reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Czy cieszy was macierzyństwo?

Wiesz co, skoro ktoś pisze, że nie może wyjść bo dziecko uspokaja się tylko przy piersi to dla mnie to nie jest ok.
Oczywiście, że smoczek to nie przymus. Dla laktacji nawet lepiej gdy go nie ma. Ale jak dziecko m nieustanną potrzebę ssania? To co robić? Nie iść siku? Nie umyć się? Nie wyjść na spacer?

Podawanie piersi jako pierwszej i jedynej metody na uspokojenie to niestety najkrótsza droga do zostania jedynym uspokajaczem.

W kwestii neurologopedy napisałam wyżej, że nie jestem w temacie bo nie miałam takiego problemu. Skoro masz to porozmawiaj może z cdl jak nauczyć smoczka i próbuj w pierwszej kolejności innych metod ukojenia a pierś w ostateczności.
Oj już ty mi rad nie dawaj bo ich nie potrzebuje 😁
 
reklama
ale nikt tu nie pisał o siedzeniu 24h dobę. To Ty nagle krytykujesz, że kobiety robią z siebie smoczek.
A co gdy neurologepda sprawdzał kilka razy buzke dziecka? Stosowanie smoczka to nie przumys, dziecko nie chce, nie toleruje to nie da się wmusic. Czyli po karmieniu jak jest krótka chwila ssania nieodżywczego przed snem to powinno się dziecko odrywać od razu, żeby nie być smoczkiem?
To po co te pytania? 🤷
 
Zgadzam się. Kurde, ale wiesz co jest najciekawsze? Te co są takie zmęczone "poznałam" w necie, a te, które są zadowolone znam w realu. Owszem, większość z nich kiepsko wspomina karmienie piersią, ale ogólnie nie są jakieś takie załamane. Najwięcej na portalach społecznościowych widzę takich zniszczonych kp. Nie wiem czy i jaka tu jest zależność...
jakoś tak głupio założyć wątek i napisać karmię kp i jest mi z tym świetnie. Zwykle piszesz, gdy masz problem. Jak masz nadwrażliwe dziecko, które potrzebuje bliskości to i tak będzie na tobie "wisieć". Przy piersi albo będziesz je nieustannie nosić jeśli karmisz mm. Tylko wtedy nie wiążesz tego z karmieniem więc nie piszesz "karmię mm i dziecko na mnie wisi i ciągle je noszę". Poza tym jest mnóstwo wpisów o problemach z mieszankami. Wystarczy wejść na ciężarówki po in vitro. Moja mama jest osobą, która jest cierpiąca matką-Polką, więc z doświadczenia wiem, że są osoby które lubią się poświęcać, nawet jeśli przy tym strasznie narzekają. Może twoja koleżanka to taki typ. A może po prostu nie ma ochoty wyskoczyć na miasto, tylko chce siedzieć z dziećmi w domu i kp to świetna wymówka? Wszystko ma plusy i minusy. Zwykle to nie metoda karmienia jest przyczyną problemów, tylko taki a nie inny "charakter" dziecka. Jak masz proste w obsłudze dziecko, to wszystko jest proste i kp i mm.
 
jakoś tak głupio założyć wątek i napisać karmię kp i jest mi z tym świetnie. Zwykle piszesz, gdy masz problem. Jak masz nadwrażliwe dziecko, które potrzebuje bliskości to i tak będzie na tobie "wisieć". Przy piersi albo będziesz je nieustannie nosić jeśli karmisz mm. Tylko wtedy nie wiążesz tego z karmieniem więc nie piszesz "karmię mm i dziecko na mnie wisi i ciągle je noszę". Poza tym jest mnóstwo wpisów o problemach z mieszankami. Wystarczy wejść na ciężarówki po in vitro. Moja mama jest osobą, która jest cierpiąca matką-Polką, więc z doświadczenia wiem, że są osoby które lubią się poświęcać, nawet jeśli przy tym strasznie narzekają. Może twoja koleżanka to taki typ. A może po prostu nie ma ochoty wyskoczyć na miasto, tylko chce siedzieć z dziećmi w domu i kp to świetna wymówka? Wszystko ma plusy i minusy. Zwykle to nie metoda karmienia jest przyczyną problemów, tylko taki a nie inny "charakter" dziecka. Jak masz proste w obsłudze dziecko, to wszystko jest proste i kp i mm.
Nie wiem. Myślę, że to trochę jak pytanie "jajko czy kura?". Czy dziecko jest łatwiejsze w obsłudze, bo rodzice nie dają sobie wejść na głowę (nie mylić z zaniedbaniem) czy dziecko jest trudniejsze, bo rodzic (niestety najczęściej mama) na każdy grymas i pisk rzuca wszystko i biegnie zaspokoić zachcianki dziecka? Nie wiem, naprawdę. Przez jakiś czas zajmowałam się też cudzymi dziećmi i z żadnym nie miałam problemu, choć bywało, że rodzice ostrzegali mnie, że łatwo z nimi nie jest, bo nie jedzą, bo szybko się nudzą, bo nie słuchają, itp. I potem okazywało się, że u mnie jest bardzo fajnie, ale trzeba robić to co pani mówi, siedzieć przy stole przy jedzeniu, nie rzucać w kota zabawkami, nie wchodzić do toalety jak ktoś tam jest i inne takie. Także obserwując niektóre matki, to połowa słynnych hajnidów jest moim zdaniem efektem podejścia rodzica lub rodziców, którzy różnego rodzaju braki rekompensują sobie skakaniem wkoło dziecka.

