reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Czy cieszy was macierzyństwo?

czyli obalasz wszytskie teorie jakoby niemowlę miało podczas kryzysów laktacyjnych ssaniem nawet nie odżywczym stabilizować laktacje? Masakra jakie teorie głosisz, mam nadzieję, że młode matki nie będą Cie czytać tylko posłuchają rad cdl, poczytają natulii, hafije.
Nie mówię o kryzysach laktacyjnych. Te pojawiają się w określonych etapach i występują maksymalnie 4. Mówię o sytuacji, kiedy dziecko płacze (a nie jest głodne) i mama w pierwszej kolejności podaje pierś. Później faktycznie dziecko traktuje pierś jako jedyny sposób na uspokojenie. I akurat hafije znam i uważam, za autorytet w kwestii kp. Jednak nawet ona nie propaguje siedzenia 24h/dobę przez pierwsze trzy czy cztery miesiące z piersią w buzi dziecka i zaleca smoczek.

Druga kwestia jest taka, że jak dziecko nie toleruje smoczka to sprawdziłabym mu buźkę u neurologopedy. Może są jakieś problemy np. z napięciem. Ale do końca się nie orientuje w temacie bo nie miałam takiego problemu.
 
reklama
Nie mówię o kryzysach laktacyjnych. Te pojawiają się w określonych etapach i występują maksymalnie 4. Mówię o sytuacji, kiedy dziecko płacze (a nie jest głodne) i mama w pierwszej kolejności podaje pierś. Później faktycznie dziecko traktuje pierś jako jedyny sposób na uspokojenie. I akurat hafije znam i uważam, za autorytet w kwestii kp. Jednak nawet ona nie propaguje siedzenia 24h/dobę przez pierwsze trzy czy cztery miesiące z piersią w buzi dziecka i zaleca smoczek.

Druga kwestia jest taka, że jak dziecko nie toleruje smoczka to sprawdziłabym mu buźkę u neurologopedy. Może są jakieś problemy np. z napięciem. Ale do końca się nie orientuje w temacie bo nie miałam takiego problemu.
ale nikt tu nie pisał o siedzeniu 24h dobę. To Ty nagle krytykujesz, że kobiety robią z siebie smoczek.
A co gdy neurologepda sprawdzał kilka razy buzke dziecka? Stosowanie smoczka to nie przumys, dziecko nie chce, nie toleruje to nie da się wmusic. Czyli po karmieniu jak jest krótka chwila ssania nieodżywczego przed snem to powinno się dziecko odrywać od razu, żeby nie być smoczkiem?
 
ale nikt tu nie pisał o siedzeniu 24h dobę. To Ty nagle krytykujesz, że kobiety robią z siebie smoczek.
A co gdy neurologepda sprawdzał kilka razy buzke dziecka? Stosowanie smoczka to nie przumys, dziecko nie chce, nie toleruje to nie da się wmusic. Czyli po karmieniu jak jest krótka chwila ssania nieodżywczego to powinno się dziecko odrywać od razu, żeby nie być smoczkiem?
Wiesz co, skoro ktoś pisze, że nie może wyjść bo dziecko uspokaja się tylko przy piersi to dla mnie to nie jest ok.
Oczywiście, że smoczek to nie przymus. Dla laktacji nawet lepiej gdy go nie ma. Ale jak dziecko m nieustanną potrzebę ssania? To co robić? Nie iść siku? Nie umyć się? Nie wyjść na spacer?

Podawanie piersi jako pierwszej i jedynej metody na uspokojenie to niestety najkrótsza droga do zostania jedynym uspokajaczem.

W kwestii neurologopedy napisałam wyżej, że nie jestem w temacie bo nie miałam takiego problemu. Skoro masz to porozmawiaj może z cdl jak nauczyć smoczka i próbuj w pierwszej kolejności innych metod ukojenia a pierś w ostateczności.
 
