Doskonale rozumiem. Moim marzeniem jest wysoka pensja nie żeby móc kupować drogie rzeczy, ale żeby móc wynająć Panią do sprzątania a ja bym miała czas na zabawę z dzieckiem i relaks jak on śpi.Macierzyństwo jest ciężkie jedynej rzeczy jakiej żałuję to że nie mam tak dobrze płatnej pracy by móc się z mężem zamieniać opieką. Bo od tego siedzenia w domu można zwariować
reklama
ZielonaMamma
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 2 Grudzień 2020
- Postów
- 1 723
I gotowanie... Mam wrażenie, że to pochłania mi zdecydowanie za dużo czasu. Tyle można by było się bawić z dziećmi!Doskonale rozumiem. Moim marzeniem jest wysoka pensja nie żeby móc kupować drogie rzeczy, ale żeby móc wynająć Panią do sprzątania a ja bym miała czas na zabawę z dzieckiem i relaks jak on śpi.
Papillonek1980
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 14 Sierpień 2018
- Postów
- 5 427
Ja się zaczęłam bawić w minimalizm. Od 5 obiadów codziennie (córka wege osobno, mały alergik osobno, chłopaki mięsożercy osobno, ja dieta osobno, pies osobno) do jednego dla wszystkich plus wege alternatywne. Mieliśmy wcześniej dwie klatki pełne gryzoni (myszki i świnki morskie) i to ja musiałam doglądać towarzystwa, ciąć pazurki, biegać do weta.I gotowanie... Mam wrażenie, że to pochłania mi zdecydowanie za dużo czasu. Tyle można by było się bawić z dziećmi!
Odkąd nie mamy małych zwierzątek, zmieniłam zasady gry.
Obiad gotuje jeden dla wszystkich (no dobra, córka dostaje kotleta alternatywnego). Niestety pies został poszkodowany, dostaje paszę, suche bobki. I rzadko mięso. Często jest zupa, ogromny gar, no to mam na dwa dni. Jak zrobię coś czego nie lubią to na trzy. Już nie bawię się w dogadzanie każdemu z osobna, bieganie za dzieciątkiem, podsuwanie. Jest obiad, zapraszam. Nie to nie. Starsze mają alternatywę, mogą sobie same zrobić, albo skorzystać z fastfooda na wynos za swoje kieszonkowe. Aby najmłodszy poszkodowany, ale staram się robić mnóstwo warzyw, które mały uwielbia. Ja się nie denerwuję, bo nie mam potrzeby. Mały jak jest dość głodny, zje wszystko. Dziś np. zjadł mielonego z ziemniaczkami i mizerią na dużym talerzu i poprawił dwoma serkami homogenizowanymi . Ten to ma możliwości. Staram się sobie ułatwiać od jakiegoś czasu pod każdym względem. Porządki i gotowanie też.
Ostatnia edycja:
Ja po 1.5 roku siedzenia w domu jestem bardzo samotna. Dziś wyszłam na piwko, pierwszy raz od 9 miesięcy. Wypiłam pół. Sama. Znajoma może po 22 i wybiera się do znajomych, dla mnie to za późno i za.daleko. Wróciłam z płaczem do domu
Ja wychodzę sama ewentualnie ma zakupy do Lidla... raz na tydzień...Ja po 1.5 roku siedzenia w domu jestem bardzo samotna. Dziś wyszłam na piwko, pierwszy raz od 9 miesięcy. Wypiłam pół. Sama. Znajoma może po 22 i wybiera się do znajomych, dla mnie to za późno i za.daleko. Wróciłam z płaczem do domu
ZielonaMamma
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 2 Grudzień 2020
- Postów
- 1 723
Ja mam codziennie zupę i drugie danie. Gotuję raczej na 2 dni. Ale jeszcze śniadania, kolacje... Synek kanapek nie chce jeść i nie umiem przekonać. Ale mam za swoje: przedtem mi się chciało wymyślać placki, muffinki i gofry, to teraz też muszę. I to jeszcze takie, żeby 10-miesięcznemu można było dać. Nie robię różnych posiłków, jemy wszyscy to samo.Ja się zaczęłam bawić w minimalizm. Od 5 obiadów codziennie (córka wege osobno, mały alergik osobno, chłopaki mięsożercy osobno, ja dieta osobno, pies osobno) do jednego dla wszystkich plus wege alternatywne. Mieliśmy wcześniej dwie klatki pełne gryzoni (myszki i świnki morskie) i to ja musiałam doglądać towarzystwa, ciąć pazurki, biegać do weta.
Odkąd nie mamy małych zwierzątek, zmieniłam zasady gry.
Obiad gotuje jeden dla wszystkich (no dobra, córka dostaje kotleta alternatywnego). Niestety pies został poszkodowany, dostaje paszę, suche bobki. I rzadko mięso. Często jest zupa, ogromny gar, no to mam na dwa dni. Jak zrobię coś czego nie lubią to na trzy. Już nie bawię się w dogadzanie każdemu z osobna, bieganie za dzieciątkiem, podsuwanie. Jest obiad, zapraszam. Nie to nie. Starsze mają alternatywę, mogą sobie same zrobić, albo skorzystać z fastfooda na wynos za swoje kieszonkowe. Aby najmłodszy poszkodowany, ale staram się robić mnóstwo warzyw, które mały uwielbia. Ja się nie denerwuję, bo nie mam potrzeby. Mały jak jest dość głodny, zje wszystko. Dziś np. zjadł mielonego z ziemniaczkami i mizerią na dużym talerzu i poprawił dwoma serkami homogenizowanymi . Ten to ma możliwości. Staram się sobie ułatwiać od jakiegoś czasu pod każdym względem. Porządki i gotowanie też.
