Marynia88
Moderator
Czytam, czytam i już miałam parę razy odpisać ale myślę sobie poczekam i dobrze że poczekałam. Do Twoich wpisów o kp podchodzę z mieszanymi odczuciami ale z tym co napisałaś teraz zgadzam się w 100% - często rodzicowi łatwiej stwierdzić "mam hajnida" niż tak z ręką na sercu przyjżeć się własnemu rodzicielstwu, swoim brakom itd i zauważyć że problem jest w nim samym a nie w dziecku. Oczywiście bezspornie są dzieci zaburzone, dzieci wymagające ale ja piszę o sytuacjach gdzie gołym okiem widać że to nie dziecko jest problemowe.Nie wiem. Myślę, że to trochę jak pytanie "jajko czy kura?". Czy dziecko jest łatwiejsze w obsłudze, bo rodzice nie dają sobie wejść na głowę (nie mylić z zaniedbaniem) czy dziecko jest trudniejsze, bo rodzic (niestety najczęściej mama) na każdy grymas i pisk rzuca wszystko i biegnie zaspokoić zachcianki dziecka? Nie wiem, naprawdę. Przez jakiś czas zajmowałam się też cudzymi dziećmi i z żadnym nie miałam problemu, choć bywało, że rodzice ostrzegali mnie, że łatwo z nimi nie jest, bo nie jedzą, bo szybko się nudzą, bo nie słuchają, itp. I potem okazywało się, że u mnie jest bardzo fajnie, ale trzeba robić to co pani mówi, siedzieć przy stole przy jedzeniu, nie rzucać w kota zabawkami, nie wchodzić do toalety jak ktoś tam jest i inne takie. Także obserwując niektóre matki, to połowa słynnych hajnidów jest moim zdaniem efektem podejścia rodzica lub rodziców, którzy różnego rodzaju braki rekompensują sobie skakaniem wkoło dziecka.
Inny przykład z tego samego grona znajomych co tamta laska od kp. Mamusia twierdzi, że ma wyjątkowego syna, mówi o nim "książę". Nie może z prawie dwuletnim dzieckiem iść na chwilę do sklepu, bo młody robi takie jazdy, że się nie da po prostu. Jak wstaje, to jest marudny (witam w klubie), więc mamusia go rozkręca (chyba bym ją zabiła albo chociaż utrudniała wykonywanie obowiązków domowych) do tego stopnia, że mały nie chce potem drzemać, a w efekcie pada sam z siebie wczesnym popołudniem, śpi krótko i nerwowo, co kończy się walką o sen przez dwie, trzy godziny i młody zasypia umęczony matką helikopterem około 23/24. Rano jest budzony przez matkę o 7 (serio!), bo "jak długo śpi, to jest nie do zniesienia". I tak w kółko Macieju. Pobudzany na siłę, uspokajany na siłę. Moim zdaniem takie zachowanie podpada pod znęcanie się psychiczne, ale mamusia uważa, że ma wyjątkowego synunia. Gdzie ojciec? Ano z boku, biedak już nie ma sił powtarzać partnerce, że przesadza, więc stoi taki wykastrowany mentalnie i co jakiś czas spróbuje pokazać rogi, na co pani helikopter wali mu między oczy, że nie ma serca, bo chce księciu mówić "nie" i stawiać granice.
I czy to zawsze jest kwestia dziecka? Chyba nie zawsze...
Co do pytania - czy cieszy mnie macierzyństwo? Tak, cieszy. Nie mam za bardzo czasu by się rozpisać w temacie ale macierzyństwo to coś czego mi brakowało by poczuć się faktycznie spełnioną kobietą, by nauczyć się żyć tu i teraz, by się rozwijać, by więcej widzieć, uczyć się spokoju ... Jak wszystko moje macierzyństwo ma też cienie, burze, doły ale szukam nowych rozwiązań, staram się nie zamykać na innych, przyjmuje porady i dopiero po przemyśleniu je akceptuję lub odrzucam.