Wszystko zależy od dziecka.
Sa takie dzieci, które sobie dadzą radę pomimo wszystko.
A są i takie które nigdy nie będą się dobrze czuły w szkole. Choćby trafiły do świetnej placówki i miały same grzeczne dzieci naokoło siebie.
Ja lubiłam szkole. Nikt mnie nie prześladował. Zdarzały się awantury ale to było normalne. Nikt jakos nie miał ich więcej niż inni.
Mam wrazenie, ze te wszelkie „badania” i wnioski nie idą w żadnej parze z rzeczywistością. Nie każdy może sobie pozwolić na to, żeby siedzieć z dzieckiem w domu przez trzy lata. To nie tylko w Polsce, gdzie indziej tez tak jest.
A są tez osoby, które nie chcą rezygnować ze swojej kariery. Albo wręcz nie mogą bo trzyletnia przerwa w zawodzie sprawi, ze już do niego nie wroca.
Te osoby nie maja wyjścia, musza oddać dzieci do żłobka lub przedszkola. W innych państwach dziadkowie tez jeszcze często pracują i nie mogą pomoc w opiece nad wnukami. I te dzieci, oddane do żłobka tez się rozwijają poprawnie, wyrastają na inteligentnych, normalnych ludzi bez zaburzeń behawioralnych.
Są tez kobiety, które nie chcą być przez kilka lat tylko i wyłącznie maszyna do wymyślania zabaw i organizowania czasu dzieciom. I to wcale nie jest takie złe podejście. Matka to tez człowiek, ma swoje potrzeby, zainteresowania i marzenia. Ma dzieci ale stara się nie zapominać o sobie. Zlobek daje możliwość zajęcia się sobą, swoją kariera czy rozwojem osobistym.
Edukacja domowa jest na zachodzie bardziej popularna niż w Polsce. Może ujmę to inaczej, sprawia mniej kontrowersji.
Ale z tego co się orientuje można dziecko uczyć w domu tylko na etapie podstawówki. Potem juz nie. Na późniejszych etapach mozna uczyć w domu tylko dzieci, które z poważnych powodów medycznych nie mogą fizycznie uczęszczać do szkoły. Jeśli nie maja poważnych medycznych schorzeń to maja pójść do szkoły. A wtedy już stres jest o wiele gorszy. Bo takie dziecko uczone w domu do 11 roku życia, u nas tak się kończy podstawowka, nie ma żadnych szkolnych przyjaźni. Nie wie jakwyglada srodowisko szkolne. Z prostego powodu, ze nigdy w niej nie było. Nie zna nauczycieli, nie zna klasy.
Może mieć innych przyjaciół, nie mówię, ze nie ale oni napewno w dużej mierze będą rozmawiać o tym co w szkole, kto co zrobił, o czym rozmawiali na lekcji takiej a takiej. A takie dziecko uczone w domu może sie takiej rozmowie nie odnaleźć. Bo ono nie zna tej Ani z ławki obok Pawła i nie ma pojęcia, ze nauczycielka biologii ubiera się w dziwne spódnice i jeździ zielonym Golfem. Takie tam bzdury…
Jesli rodzice, albo chociaz jeden rodzic, są nauczycielami i wiedza jak nauczać to jak najbardziej. Niech uczą jak im się wydaje ze jest najlepiej. Ale jeśli nie są, to można by się zastanawiać nad jakością takiej edukacji domowej.
No i jest tez kwestia jak długo tak? Dwadzieścia lat uczyć dziecko w domu? To przecież ani do pracy nie można iść ani nic. A jakby dzieciak chciał iść na studia? Nie każdy jest profesorem w każdej dziedzinie. Ok, dostanie się na jakiś fakultet ale to będzie dopiero szok dla systemu. Obcy ludzie, profesorowie, jakieś zasady, wymagania, bóg wie co.
Nie da się człowieka zbyt długo izolować od większości społeczeństwa. A nawet gdyby to taka izolacja chyba nie na dobre wychodzi. Z różnych powodów.