Wiesz co, skoro ktoś pisze, że nie może wyjść bo dziecko uspokaja się tylko przy piersi to dla mnie to nie jest ok.
Oczywiście, że smoczek to nie przymus. Dla laktacji nawet lepiej gdy go nie ma. Ale jak dziecko m nieustanną potrzebę ssania? To co robić? Nie iść siku? Nie umyć się? Nie wyjść na spacer?
No i właśnie taka gadka była z tamtą dziewczyną. Była wyczerpana, nerwowa, radziłyśmy "kobieto odciągnij mleko, zostaw dzieci z ojcem i wyjdź". Nie, bo ona nie może znieść myśli, że dziecko płacze, cytuję, "zanosi się" jak ona wychodzi. No to ej... Czyja to wina?
 
Oj, widzę, że małą burzę rozpętałam :D Już tłumaczę, jak to jest u nas. Ja od początku zakładałam, że chcę jak najszybciej zacząć wychodzić sama, żeby tata jak najwięcej uczestniczył w życiu dziecka. I udało mi się to już kiedy syn miał niecałe 3 tygodnie. Nie wychodziłam na długo, ale nawet 20 minut samotnego spaceru czy godzinka na zakupach to było zbawienie dla mojej głowy. Zostawiałam odciągnięte mleko, na awaryjne sytuacje było też mm, ale nie chciałam korzystać z tego zbyt często, bo zależało mi na rozkręceniu laktacji, a na początku szło nam ciężko, bo syn prawie w ogóle nie przybierał.
I tak do skończonego 3 tygodnia było fajnie, bo oczywiście karmiliśmy się bardzo często, ale oprócz tego syn uspokajał się np. w wózku czy noszony na rękach, więc się z mężem wymienialiśmy. Ale od samego początku nie było szans, żeby zasnął inaczej niż na spacerze czy przy cycku i to karmiony na leżąco, bo odłożyć się go nie dało. Pierwsze noce były ciężkie, bo ja już miałam dosyć leżenia i tego, że karmienie trwało minimum 40 minut. Zaczęliśmy mu dawać butelkę na jedno nocne karmienie, ale nie było szans, żeby go później uśpić. Uwierzcie, że wymienialiśmy się z mężem - ja go lulałam godzinę, on drugą i nic to nie dawało. Tak czy siak musiałam przystawić do piersi, więc w sumie szybko skończyło się na tym, że syn spał z nami w łóżku, bo bałam się go odłożyć do łóżeczka - gdyby się obudził, musiałabym przez kolejną godzinę dawać mu cycka.
Gdy skończył 4 tygodnie, coś się odmieniło i teraz w dzień gdy usypiam go przy karmieniu, pośpi max pół godziny, w chuście trochę dłużej. Tylko że spanie to jedno, a drugie to ciągły płacz. Już nie uspokaja go wózek ani noszenie na rękach. Trzeba skakać na piłce albo robić przysiady i do tego najlepiej jeszcze mieć włączoną suszarkę. A i tak za chwilę mu się to znudzi i trzeba kombinować inaczej. Ostatnio włożyłam go do chusty, włączyłam suszarkę, dałam smoczka i skakałam na piłce, a i tak potrzebowałam trochę czasu, żeby go uspokoić. Więc tak czy siak w większości przypadków kończy się na cycku, bo nie będę słuchać, jak moje dziecko wręcz się drze i dusi (miał już kilka bezdechów), bo nic innego nie jest w stanie go uspokoić.

I nie myślcie, że nie pozwalam mężowi spróbować. On sam bierze syna na spacer, ale jak się drze przez bite pół godziny, to mu każę wracać. Dzisiaj w nocy pobudki były co godzinę i miałam ochotę wyjść i nie wracać. Miałam już obolałe sutki, mimo prawidłowego przystawiania. Mąż próbował uśpić syna, a ja zakryłam głowę kołdrą, byle tylko nie słuchać tego płaczu, ale jako matka nie jestem w stanie wytrzymać tego zbyt długo. Skończyło się tak, że spał dosłownie z cyckiem w buzi. Jak wypluł, to i tak musiałam mu go praktycznie położyć na twarzy, bo inaczej od razu pobudka z syreną.

