reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Długoletnie staraczki w ciąży, a w końcu mamusie 🤰🤱

Ale świetny wątek powstał 🤩🫶🏻! Może i długoletnio się nie staraliśmy jak w tytule tego wątku, ale łatwo nam nie było. Zapisywałam się na miesięczne kreski, wątki inseminacji a potem już śledziłam nawet in vitro..pamiętam wiele z Was i Wasze historie. Bardzo mnie cieszy, gdy widzę Wasze posty, że się wreszcie udało i ogromnie Wam kibicuję 💪🏻❤️!!!
My staraliśmy się przez prawie 2 lata. Gdy w końcu się udało, poroniliśmy w 8 tc, choć byłam na etapie 12 tc i o poronieniu zatrzymanym dowiedziałam się właśnie na prenatalnych. Takiego ciosu jeszcze nigdy nie doznaliśmy, psychicznie z tego wyjść nie mogliśmy i był nam potrzebny psycholog. Unikałam wszystkie swoje koleżanki i w ogóle znajomych w ciąży..z dziećmi a wtedy nagle ich się naroiło wokół nas, gdy tak psychicznie nas nasza strata wyniszczała. Próbowaliśmy dalej, zrobiliśmy nawet badania i wyszła teratozoospermia z 1% tych dobrych plemników. To dobiło jeszcze mocniej. Działaliśmy z inseminacją, ale nie doszło do niej ostatecznie..z przyczyn niezależnych od nas (dłuższa historia). Waliliśmy więc od razu do innej kliniki o in vitro. Miałam już do nich pisać o termin inseminacji, bo taki był ich warunek by najpierw z tym spróbować. Z racji tego, że byłam zafiksowana z robieniem testów, miałam z nich „zbudowany domek”..bez kitu..zaszłam w ciążę - tak po prostu, naturalnie. Niedowierzanie, bardzo się bałam i długo nie wierzyłam oczom, pomimo pozytywnych testów..coraz ciemniejszych z dnia na dzień. Oboje sceptyczni, bardzo ostrożni i z zupełnie innym podejściem czekaliśmy do prenatalnych by to potwierdzić. Teraz jestem w 7 miesiącu ciąży, czuję się dobrze, nadal pracuję i wciąż jesteśmy ostrożni a do tego jeszcze niewiele kupiliśmy - zrobimy to pewnie na ostatnią chwilę…czujemy po prostu, że jeszcze jest czas.
 
reklama
To i ja podzielę się swoją historią :) będzie długo, ale to cztery lata mojego życia, nie da się tego zawrzeć w dwóch zdaniach :)

Jestem ze swoim partnerem od 2010 roku, pod koniec 2018r zamieszkaliśmy razem i jakoś po pół roku zaczęliśmy rozmawiać o zaprzestaniu zabezpieczania się. Na początku oczywiście na luzie i bez spiny, mimo ze ja miałam już od wielu lat ciśnienie na dziecko, ot beztroski seks młodych ludzi. Mijały miesiące, ciąży nie było, na przełomie 2019/2020 roku zaczęły mi się na maksa rozjeżdżać cykle, trwały po 50-60 dni. Na początku kwietnia 2020 pozytywny test ciążowy, tego samego dnia beta lekko ponad 8, dwa dni później krwawienie i dla mnie - koniec świata. Ruszyła maszyna diagnostyki i najgorsza rzecz, która wtedy mnie spotkała - ginekolożka starej daty, ale z bardzo dobrą opinią kazała mi się po tej stracie wstrzymac ze staraniami… rok 🙄 dla mnie to był rok czarnej rozpaczy, bo nie dość, ze straciłam swoje upragnione, wymodlone, ukochane dziecko to jeszcze musiałam cały rok czekać. Dzisiaj oczywiście wiem, ze to bzdura totalna, ale wtedy zaufałam lekarzowi.
W połowie 2021 roku trafiłam do fajnej, młodej pani doktor która szybko zdiagnozowała u mnie pcos, io i brak owulacji. Zaczęliśmy stymulację ale bez efektu w postaci ciąży. W listopadzie 2021 skierowała mnie na drożność, jajowody drożne. Nasienie męża badane - wszystko bardziej niż ok. Tak się bujałam z tymi stymulacjami do marca 2022, aż lekarka wyciągnęła białą flagę, powiedziała, ze zrobiła co mogła i odesłała mnie do kolegi z ukierunkowaniem do iui. Poszliśmy do niego na wizytę, ale nie zrobił na nas dobrego wrażenia, poczytalismy o skuteczności iui i odpuściliśmy temat.
Starania odeszły trochę na dalszy plan, w międzyczasie przewinął się jeszcze jeden lekarz który uznał, ze spróbujemy jeszcze raz stymulacji tym razem z innymi lekami, ale daliśmy sobie raptem 2-3 miesiące u niego - bez efektu.
Zapisałam się do Pasnika, wyszły drobne nieprawidłowości (ale bez dramatu), wprowadził immunosupresję - bez efektu w postaci ciąży.

