Tez raczej nie narzekam, bo nie mam absolutnie na co. Mamy dobre życie i codziennie za nie sobie wzajemnie dziękujemy. Przez większość czasu przez te 4 lata miałam podejście „a huk tam” i jechałam gdzieś na drugi koniec świata wspinać się po ścianach i spać w namiotach przyczepionych do ścian i prowadząc dosyć ekstremalne życie, w które dzieci trudno się wpisują, ale mysle, ze proces pogodzenia się z brakiem dzieci zawiera tez w sobie zobaczenie tej ogromnej pustki w sercu i w jakies formie zaakceptowanie jej, myśle ze potrzebuje przejścia przez jakos formę żałoby po utraconym macierzyństwie, bez tego byłabym pewnie zgryźliwa i miałby to wpływ na moje małżeństwo i przyjaźnie. Nie wiem czy kiedyś nastąpi taki czas w którym będę całkowicie pogodzona, ale na pewno nie chce by mi życie przeleciało obok mnie