Mamy koty. I to ja o nie dbam. Ale mimo, że często mam ochotę przywiązać je za ogony do klamki i wyrzucić na balkon, to prędzej jeszcze jednego wezmę, niż się tych pozbędę
Zdecydowanie nie. A synek już mówi "mamo, pobaw się ze mną". Czasami się pobawię i zostawiam sprzątanie na czas jego spania. A czasami mówię, że może być zabawa w sprzątanie razem, albo on się bawi sam. Różnie wybiera.A chce Wam się zawsze bawić z dziećmi? Mój 2 latek ma dni, ze nie pozwoli mi nawet zjeść ani się wysikać wyje wtedy i robi sceny. A mi nie chce się z nim ciągle bawić. Mam ochotę stanąć przy garach lub wysprzątać łazienkę.
ja przez ostatnie 10 miesięcy wyszłam sama raz, z koleżanką na rower... Dwie godziny mnie nie było, szok. Ale jakoś niespecjalnie mi to przeszkadza. Wychodzę z dziećmi do znajomych. Ty nie?Ja po 1.5 roku siedzenia w domu jestem bardzo samotna. Dziś wyszłam na piwko, pierwszy raz od 9 miesięcy. Wypiłam pół. Sama. Znajoma może po 22 i wybiera się do znajomych, dla mnie to za późno i za.daleko. Wróciłam z płaczem do domu
Moi znajomi mają dzieci juz większe i mieszkają w podmiejskich wsiach. Modne zrobiło się mieszkanie pod miastem i wszyscy się wybudowali gdzieś, gdzie dotarcie to cała wyprawa. Zresztą jak ja jestem sama to oni akurat w pracy są.Ja mam codziennie zupę i drugie danie. Gotuję raczej na 2 dni. Ale jeszcze śniadania, kolacje... Synek kanapek nie chce jeść i nie umiem przekonać. Ale mam za swoje: przedtem mi się chciało wymyślać placki, muffinki i gofry, to teraz też muszę. I to jeszcze takie, żeby 10-miesięcznemu można było dać. Nie robię różnych posiłków, jemy wszyscy to samo.
Mamy koty. I to ja o nie dbam. Ale mimo, że często mam ochotę przywiązać je za ogony do klamki i wyrzucić na balkon, to prędzej jeszcze jednego wezmę, niż się tych pozbędę
Zdecydowanie nie. A synek już mówi "mamo, pobaw się ze mną". Czasami się pobawię i zostawiam sprzątanie na czas jego spania. A czasami mówię, że może być zabawa w sprzątanie razem, albo on się bawi sam. Różnie wybiera.
ja przez ostatnie 10 miesięcy wyszłam sama raz, z koleżanką na rower... Dwie godziny mnie nie było, szok. Ale jakoś niespecjalnie mi to przeszkadza. Wychodzę z dziećmi do znajomych. Ty nie?
ZielonaMamma
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 2 Grudzień 2020
- Postów
- 1 723
reklama
wiola0904
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 11 Styczeń 2020
- Postów
- 14 665
Podpisuje się pod tym rękami i nogami... Ja karmie piersią już drugie dziecko. Poza ciężkim początkiem (budowa moich piersi, rozmiar, korzystaliśmy z cdl) to nigdy ( i nie zrozumcie mnie źle bo kocham moje dzieci nad życie) z piersi nie zrobiłam smoczka. Czy to synek, czy teraz córeczka, od urodzenia byli karmieni na żądanie ale nie co kilka minut (zwłaszcza, że widziałam, że dziecko się najada podczas jednej sesji karmienia). Wydaje mi się, że wiele kobiet popełnia błąd taki, że gdy tylko dzieciątko zapłacze one od razu wyciągają cyca i w ten sposób robią z niego smoczka. Może miesięczny bobas nie kojarzy ale 3miesieczny, juz tak...Wybacz, ale pierś służy do karmienia. Metody uspokajania są różne. Można tulić, bujać, nosić, śpiewać czy stosować inne metody. Są dzieci karmione mm bo mama nie ma pokarmu, są dzieci, które zostają tylko z tatą i radzą sobie bez piersi.
To, że dziecko nie toleruje smoczka to nie wina mamy, ale to, że uspokaja dziecko tylko i wyłącznie piersią już tak. I nie mówię tu o wiszącym na piersi noworodku. Ale z wiekiem powinny być wdrażane też inne metody na wyciszanie.
Zawsze powtarzam, że kp rozpocząć od wizyty u cdl. Jelsi upewni nas, że karmienie jest efektywne, nie ma sensu przystawiać dziecka z każdym jego westchnieciem czy próba płaczu. Pierś to nie smoczek. Dziecko potrzebuje naszej miłości, ciepła, naszej obecności, zarówno mamy, jak i taty, a takowa okazuje się nie poprzez pozwalanie wisieć na piersi 24/7.
Ja sobie kp bardzo chwale (choć należę do tej grupy mam, które nie odczuwają motylków w brzuchu, nie czuje się wyjątkowa i nie uważam, że mam głębsze relacje z dzieckiem bo kp). Od początku do kp podchodziłam zadaniowo, chce i mogę wykarmić dzieci więc to robię. Wykarmić! Nie uspokajać cyckiem. Jeśli plakali, tulilismy z mężem na przemian, nosiliśmy, puszczali szumy, cicha muzyczkę, proponowali smoczek. I jak jestem za karmieniem piersią ( ale nie laktoterrorystka, bo szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko a każda kocha namjocniej jak potrafi, bez względu na sposób karmienia), tak jestem przeciwna takiemu trzymaniu dozecka non stop na cycu bo według mnie, same sobie robimy tym krzywdę.
Podziel się: