Nie wiem. Myślę, że to trochę jak pytanie "jajko czy kura?". Czy dziecko jest łatwiejsze w obsłudze, bo rodzice nie dają sobie wejść na głowę (nie mylić z zaniedbaniem) czy dziecko jest trudniejsze, bo rodzic (niestety najczęściej mama) na każdy grymas i pisk rzuca wszystko i biegnie zaspokoić zachcianki dziecka? Nie wiem, naprawdę. Przez jakiś czas zajmowałam się też cudzymi dziećmi i z żadnym nie miałam problemu, choć bywało, że rodzice ostrzegali mnie, że łatwo z nimi nie jest, bo nie jedzą, bo szybko się nudzą, bo nie słuchają, itp. I potem okazywało się, że u mnie jest bardzo fajnie, ale trzeba robić to co pani mówi, siedzieć przy stole przy jedzeniu, nie rzucać w kota zabawkami, nie wchodzić do toalety jak ktoś tam jest i inne takie. Także obserwując niektóre matki, to połowa słynnych hajnidów jest moim zdaniem efektem podejścia rodzica lub rodziców, którzy różnego rodzaju braki rekompensują sobie skakaniem wkoło dziecka.
Inny przykład z tego samego grona znajomych co tamta laska od kp. Mamusia twierdzi, że ma wyjątkowego syna, mówi o nim "książę". Nie może z prawie dwuletnim dzieckiem iść na chwilę do sklepu, bo młody robi takie jazdy, że się nie da po prostu. Jak wstaje, to jest marudny (witam w klubie), więc mamusia go rozkręca (chyba bym ją zabiła albo chociaż utrudniała wykonywanie obowiązków domowych) do tego stopnia, że mały nie chce potem drzemać, a w efekcie pada sam z siebie wczesnym popołudniem, śpi krótko i nerwowo, co kończy się walką o sen przez dwie, trzy godziny i młody zasypia umęczony matką helikopterem około 23/24. Rano jest budzony przez matkę o 7 (serio!), bo "jak długo śpi, to jest nie do zniesienia". I tak w kółko Macieju. Pobudzany na siłę, uspokajany na siłę. Moim zdaniem takie zachowanie podpada pod znęcanie się psychiczne, ale mamusia uważa, że ma wyjątkowego synunia. Gdzie ojciec? Ano z boku, biedak już nie ma sił powtarzać partnerce, że przesadza, więc stoi taki wykastrowany mentalnie i co jakiś czas spróbuje pokazać rogi, na co pani helikopter wali mu między oczy, że nie ma serca, bo chce księciu mówić "nie" i stawiać granice.
I czy to zawsze jest kwestia dziecka? Chyba nie zawsze...