Inny przykład z tego samego grona znajomych co tamta laska od kp. Mamusia twierdzi, że ma wyjątkowego syna, mówi o nim "książę". Nie może z prawie dwuletnim dzieckiem iść na chwilę do sklepu, bo młody robi takie jazdy, że się nie da po prostu. Jak wstaje, to jest marudny (witam w klubie), więc mamusia go rozkręca (chyba bym ją zabiła albo chociaż utrudniała wykonywanie obowiązków domowych) do tego stopnia, że mały nie chce potem drzemać, a w efekcie pada sam z siebie wczesnym popołudniem, śpi krótko i nerwowo, co kończy się walką o sen przez dwie, trzy godziny i młody zasypia umęczony matką helikopterem około 23/24. Rano jest budzony przez matkę o 7 (serio!), bo "jak długo śpi, to jest nie do zniesienia". I tak w kółko Macieju. Pobudzany na siłę, uspokajany na siłę. Moim zdaniem takie zachowanie podpada pod znęcanie się psychiczne, ale mamusia uważa, że ma wyjątkowego synunia. Gdzie ojciec? Ano z boku, biedak już nie ma sił powtarzać partnerce, że przesadza, więc stoi taki wykastrowany mentalnie i co jakiś czas spróbuje pokazać rogi, na co pani helikopter wali mu między oczy, że nie ma serca, bo chce księciu mówić "nie" i stawiać granice.

I czy to zawsze jest kwestia dziecka? Chyba nie zawsze...
 
Ale.co ty porównujesz noworodka, czy kilkutygodniowe dziecko, do rozpieszczonego 2 latka ? Jak napisałam, mój wisiał na piersi, a leci pierwszy do żłobka, do babci, do taty itp.
Nie, nie porównuję. Temat trochę zboczył, nadrób, a dopiero później staraj się błysnąć.

Ps. To, że twój, nie znaczy, że każdy. Zresztą z tego, co kojarzę twoje wpisy i opowieści o życiu, to też nie do końca mogłaś się pochwalić jak ci lekko i przyjemnie.
 
Każdy niech żyje jak chce, jeśli wybiera trudną i męczącą drogę, to jego prawo.
Dostrzegam jednakowoż dziwną sprzeczność. Takie jak ja mówią głośno o tym, że nie lubią w byciu matką tego czy tamtego, nie chcą się poświęcać jeśli nie muszą, idą na łatwiznę, karmią mm, słoikami, a jednak są wyspane, jedzą ciepłe posiłki, piją ciepłe kawy, mają czas i siły na seks z mężem (który jeszcze do tego dzieli z nimi obowiązki na pół). Po drugiej stronie mamy często te panie, które w pierwszym odruchu na pytanie jak w temacie odpowiadają "macierzyństwo daje mi wiele radości, nic nie koi moich smutków tak jak uśmiech mojego dzieciątka", a gdy podrążysz bardziej, to okazuje się, że pół roku wyciskały z siebie mleko na siłę, bo uparły się, żeby karmić piersią, oczy im się zamykają przy kręceniu domowych zupek dla dziecka/sprzątaniu całego domu po blw, jadły ostatnio pełny posiłek dwa miesiące temu, a mąż to już obcy człowiek, który nawet nie pomaga przy dziecku - choć jakimś cudem czwarte w drodze.

Ciekawostka...
Myślę, że te matki, które robią wszystko same więcej narzekają, żeby zostać zauważone. Opieka nad dziećmi jest zupełnie niedoceniana, a przecież pochłania mnóstwo energii.
Co do zajmowania się cudzymi dziećmi : na ogół dzieci są najmniej grzeczne przy tych, z którymi się dobrze czują. Rodzice, stali opiekunowie.
I myślę, że jednak dużo więcej zależy od charakteru dziecka (na początku!) niż wychowania. Ja mam 2 dzieci. Pierwsze już w szpitalu wisiało na piersi. Ssałoby bez przerwy. Spać też najlepiej z piersią w buzi. A odstawił się bez problemów, na rok. Drugie szpital przespało, ssie jak jest głodne. Nawet nie zasypia przy piersi. Już w szpitalu widziałam różnicę, więc na pewno to nie była kwestia wychowania czy przyzwyczajenia. Dwulatki też mają różne charaktery. Jeden pójdzie do sklepu za rączkę, drugi będzie co chwilę uciekał do ciekawych rzeczy.
 