We wrześniu 2022 braliśmy ślub wiec temat starań zawisł na kołku, nie zabezpieczalismy się, ale nie brałam żadnych leków itd. Jedynie na wrzesień zapisałam się do dietetyka, przeszłam na dietę odchudzającą, ale przede wszystkim przeciwzapalną i na poprawę komórek jajowych. W styczniu 2023 trafiłam tez do świetnej endokrynolożki która wyprowadziła mi dosłownie w miesiąc hashimoto to bardzo dobrych wyników.

nowy rok, styczeń 2023, z mężem czujemy, ze doszliśmy do ściany. Mamy dosyc jeżdżenia od trzech lat po lekarzach kilka razy w miesiącu, leków, badań, tabletek, zastrzyków, testów ciążowych, życia od wizyty do wizyty i od miesiączki do miesiączki. Ja już rzygam tematem starań, mąż czuje, ze jedzie na oparach nadziei. Wiemy, ze to już koniec i albo podejmiemy ostatnią próbę, albo dajemy spokój i zostajemy parą bez dziecka i z dziurami w sercach. Mamy odłożone kilkanaście tysięcy złotych, idziemy z tym do kliniki leczenia niepłodności. po pierwszej wizycie wiemy, ze IVF to jest ta nasza ostatnia szansa. W lutym rozpoczynam stymulację, pod koniec miesiąca punkcja, 02.03 transfer - wszystko dzieje się błyskawicznie i jakoś tak.. samo, obok nas. Cztery dni później beta 10,2💚

Dzisiaj noszę pod sercem synka i płaczę ze szczęścia, kiedy o tym myślę. Wszystko co przeszliśmy żeby być tu gdzie dziś jesteśmy, łzy, nerwy, stres, strach, wydane dziesiątki tysięcy złotych na leki i lekarzy takich, siakich, owakich… wszystko to żeby dojść do momentu, kiedy trzymając się za ręce możemy słuchać bicia serca naszego dziecka. Szczęście miesza mi się z totalnym przerażeniem o jego życie i zdrowie. Coraz śmielej patrzymy w przyszłość i nie widzimy jej już bez dziecka. Niecierpliwie przebieramy nogami i wyobrażamy sobie jaki będzie, jakie będzie miał oczy, po kim nosek czy będzie kochał słodkie jak tata czy słone jak mama? :) moja ciąża nie jest niczym nadzwyczajnym bo u nas naprawdę nie było jakiegoś konkretnego problemu, raczej wiele drobnych składowych, ale dla nas jest największym cudem i codziennie dziękujemy losowi, ze się dla nas w końcu odwrócił i dał nam zaznać tego szczęścia.

Za wszystkie staraczki trzymam mocno kciuki i proszę wszechświat żeby był dla Was łaskawy. Nikt nie powinien przechodzić przez to, przez co my przechodzimy. Potrzeba wiele siły, oceanu cierpliwości i mnóstwa odwagi żeby iść tą drogą i nie poddawać się kiedy robi się naprawdę trudno.. myślę o Was stale, sprawdzam co u Was i serce mnie boli kiedy czytam, ze znów i znów się nie udaje, bo wiem co to znaczy, byłam tam i rozumiem te uczucia. Nie wiem czy umiem, ale gdyby którakolwiek chciała pogadać, pożalić się albo wypłakać, to piszcie, zrobię co tylko potrafię, żeby dać Wam wsparcie. Tak jak mi dawały inne wieloletnie staraczki, kiedy tego potrzebowałam, dzięki nim dałam radę przejść przez to bagno :)
 
To i ja podzielę się swoją historią :) będzie długo, ale to cztery lata mojego życia, nie da się tego zawrzeć w dwóch zdaniach :)

Jestem ze swoim partnerem od 2010 roku, pod koniec 2018r zamieszkaliśmy razem i jakoś po pół roku zaczęliśmy rozmawiać o zaprzestaniu zabezpieczania się. Na początku oczywiście na luzie i bez spiny, mimo ze ja miałam już od wielu lat ciśnienie na dziecko, ot beztroski seks młodych ludzi. Mijały miesiące, ciąży nie było, na przełomie 2019/2020 roku zaczęły mi się na maksa rozjeżdżać cykle, trwały po 50-60 dni. Na początku kwietnia 2020 pozytywny test ciążowy, tego samego dnia beta lekko ponad 8, dwa dni później krwawienie i dla mnie - koniec świata. Ruszyła maszyna diagnostyki i najgorsza rzecz, która wtedy mnie spotkała - ginekolożka starej daty, ale z bardzo dobrą opinią kazała mi się po tej stracie wstrzymac ze staraniami… rok 🙄 dla mnie to był rok czarnej rozpaczy, bo nie dość, ze straciłam swoje upragnione, wymodlone, ukochane dziecko to jeszcze musiałam cały rok czekać. Dzisiaj oczywiście wiem, ze to bzdura totalna, ale wtedy zaufałam lekarzowi.
W połowie 2021 roku trafiłam do fajnej, młodej pani doktor która szybko zdiagnozowała u mnie pcos, io i brak owulacji. Zaczęliśmy stymulację ale bez efektu w postaci ciąży. W listopadzie 2021 skierowała mnie na drożność, jajowody drożne. Nasienie męża badane - wszystko bardziej niż ok. Tak się bujałam z tymi stymulacjami do marca 2022, aż lekarka wyciągnęła białą flagę, powiedziała, ze zrobiła co mogła i odesłała mnie do kolegi z ukierunkowaniem do iui. Poszliśmy do niego na wizytę, ale nie zrobił na nas dobrego wrażenia, poczytalismy o skuteczności iui i odpuściliśmy temat.
Starania odeszły trochę na dalszy plan, w międzyczasie przewinął się jeszcze jeden lekarz który uznał, ze spróbujemy jeszcze raz stymulacji tym razem z innymi lekami, ale daliśmy sobie raptem 2-3 miesiące u niego - bez efektu.
Zapisałam się do Pasnika, wyszły drobne nieprawidłowości (ale bez dramatu), wprowadził immunosupresję - bez efektu w postaci ciąży.