Więc to wszystko nie jest takie proste. Ja bardzo chętnie zostawiałabym syna z mężem i poszła sobie na paznokcie czy do fryzjera, gdybym wiedziała, że w tym czasie moje dziecko nie będzie się dusić od płaczu. Każda moja godzina poza domem oznacza godzinę bez snu mojego syna, a on już i tak ma spory deficyt.

Cały czas tłumaczę sobie, że on tego teraz potrzebuje. Ostatnio nocki były naprawdę super, budził się co 3-4 godziny, więc widocznie dzisiaj miał wyjątkową potrzebę ciągłej bliskości i co jako matka innego mogę zrobić niż mu ją zapewnić?

A co do kp - jeszcze w ciąży zakładałam, że chcę karmić minimum pół roku, najlepiej rok. A później przyszła rzeczywistość i okazało się, że nasze kp to droga przez mękę. Płaskie brodawki i półgodzinna walka przed każdym karmieniem, żeby tylko złapał pierś. Jak w szpitalu w końcu udało mi się go przystawić i za chwilę przyszli mi go zabrać na badania to ryczałam, wiedząc, że właśnie zniszczyli pół godziny naszych starań. Później problemy z przyrostem mimo ciągłego wiszenia na piersi. Nie umiałam też przystawić go w innej pozycji niż na leżąco, więc moje plecy odmawiały już posłuszeństwa.
W tamtych chwilach kp wcale nie sprawiało mi przyjemności i parę razy podaliśmy butelkę czy to z moim mlekiem, czy z mm. Chciałam to wszystko rzucić jak najszybciej, bo miałam dość, ale jednocześnie wiedziałam, że będzie mi szkoda tej bliskości. Dałam sobie czas do końca połogu i stwierdziłam, że jeśli wtedy nadal kp będzie dla mnie męczarnią, to z tym skończę. Tymczasem między 3 a 4 tygodniem coś się odmieniło i syn zaczął się najadać w max 20 minut, więc skończyło się wieczne wiszenie na piersi. Wyciągnął mi brodawki, więc mogliśmy też zejść z kapturków. Całkowicie odstawiłam butelki. Nauczyłam się karmienia w innych pozycjach, wykupiłam sobie pakiet empik go i podczas dłuższych karmień po prostu czytam książki. Kp zaczęło mi sprawiać przyjemność, bo uwielbiam patrzeć w te duże oczka, głaskać syna po główce czy rączkach. Nasza droga nie była łatwa, ale teraz cieszę się, że się na to zdecydowałam.

A co do tego, gdybym np nagle trafiła do szpitala, to serio też się nad tym zastanawiałam i nie wiem, co mąż by zrobił. Jestem niemal pewna, że przez pierwszy dzień syn by prawie w ogóle nie spał. Może w końcu by się przestawił, ale nie zamierzam go w ten sposób testować.
 
Okej, ja się wypowiem za siebie, że cieszę się, że karmienie się udało. Ale dziewczyno, nie będzie lepiej, a tylko gorzej, jeśli nauczysz synka, że mama jest na każde zawołanie. Przecież będziesz musiała wrócić do pracy, on pójdzie kiedyś do przedszkola i w ogóle. Mama musi pozostać sobą, musi być osobnym bytem, bo koniec końców to najbardziej dziecko na tym straci. Wysiądą Ci nerwy, zdrowie, będziesz zmęczona, a co za tym idzie, nie będziesz wydajną (sorry za zwrot, ale wiesz o co chodzi) i szczęśliwą mamą, a wykończoną istotą, która już sama nie wie kim jest. Synkowi naprawdę to tylko na dobre wyjdzie, jeśli drobnymi krokami nauczysz go, że tatuś to też fajny koleś, a babcia czy ciocia to wesołe panie ☺️
 