Tak czy siak. To pytanie było chyba retoryczne i z domyślną odpowiedzią, bo jak prześledziłam wątek, to każda matka, która sobie dosyć dobrze radziła i nie była fanką umartwiania się, była przez towarzystwo zjechana, nawet jeśli miała w gruncie rzeczy podobne poglądy. Ciao!
 
reklama
Nie wiem. Myślę, że to trochę jak pytanie "jajko czy kura?". Czy dziecko jest łatwiejsze w obsłudze, bo rodzice nie dają sobie wejść na głowę (nie mylić z zaniedbaniem) czy dziecko jest trudniejsze, bo rodzic (niestety najczęściej mama) na każdy grymas i pisk rzuca wszystko i biegnie zaspokoić zachcianki dziecka? Nie wiem, naprawdę. Przez jakiś czas zajmowałam się też cudzymi dziećmi i z żadnym nie miałam problemu, choć bywało, że rodzice ostrzegali mnie, że łatwo z nimi nie jest, bo nie jedzą, bo szybko się nudzą, bo nie słuchają, itp. I potem okazywało się, że u mnie jest bardzo fajnie, ale trzeba robić to co pani mówi, siedzieć przy stole przy jedzeniu, nie rzucać w kota zabawkami, nie wchodzić do toalety jak ktoś tam jest i inne takie. Także obserwując niektóre matki, to połowa słynnych hajnidów jest moim zdaniem efektem podejścia rodzica lub rodziców, którzy różnego rodzaju braki rekompensują sobie skakaniem wkoło dziecka.

Inny przykład z tego samego grona znajomych co tamta laska od kp. Mamusia twierdzi, że ma wyjątkowego syna, mówi o nim "książę". Nie może z prawie dwuletnim dzieckiem iść na chwilę do sklepu, bo młody robi takie jazdy, że się nie da po prostu. Jak wstaje, to jest marudny (witam w klubie), więc mamusia go rozkręca (chyba bym ją zabiła albo chociaż utrudniała wykonywanie obowiązków domowych) do tego stopnia, że mały nie chce potem drzemać, a w efekcie pada sam z siebie wczesnym popołudniem, śpi krótko i nerwowo, co kończy się walką o sen przez dwie, trzy godziny i młody zasypia umęczony matką helikopterem około 23/24. Rano jest budzony przez matkę o 7 (serio!), bo "jak długo śpi, to jest nie do zniesienia". I tak w kółko Macieju. Pobudzany na siłę, uspokajany na siłę. Moim zdaniem takie zachowanie podpada pod znęcanie się psychiczne, ale mamusia uważa, że ma wyjątkowego synunia. Gdzie ojciec? Ano z boku, biedak już nie ma sił powtarzać partnerce, że przesadza, więc stoi taki wykastrowany mentalnie i co jakiś czas spróbuje pokazać rogi, na co pani helikopter wali mu między oczy, że nie ma serca, bo chce księciu mówić "nie" i stawiać granice.

I czy to zawsze jest kwestia dziecka? Chyba nie zawsze...
myślę, że masz rację, że nie zawsze to kwestia dziecka. Ale nikt nas macierzyństwa nie uczy w szkole, nie ma urzędowo narzuconej metody wychowywania dzieci więc faktycznie może być tak, że to rodzic ma problem, który potem wpływa na dziecko. Kiedyś czytałam wypowiedź jakieś młodej matki, która napisała, że macierzyństwo to dla niej wielki wysiłek i poświęcenie. Zapytała własnej matki, czy też tak miała a ona odarła, że nie. Mało kto się kiedyś tak dziećmi przejmował, jak my teraz. Sama nie wiem, czy przesadzam w opiece nad dzieckiem czy potem będzie miało traumę, jeśli raz mu się dam wypłakać. Nas karmiono mąką z mlekiem i jakoś żyjemy, ale może moje problemy trawienne to skutek tego, że dostawałam herbatę z koprem włoskim i mleko z mąką? Moze przesadzam jezdzac z dzieckiem do fizjo, a może moja skolioza to skutek tego że za wcześnie mnie posadzono i fizjo pierwszy raz na oczy zobaczyłam jak skończyłam 30stkę? Żyjemy w takich czasach, że masz 500 całkowicie różnych książek jak dziecko wychować, milion porad w internecie i na dodatek teściowie, którzy mają własne doświadczenia. Jak to wszystko pogodzić?
 
Do góry