We wrześniu 2022 braliśmy ślub wiec temat starań zawisł na kołku, nie zabezpieczalismy się, ale nie brałam żadnych leków itd. Jedynie na wrzesień zapisałam się do dietetyka, przeszłam na dietę odchudzającą, ale przede wszystkim przeciwzapalną i na poprawę komórek jajowych. W styczniu 2023 trafiłam tez do świetnej endokrynolożki która wyprowadziła mi dosłownie w miesiąc hashimoto to bardzo dobrych wyników.

nowy rok, styczeń 2023, z mężem czujemy, ze doszliśmy do ściany. Mamy dosyc jeżdżenia od trzech lat po lekarzach kilka razy w miesiącu, leków, badań, tabletek, zastrzyków, testów ciążowych, życia od wizyty do wizyty i od miesiączki do miesiączki. Ja już rzygam tematem starań, mąż czuje, ze jedzie na oparach nadziei. Wiemy, ze to już koniec i albo podejmiemy ostatnią próbę, albo dajemy spokój i zostajemy parą bez dziecka i z dziurami w sercach. Mamy odłożone kilkanaście tysięcy złotych, idziemy z tym do kliniki leczenia niepłodności. po pierwszej wizycie wiemy, ze IVF to jest ta nasza ostatnia szansa. W lutym rozpoczynam stymulację, pod koniec miesiąca punkcja, 02.03 transfer - wszystko dzieje się błyskawicznie i jakoś tak.. samo, obok nas. Cztery dni później beta 10,2💚

Dzisiaj noszę pod sercem synka i płaczę ze szczęścia, kiedy o tym myślę. Wszystko co przeszliśmy żeby być tu gdzie dziś jesteśmy, łzy, nerwy, stres, strach, wydane dziesiątki tysięcy złotych na leki i lekarzy takich, siakich, owakich… wszystko to żeby dojść do momentu, kiedy trzymając się za ręce możemy słuchać bicia serca naszego dziecka. Szczęście miesza mi się z totalnym przerażeniem o jego życie i zdrowie. Coraz śmielej patrzymy w przyszłość i nie widzimy jej już bez dziecka. Niecierpliwie przebieramy nogami i wyobrażamy sobie jaki będzie, jakie będzie miał oczy, po kim nosek czy będzie kochał słodkie jak tata czy słone jak mama? :) moja ciąża nie jest niczym nadzwyczajnym bo u nas naprawdę nie było jakiegoś konkretnego problemu, raczej wiele drobnych składowych, ale dla nas jest największym cudem i codziennie dziękujemy losowi, ze się dla nas w końcu odwrócił i dał nam zaznać tego szczęścia.

Za wszystkie staraczki trzymam mocno kciuki i proszę wszechświat żeby był dla Was łaskawy. Nikt nie powinien przechodzić przez to, przez co my przechodzimy. Potrzeba wiele siły, oceanu cierpliwości i mnóstwa odwagi żeby iść tą drogą i nie poddawać się kiedy robi się naprawdę trudno.. myślę o Was stale, sprawdzam co u Was i serce mnie boli kiedy czytam, ze znów i znów się nie udaje, bo wiem co to znaczy, byłam tam i rozumiem te uczucia. Nie wiem czy umiem, ale gdyby którakolwiek chciała pogadać, pożalić się albo wypłakać, to piszcie, zrobię co tylko potrafię, żeby dać Wam wsparcie. Tak jak mi dawały inne wieloletnie staraczki, kiedy tego potrzebowałam, dzięki nim dałam radę przejść przez to bagno :)

A żem się zwyła jak bóbr 😭😭😭
Ależ to pięknie napisałaś 😭🤍
Który już tc? Imie Synka wybrane? 🥰
 
To i ja podzielę się swoją historią :) będzie długo, ale to cztery lata mojego życia, nie da się tego zawrzeć w dwóch zdaniach :)