Okej, ja się wypowiem za siebie, że cieszę się, że karmienie się udało. Ale dziewczyno, nie będzie lepiej, a tylko gorzej, jeśli nauczysz synka, że mama jest na każde zawołanie. Przecież będziesz musiała wrócić do pracy, on pójdzie kiedyś do przedszkola i w ogóle. Mama musi pozostać sobą, musi być osobnym bytem, bo koniec końców to najbardziej dziecko na tym straci. Wysiądą Ci nerwy, zdrowie, będziesz zmęczona, a co za tym idzie, nie będziesz wydajną (sorry za zwrot, ale wiesz o co chodzi) i szczęśliwą mamą, a wykończoną istotą, która już sama nie wie kim jest. Synkowi naprawdę to tylko na dobre wyjdzie, jeśli drobnymi krokami nauczysz go, że tatuś to też fajny koleś, a babcia czy ciocia to wesołe panie ☺️
Jeśli to było do mnie, to uwierz, że to nie jest tak, że jak syn zapłacze to od razu go biorę do piersi. Nieraz mąż pierwszy do niego podchodzi i ok, uspokoi go na chwilę, ale zaraz znowu ryk i nie ma szans, że zaśnie. Tak jak pisałam, nawet ja nie potrafię uśpić go inaczej niż przy piersi, chociaż ostatnio chusta w miarę daje radę.
Ale możliwe, że teraz przechodziliśmy skok rozwojowy, bo od kilku dni syn posyła nam nieśmiałe uśmiechy, dużo gada po swojemu, a dzisiaj położony na macie na brzuszku zrobił podpór na przedramionach i trzymał główkę przez dobre pół minuty.
A godzinę temu mąż wziął go na spacer i mamy sukces - śpi teraz na tarasie :D Co przez ostatni tydzień wydawało się niemożliwe do osiągnięcia.
 
reklama
A co w tym złego? Przestałam utrzymywać z wielo osobami kontakt tak po prsotu, a nie z powodu posiadania dziecka.
I to, że poświęciłam rok z życia, żeby wykarmię dziecka piersią nie uważam za coś złego, skoro 9 msc poświęciłam żeby go nosić pod sercem, to kolejny rok nie ma znaczenia.
Od roku poszedł do żłobka biegnie zawsze do dzieci, zostaje z tatą, babciami i nie jest mamisynkiem. Wszystko wyszło na +
Każdy niech żyje jak chce, jeśli wybiera trudną i męczącą drogę, to jego prawo.
Dostrzegam jednakowoż dziwną sprzeczność. Takie jak ja mówią głośno o tym, że nie lubią w byciu matką tego czy tamtego, nie chcą się poświęcać jeśli nie muszą, idą na łatwiznę, karmią mm, słoikami, a jednak są wyspane, jedzą ciepłe posiłki, piją ciepłe kawy, mają czas i siły na seks z mężem (który jeszcze do tego dzieli z nimi obowiązki na pół). Po drugiej stronie mamy często te panie, które w pierwszym odruchu na pytanie jak w temacie odpowiadają "macierzyństwo daje mi wiele radości, nic nie koi moich smutków tak jak uśmiech mojego dzieciątka", a gdy podrążysz bardziej, to okazuje się, że pół roku wyciskały z siebie mleko na siłę, bo uparły się, żeby karmić piersią, oczy im się zamykają przy kręceniu domowych zupek dla dziecka/sprzątaniu całego domu po blw, jadły ostatnio pełny posiłek dwa miesiące temu, a mąż to już obcy człowiek, który nawet nie pomaga przy dziecku - choć jakimś cudem czwarte w drodze.

Ciekawostka...
 
Do góry