale wiem ze to minie bo staram sie nie myslec
ale np rok temu tak sie fatalnie czułam ze myslałam ze zejde
byłam nawet u kardiologa bo lekarka rodzinna usłyszała szmer
ale z sercem wszystko OK
a mam tez wrodz niedoczynnosc tarczycy
ale zyje normalnie
mysle ze te moje wybuchy złosci przez te nerwice i dlatego poszłam do specjalisty bo sama nie dałabym sobie rady
ale lepiej jest

a dzieci KOCXHAM NADZYCIE I nie pozwole ich skrzywdzic!
 
reklama
Oby dziewczyny, tego życzę nam wszystkim!!!
A teraz na wesoło, coś o sztuce cierpliwości...
Która uczyła swoje dziecko używać kątomierza?
Ja...
Filip załapał raz dwa, ale z Wiktorem było wesoło. Cały czas tumaczyłam, bok kątomierza do boku kąta, kreseczka na wierzchołku, i sprawdzamy ile drugi bok kąta pokazuje stopni. I co? Nic, przy każdym kącie ustawiał kreseczke na wierzchołku, a kątomierzem kręcił dookoła. Ale sie uśmiałam, co miałam zrobić. Nerwy mi puściły na wesoło, bo ile można tłumaczyc. Zakończyliśmy naukę na 25 kącie (po ponad godzinie chyba) :-). A dzisiaj p[owtórka. Ale nauka nie idzie w las i wystarczyły 3 kąty i 5 minut. A więc w głowie sie przetrawiło i doszło do szarych komórek. :-D:-D:-D Chyba nie wyszłam jeszcze z wprawy w tłumaczeniu, całe szczęście.:-D

:)
zdolny i pojał jednak:)
napewno było zabawnie
 
Do góry