Jestem ze swoim partnerem od 2010 roku, pod koniec 2018r zamieszkaliśmy razem i jakoś po pół roku zaczęliśmy rozmawiać o zaprzestaniu zabezpieczania się. Na początku oczywiście na luzie i bez spiny, mimo ze ja miałam już od wielu lat ciśnienie na dziecko, ot beztroski seks młodych ludzi. Mijały miesiące, ciąży nie było, na przełomie 2019/2020 roku zaczęły mi się na maksa rozjeżdżać cykle, trwały po 50-60 dni. Na początku kwietnia 2020 pozytywny test ciążowy, tego samego dnia beta lekko ponad 8, dwa dni później krwawienie i dla mnie - koniec świata. Ruszyła maszyna diagnostyki i najgorsza rzecz, która wtedy mnie spotkała - ginekolożka starej daty, ale z bardzo dobrą opinią kazała mi się po tej stracie wstrzymac ze staraniami… rok 🙄 dla mnie to był rok czarnej rozpaczy, bo nie dość, ze straciłam swoje upragnione, wymodlone, ukochane dziecko to jeszcze musiałam cały rok czekać. Dzisiaj oczywiście wiem, ze to bzdura totalna, ale wtedy zaufałam lekarzowi.
W połowie 2021 roku trafiłam do fajnej, młodej pani doktor która szybko zdiagnozowała u mnie pcos, io i brak owulacji. Zaczęliśmy stymulację ale bez efektu w postaci ciąży. W listopadzie 2021 skierowała mnie na drożność, jajowody drożne. Nasienie męża badane - wszystko bardziej niż ok. Tak się bujałam z tymi stymulacjami do marca 2022, aż lekarka wyciągnęła białą flagę, powiedziała, ze zrobiła co mogła i odesłała mnie do kolegi z ukierunkowaniem do iui. Poszliśmy do niego na wizytę, ale nie zrobił na nas dobrego wrażenia, poczytalismy o skuteczności iui i odpuściliśmy temat.
Starania odeszły trochę na dalszy plan, w międzyczasie przewinął się jeszcze jeden lekarz który uznał, ze spróbujemy jeszcze raz stymulacji tym razem z innymi lekami, ale daliśmy sobie raptem 2-3 miesiące u niego - bez efektu.
Zapisałam się do Pasnika, wyszły drobne nieprawidłowości (ale bez dramatu), wprowadził immunosupresję - bez efektu w postaci ciąży.

We wrześniu 2022 braliśmy ślub wiec temat starań zawisł na kołku, nie zabezpieczalismy się, ale nie brałam żadnych leków itd. Jedynie na wrzesień zapisałam się do dietetyka, przeszłam na dietę odchudzającą, ale przede wszystkim przeciwzapalną i na poprawę komórek jajowych. W styczniu 2023 trafiłam tez do świetnej endokrynolożki która wyprowadziła mi dosłownie w miesiąc hashimoto to bardzo dobrych wyników.

nowy rok, styczeń 2023, z mężem czujemy, ze doszliśmy do ściany. Mamy dosyc jeżdżenia od trzech lat po lekarzach kilka razy w miesiącu, leków, badań, tabletek, zastrzyków, testów ciążowych, życia od wizyty do wizyty i od miesiączki do miesiączki. Ja już rzygam tematem starań, mąż czuje, ze jedzie na oparach nadziei. Wiemy, ze to już koniec i albo podejmiemy ostatnią próbę, albo dajemy spokój i zostajemy parą bez dziecka i z dziurami w sercach. Mamy odłożone kilkanaście tysięcy złotych, idziemy z tym do kliniki leczenia niepłodności. po pierwszej wizycie wiemy, ze IVF to jest ta nasza ostatnia szansa. W lutym rozpoczynam stymulację, pod koniec miesiąca punkcja, 02.03 transfer - wszystko dzieje się błyskawicznie i jakoś tak.. samo, obok nas. Cztery dni później beta 10,2💚

Dzisiaj noszę pod sercem synka i płaczę ze szczęścia, kiedy o tym myślę. Wszystko co przeszliśmy żeby być tu gdzie dziś jesteśmy, łzy, nerwy, stres, strach, wydane dziesiątki tysięcy złotych na leki i lekarzy takich, siakich, owakich… wszystko to żeby dojść do momentu, kiedy trzymając się za ręce możemy słuchać bicia serca naszego dziecka. Szczęście miesza mi się z totalnym przerażeniem o jego życie i zdrowie. Coraz śmielej patrzymy w przyszłość i nie widzimy jej już bez dziecka. Niecierpliwie przebieramy nogami i wyobrażamy sobie jaki będzie, jakie będzie miał oczy, po kim nosek czy będzie kochał słodkie jak tata czy słone jak mama? :) moja ciąża nie jest niczym nadzwyczajnym bo u nas naprawdę nie było jakiegoś konkretnego problemu, raczej wiele drobnych składowych, ale dla nas jest największym cudem i codziennie dziękujemy losowi, ze się dla nas w końcu odwrócił i dał nam zaznać tego szczęścia.

Za wszystkie staraczki trzymam mocno kciuki i proszę wszechświat żeby był dla Was łaskawy. Nikt nie powinien przechodzić przez to, przez co my przechodzimy. Potrzeba wiele siły, oceanu cierpliwości i mnóstwa odwagi żeby iść tą drogą i nie poddawać się kiedy robi się naprawdę trudno.. myślę o Was stale, sprawdzam co u Was i serce mnie boli kiedy czytam, ze znów i znów się nie udaje, bo wiem co to znaczy, byłam tam i rozumiem te uczucia. Nie wiem czy umiem, ale gdyby którakolwiek chciała pogadać, pożalić się albo wypłakać, to piszcie, zrobię co tylko potrafię, żeby dać Wam wsparcie. Tak jak mi dawały inne wieloletnie staraczki, kiedy tego potrzebowałam, dzięki nim dałam radę przejść przez to bagno :)
powylam się 😭 już Ci to mówiłam, ale Ty i nasza kochana Niebieska sprawilyscie, że wizja ivf z koszmaru zamieniła się w nadzieję 😍

I frytki z maczka już zawsze będą mi się kojarzyć z Tobą, i z nadzieją 😍
 
To i ja podzielę się swoją historią :) będzie długo, ale to cztery lata mojego życia, nie da się tego zawrzeć w dwóch zdaniach :)

Jestem ze swoim partnerem od 2010 roku, pod koniec 2018r zamieszkaliśmy razem i jakoś po pół roku zaczęliśmy rozmawiać o zaprzestaniu zabezpieczania się. Na początku oczywiście na luzie i bez spiny, mimo ze ja miałam już od wielu lat ciśnienie na dziecko, ot beztroski seks młodych ludzi. Mijały miesiące, ciąży nie było, na przełomie 2019/2020 roku zaczęły mi się na maksa rozjeżdżać cykle, trwały po 50-60 dni. Na początku kwietnia 2020 pozytywny test ciążowy, tego samego dnia beta lekko ponad 8, dwa dni później krwawienie i dla mnie - koniec świata. Ruszyła maszyna diagnostyki i najgorsza rzecz, która wtedy mnie spotkała - ginekolożka starej daty, ale z bardzo dobrą opinią kazała mi się po tej stracie wstrzymac ze staraniami… rok 🙄 dla mnie to był rok czarnej rozpaczy, bo nie dość, ze straciłam swoje upragnione, wymodlone, ukochane dziecko to jeszcze musiałam cały rok czekać. Dzisiaj oczywiście wiem, ze to bzdura totalna, ale wtedy zaufałam lekarzowi.
W połowie 2021 roku trafiłam do fajnej, młodej pani doktor która szybko zdiagnozowała u mnie pcos, io i brak owulacji. Zaczęliśmy stymulację ale bez efektu w postaci ciąży. W listopadzie 2021 skierowała mnie na drożność, jajowody drożne. Nasienie męża badane - wszystko bardziej niż ok. Tak się bujałam z tymi stymulacjami do marca 2022, aż lekarka wyciągnęła białą flagę, powiedziała, ze zrobiła co mogła i odesłała mnie do kolegi z ukierunkowaniem do iui. Poszliśmy do niego na wizytę, ale nie zrobił na nas dobrego wrażenia, poczytalismy o skuteczności iui i odpuściliśmy temat.
Starania odeszły trochę na dalszy plan, w międzyczasie przewinął się jeszcze jeden lekarz który uznał, ze spróbujemy jeszcze raz stymulacji tym razem z innymi lekami, ale daliśmy sobie raptem 2-3 miesiące u niego - bez efektu.
Zapisałam się do Pasnika, wyszły drobne nieprawidłowości (ale bez dramatu), wprowadził immunosupresję - bez efektu w postaci ciąży.

We wrześniu 2022 braliśmy ślub wiec temat starań zawisł na kołku, nie zabezpieczalismy się, ale nie brałam żadnych leków itd. Jedynie na wrzesień zapisałam się do dietetyka, przeszłam na dietę odchudzającą, ale przede wszystkim przeciwzapalną i na poprawę komórek jajowych. W styczniu 2023 trafiłam tez do świetnej endokrynolożki która wyprowadziła mi dosłownie w miesiąc hashimoto to bardzo dobrych wyników.

nowy rok, styczeń 2023, z mężem czujemy, ze doszliśmy do ściany. Mamy dosyc jeżdżenia od trzech lat po lekarzach kilka razy w miesiącu, leków, badań, tabletek, zastrzyków, testów ciążowych, życia od wizyty do wizyty i od miesiączki do miesiączki. Ja już rzygam tematem starań, mąż czuje, ze jedzie na oparach nadziei. Wiemy, ze to już koniec i albo podejmiemy ostatnią próbę, albo dajemy spokój i zostajemy parą bez dziecka i z dziurami w sercach. Mamy odłożone kilkanaście tysięcy złotych, idziemy z tym do kliniki leczenia niepłodności. po pierwszej wizycie wiemy, ze IVF to jest ta nasza ostatnia szansa. W lutym rozpoczynam stymulację, pod koniec miesiąca punkcja, 02.03 transfer - wszystko dzieje się błyskawicznie i jakoś tak.. samo, obok nas. Cztery dni później beta 10,2💚

Dzisiaj noszę pod sercem synka i płaczę ze szczęścia, kiedy o tym myślę. Wszystko co przeszliśmy żeby być tu gdzie dziś jesteśmy, łzy, nerwy, stres, strach, wydane dziesiątki tysięcy złotych na leki i lekarzy takich, siakich, owakich… wszystko to żeby dojść do momentu, kiedy trzymając się za ręce możemy słuchać bicia serca naszego dziecka. Szczęście miesza mi się z totalnym przerażeniem o jego życie i zdrowie. Coraz śmielej patrzymy w przyszłość i nie widzimy jej już bez dziecka. Niecierpliwie przebieramy nogami i wyobrażamy sobie jaki będzie, jakie będzie miał oczy, po kim nosek czy będzie kochał słodkie jak tata czy słone jak mama? :) moja ciąża nie jest niczym nadzwyczajnym bo u nas naprawdę nie było jakiegoś konkretnego problemu, raczej wiele drobnych składowych, ale dla nas jest największym cudem i codziennie dziękujemy losowi, ze się dla nas w końcu odwrócił i dał nam zaznać tego szczęścia.

Za wszystkie staraczki trzymam mocno kciuki i proszę wszechświat żeby był dla Was łaskawy. Nikt nie powinien przechodzić przez to, przez co my przechodzimy. Potrzeba wiele siły, oceanu cierpliwości i mnóstwa odwagi żeby iść tą drogą i nie poddawać się kiedy robi się naprawdę trudno.. myślę o Was stale, sprawdzam co u Was i serce mnie boli kiedy czytam, ze znów i znów się nie udaje, bo wiem co to znaczy, byłam tam i rozumiem te uczucia. Nie wiem czy umiem, ale gdyby którakolwiek chciała pogadać, pożalić się albo wypłakać, to piszcie, zrobię co tylko potrafię, żeby dać Wam wsparcie. Tak jak mi dawały inne wieloletnie staraczki, kiedy tego potrzebowałam, dzięki nim dałam radę przejść przez to bagno :)
Poryczałam się w robocie..... Piękna historia❤️❤️❤️
 
To i ja podzielę się swoją historią :) będzie długo, ale to cztery lata mojego życia, nie da się tego zawrzeć w dwóch zdaniach :)

Jestem ze swoim partnerem od 2010 roku, pod koniec 2018r zamieszkaliśmy razem i jakoś po pół roku zaczęliśmy rozmawiać o zaprzestaniu zabezpieczania się. Na początku oczywiście na luzie i bez spiny, mimo ze ja miałam już od wielu lat ciśnienie na dziecko, ot beztroski seks młodych ludzi. Mijały miesiące, ciąży nie było, na przełomie 2019/2020 roku zaczęły mi się na maksa rozjeżdżać cykle, trwały po 50-60 dni. Na początku kwietnia 2020 pozytywny test ciążowy, tego samego dnia beta lekko ponad 8, dwa dni później krwawienie i dla mnie - koniec świata. Ruszyła maszyna diagnostyki i najgorsza rzecz, która wtedy mnie spotkała - ginekolożka starej daty, ale z bardzo dobrą opinią kazała mi się po tej stracie wstrzymac ze staraniami… rok 🙄 dla mnie to był rok czarnej rozpaczy, bo nie dość, ze straciłam swoje upragnione, wymodlone, ukochane dziecko to jeszcze musiałam cały rok czekać. Dzisiaj oczywiście wiem, ze to bzdura totalna, ale wtedy zaufałam lekarzowi.
W połowie 2021 roku trafiłam do fajnej, młodej pani doktor która szybko zdiagnozowała u mnie pcos, io i brak owulacji. Zaczęliśmy stymulację ale bez efektu w postaci ciąży. W listopadzie 2021 skierowała mnie na drożność, jajowody drożne. Nasienie męża badane - wszystko bardziej niż ok. Tak się bujałam z tymi stymulacjami do marca 2022, aż lekarka wyciągnęła białą flagę, powiedziała, ze zrobiła co mogła i odesłała mnie do kolegi z ukierunkowaniem do iui. Poszliśmy do niego na wizytę, ale nie zrobił na nas dobrego wrażenia, poczytalismy o skuteczności iui i odpuściliśmy temat.
Starania odeszły trochę na dalszy plan, w międzyczasie przewinął się jeszcze jeden lekarz który uznał, ze spróbujemy jeszcze raz stymulacji tym razem z innymi lekami, ale daliśmy sobie raptem 2-3 miesiące u niego - bez efektu.
Zapisałam się do Pasnika, wyszły drobne nieprawidłowości (ale bez dramatu), wprowadził immunosupresję - bez efektu w postaci ciąży.

We wrześniu 2022 braliśmy ślub wiec temat starań zawisł na kołku, nie zabezpieczalismy się, ale nie brałam żadnych leków itd. Jedynie na wrzesień zapisałam się do dietetyka, przeszłam na dietę odchudzającą, ale przede wszystkim przeciwzapalną i na poprawę komórek jajowych. W styczniu 2023 trafiłam tez do świetnej endokrynolożki która wyprowadziła mi dosłownie w miesiąc hashimoto to bardzo dobrych wyników.

nowy rok, styczeń 2023, z mężem czujemy, ze doszliśmy do ściany. Mamy dosyc jeżdżenia od trzech lat po lekarzach kilka razy w miesiącu, leków, badań, tabletek, zastrzyków, testów ciążowych, życia od wizyty do wizyty i od miesiączki do miesiączki. Ja już rzygam tematem starań, mąż czuje, ze jedzie na oparach nadziei. Wiemy, ze to już koniec i albo podejmiemy ostatnią próbę, albo dajemy spokój i zostajemy parą bez dziecka i z dziurami w sercach. Mamy odłożone kilkanaście tysięcy złotych, idziemy z tym do kliniki leczenia niepłodności. po pierwszej wizycie wiemy, ze IVF to jest ta nasza ostatnia szansa. W lutym rozpoczynam stymulację, pod koniec miesiąca punkcja, 02.03 transfer - wszystko dzieje się błyskawicznie i jakoś tak.. samo, obok nas. Cztery dni później beta 10,2💚

Dzisiaj noszę pod sercem synka i płaczę ze szczęścia, kiedy o tym myślę. Wszystko co przeszliśmy żeby być tu gdzie dziś jesteśmy, łzy, nerwy, stres, strach, wydane dziesiątki tysięcy złotych na leki i lekarzy takich, siakich, owakich… wszystko to żeby dojść do momentu, kiedy trzymając się za ręce możemy słuchać bicia serca naszego dziecka. Szczęście miesza mi się z totalnym przerażeniem o jego życie i zdrowie. Coraz śmielej patrzymy w przyszłość i nie widzimy jej już bez dziecka. Niecierpliwie przebieramy nogami i wyobrażamy sobie jaki będzie, jakie będzie miał oczy, po kim nosek czy będzie kochał słodkie jak tata czy słone jak mama? :) moja ciąża nie jest niczym nadzwyczajnym bo u nas naprawdę nie było jakiegoś konkretnego problemu, raczej wiele drobnych składowych, ale dla nas jest największym cudem i codziennie dziękujemy losowi, ze się dla nas w końcu odwrócił i dał nam zaznać tego szczęścia.

Za wszystkie staraczki trzymam mocno kciuki i proszę wszechświat żeby był dla Was łaskawy. Nikt nie powinien przechodzić przez to, przez co my przechodzimy. Potrzeba wiele siły, oceanu cierpliwości i mnóstwa odwagi żeby iść tą drogą i nie poddawać się kiedy robi się naprawdę trudno.. myślę o Was stale, sprawdzam co u Was i serce mnie boli kiedy czytam, ze znów i znów się nie udaje, bo wiem co to znaczy, byłam tam i rozumiem te uczucia. Nie wiem czy umiem, ale gdyby którakolwiek chciała pogadać, pożalić się albo wypłakać, to piszcie, zrobię co tylko potrafię, żeby dać Wam wsparcie. Tak jak mi dawały inne wieloletnie staraczki, kiedy tego potrzebowałam, dzięki nim dałam radę przejść przez to bagno :)
dołączam do klubu ryczących jak bóbr. tak się cieszę, że Wam się udało ❤️ który tc?
 
To i ja podzielę się swoją historią :) będzie długo, ale to cztery lata mojego życia, nie da się tego zawrzeć w dwóch zdaniach :)

Jestem ze swoim partnerem od 2010 roku, pod koniec 2018r zamieszkaliśmy razem i jakoś po pół roku zaczęliśmy rozmawiać o zaprzestaniu zabezpieczania się. Na początku oczywiście na luzie i bez spiny, mimo ze ja miałam już od wielu lat ciśnienie na dziecko, ot beztroski seks młodych ludzi. Mijały miesiące, ciąży nie było, na przełomie 2019/2020 roku zaczęły mi się na maksa rozjeżdżać cykle, trwały po 50-60 dni. Na początku kwietnia 2020 pozytywny test ciążowy, tego samego dnia beta lekko ponad 8, dwa dni później krwawienie i dla mnie - koniec świata. Ruszyła maszyna diagnostyki i najgorsza rzecz, która wtedy mnie spotkała - ginekolożka starej daty, ale z bardzo dobrą opinią kazała mi się po tej stracie wstrzymac ze staraniami… rok 🙄 dla mnie to był rok czarnej rozpaczy, bo nie dość, ze straciłam swoje upragnione, wymodlone, ukochane dziecko to jeszcze musiałam cały rok czekać. Dzisiaj oczywiście wiem, ze to bzdura totalna, ale wtedy zaufałam lekarzowi.
W połowie 2021 roku trafiłam do fajnej, młodej pani doktor która szybko zdiagnozowała u mnie pcos, io i brak owulacji. Zaczęliśmy stymulację ale bez efektu w postaci ciąży. W listopadzie 2021 skierowała mnie na drożność, jajowody drożne. Nasienie męża badane - wszystko bardziej niż ok. Tak się bujałam z tymi stymulacjami do marca 2022, aż lekarka wyciągnęła białą flagę, powiedziała, ze zrobiła co mogła i odesłała mnie do kolegi z ukierunkowaniem do iui. Poszliśmy do niego na wizytę, ale nie zrobił na nas dobrego wrażenia, poczytalismy o skuteczności iui i odpuściliśmy temat.
Starania odeszły trochę na dalszy plan, w międzyczasie przewinął się jeszcze jeden lekarz który uznał, ze spróbujemy jeszcze raz stymulacji tym razem z innymi lekami, ale daliśmy sobie raptem 2-3 miesiące u niego - bez efektu.
Zapisałam się do Pasnika, wyszły drobne nieprawidłowości (ale bez dramatu), wprowadził immunosupresję - bez efektu w postaci ciąży.

We wrześniu 2022 braliśmy ślub wiec temat starań zawisł na kołku, nie zabezpieczalismy się, ale nie brałam żadnych leków itd. Jedynie na wrzesień zapisałam się do dietetyka, przeszłam na dietę odchudzającą, ale przede wszystkim przeciwzapalną i na poprawę komórek jajowych. W styczniu 2023 trafiłam tez do świetnej endokrynolożki która wyprowadziła mi dosłownie w miesiąc hashimoto to bardzo dobrych wyników.

nowy rok, styczeń 2023, z mężem czujemy, ze doszliśmy do ściany. Mamy dosyc jeżdżenia od trzech lat po lekarzach kilka razy w miesiącu, leków, badań, tabletek, zastrzyków, testów ciążowych, życia od wizyty do wizyty i od miesiączki do miesiączki. Ja już rzygam tematem starań, mąż czuje, ze jedzie na oparach nadziei. Wiemy, ze to już koniec i albo podejmiemy ostatnią próbę, albo dajemy spokój i zostajemy parą bez dziecka i z dziurami w sercach. Mamy odłożone kilkanaście tysięcy złotych, idziemy z tym do kliniki leczenia niepłodności. po pierwszej wizycie wiemy, ze IVF to jest ta nasza ostatnia szansa. W lutym rozpoczynam stymulację, pod koniec miesiąca punkcja, 02.03 transfer - wszystko dzieje się błyskawicznie i jakoś tak.. samo, obok nas. Cztery dni później beta 10,2💚

Dzisiaj noszę pod sercem synka i płaczę ze szczęścia, kiedy o tym myślę. Wszystko co przeszliśmy żeby być tu gdzie dziś jesteśmy, łzy, nerwy, stres, strach, wydane dziesiątki tysięcy złotych na leki i lekarzy takich, siakich, owakich… wszystko to żeby dojść do momentu, kiedy trzymając się za ręce możemy słuchać bicia serca naszego dziecka. Szczęście miesza mi się z totalnym przerażeniem o jego życie i zdrowie. Coraz śmielej patrzymy w przyszłość i nie widzimy jej już bez dziecka. Niecierpliwie przebieramy nogami i wyobrażamy sobie jaki będzie, jakie będzie miał oczy, po kim nosek czy będzie kochał słodkie jak tata czy słone jak mama? :) moja ciąża nie jest niczym nadzwyczajnym bo u nas naprawdę nie było jakiegoś konkretnego problemu, raczej wiele drobnych składowych, ale dla nas jest największym cudem i codziennie dziękujemy losowi, ze się dla nas w końcu odwrócił i dał nam zaznać tego szczęścia.

Za wszystkie staraczki trzymam mocno kciuki i proszę wszechświat żeby był dla Was łaskawy. Nikt nie powinien przechodzić przez to, przez co my przechodzimy. Potrzeba wiele siły, oceanu cierpliwości i mnóstwa odwagi żeby iść tą drogą i nie poddawać się kiedy robi się naprawdę trudno.. myślę o Was stale, sprawdzam co u Was i serce mnie boli kiedy czytam, ze znów i znów się nie udaje, bo wiem co to znaczy, byłam tam i rozumiem te uczucia. Nie wiem czy umiem, ale gdyby którakolwiek chciała pogadać, pożalić się albo wypłakać, to piszcie, zrobię co tylko potrafię, żeby dać Wam wsparcie. Tak jak mi dawały inne wieloletnie staraczki, kiedy tego potrzebowałam, dzięki nim dałam radę przejść przez to bagno :)
Kochana, ja co prawda znam Twoją historie z kresek, ale cieszę się, że tutaj wpadłaś i opisałaś wszystko tak pięknie, że oczywiście znów się popłakałam 😍 dzięki za dobre słowo i wsparcie ❤
 
reklama
Fajnie by było trafić od razu na dobrego lekarza, który coś potrafi, a jak już nie jest wstanie to przyzna się do tego i pokieruje gdzieś dalej. Ja to miałam niezły maraton. Czasami uzbrojona w informację z forum szłam do lekarza, zadaje pytania a on tylko coraz większe oczy bo nie wie o czym mowa. To na prawdę połowa sukcesu ogarnięty lekarz.
 
Ostatnia edycja:
Do góry