reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Czterolatek i jego bunty

Dwa latka to okropny wiek. Bunt dwulatka szaleje i tutaj trzeba tonę cierpliwości, plantacje melisy i generalnie powtarzać sobie co minutę, ze „to przejdzie”.
Pytanie, dlaczego nie chciał sprzątać tych klocków? Nie bo nie? Nie bo nie lubi jak mu się cos każe robić? Nie bo chciał się nimi bawić? Ciężko powiedzieć jak się dziecka nie zna.
Ja bym na każde zawołanie nie przychodziła. Musisz sobie uzmysłowić, ze nie jesteś na etapie niewolnicy Izaury we własnym domu. Jak coś od ciebie chce to sam ma przyjść. A jak nie przychodzi, to znaczy, ze to, czego chciał nie jest dla niego aż tak ważne.
Na krzyki po prostu mało reaguje. Albo czasami mnie w ogóle śmieszą. Bułek teraz przez to przechodzi. Jak złe zbuduje mu wieże albo podam obiad na złym talerzu to wrzeszczy ze „to nie tak”.
Nie reaguje na to. Chyba ze ma zapędy żeby rzucic talerzem czy stracić kubek ze stołu. Ale do Bułka trafia zwykła rozmowa. On jak się uspokoi to mogę mu wiele rzeczy wytłumaczyć. Co nie oznacza, ze będzie się już poprawnie zachowywał. Przechodzi przez ten bunt i nie zawsze nad sobą panuje. To tez trzeba zrozumieć.
 
reklama
To może spróbuj odwrotnie.
Zamiast ty wyprowadzasz syna do innego pokoju to weź mała i sama pójdź gdzies indziej? Efekt ten sam, czasowe odizolowanie, ale już inna technika. Takie coś działa jednak tylko na niektóre dzieci. Nie na wszystkie i z tego należy sobie zdać sprawę.
Jak urodził się Bułek to, po początkowej fascynacji, Gabie tez się przestalo to podobać. Robiła wszystko, by zwrócić nasza uwagę. Akurat dodatkowo nałożyło się to z buntem dwulatka….Sajgon był nie z tej ziemi.
U mnie dużo dalo przedszkole. Gaba chodziła na połówki dnia a ja miałam czas dla małego. Jak mąż wracał z pracy to on przejmował Bułka a ja coś tam z córka robiłam. Głównie się bawiłyśmy albo brałam ja na spacer.
Kiedys wieczorem walnęła małego drewnianym klockiem…. Ten się rozwrzeszczal, mąż wpadł w szał a Gaba w ryk. Ja zajęłam się małym, mąż na szybko ja wykąpał i ubrał w pidzame i natychmiast do łóżka. Gaba lezala i się darła. Młodego udało się uśpić. Mąż kategorycznie się uparł, ze „niech ona leży i wyje, zasłużyła, żeby się złe czuć”. To facet, czasami jest prosty cep.
Oddalam mu małego i poszłam na górę. Przytuliłam ta moja niesforna córkę i powiedziałam jej, ze nic się nie stało ale żeby tak więcej nie robiła, bo to dla nikogo nie jest przyjemne. Pochlipala jeszcze chwile ale w miarę szybko zasnęła. Nigdy więcej małego nie uderzyła.
Gaba ma okropny zwyczaj (serio nie wiem skad jej się to wzięło bo ani ja ani mąż nigdy tak nie robilismy) skonczy pic sok i rzuca butelkę na podloge. Furia mnie trafia jak to widzę. Bo skad jej się to wzięło? Punkt honoru mam, żeby za każdym razem jak tak zrobi to brać ja za rękę i kazać jej podnieść butelkę i wyrzucić do kosza. Normalnie inwazje kosmitów zatrzymam, żeby tylko podniosła ta pieprzona butelkę i wyrzuciła. Od miesiąca obserwuje cud. Moja córka bez pytania wyrzuca butelki do kosza. Mało tego, wyrzuca za brata. A wczoraj po obiedzie zebrała swój i jego kubek i wrzuciła do zlewu. :oops: Szok ale kurde, w końcu załapała.
Dzieci są przysłowiowym bólem dupy w wielu sytuacjach. Ale one sobie po prostu nie radzą z emocjami i tyle. Zazwyczaj histeryzują jak chcą zwrócić na siebie uwagę. Nie mówię, ze należy za każdym razem skakać koło nich i pytać się czego im potrzeba. Ale nie można całkowicie ignorować, bo efekt będzie odwrotny od zamierzonego.
Ja mam zasadę, ze się długo na dzieci nie gniewam. Zazwyczaj wieczorem przeprowadzam krótka rozmowę i mówię, ze już po wszystkim. Niech dziecko śpi spokojnie.
Jak przychodzą przyznać się do jakiegoś „przestepstwa” to dziękuje za szczerosc i mówię ze nic się nie stało albo „to napewno był wypadek”. W końcu ta pomalowana mazakami ścianę da się zamalować.
Jak coś złe zrobię albo opieprze „za niewinność” to przepraszam. Wymagam tego od nich, sama tez muszę dać przykład.
Jak jestem w parku i chce już wyjść to zaczynam odliczanie. Mówię córce, „masz jeszcze 10 minut”. Za jakiś czas mówię, „zostało ci piec minut”. Potem jest minuta. Na końcu jest ostatni zjazd na zjezdzalni czy ostatni bieg dookoła drabinek. Potem wychodzimy. Odkad zaczelam tak robić nie ma afer z wyjsciem z parku.
Staram się spędzić przynajmniej pół godziny dziennie sam na sam z dzieckiem. Z jednym i z drugim. W tym czasie mogę robić to, co chcą. Bawić się, czytać, przytulac, zrobić ciasto, skakać na trampolinie. Jest to nasz prywatny czas.
W tygodniu usypiam wieczorem jedno dziecko. Np w poniedziałek usypiam Bułka, we wtorek Gabe, w środę Bułka, w czwartek znowu Gabe i tak na zmianę. Wyjątkiem są momenty choroby ale jeśli muszę np spędzić dwa dni pod rząd z jednym maluchem to kolejne dwa wieczory spędzam z drugim. Wszyscy znają rutynę i nie ma awantur. Do tego potrzebna jest współpraca męża.
Mowie dzieciom jaki jest plan dnia. To, ze ja wiem nie oznacza, ze one nie mogą.
Jak coś obiecuje, to dotrzymuje słowa. Choćby się waliło i paliło. Jak mówię, ze jedziemy do parku, to jedziemy. Albo jak na basen to na basen. Generalnie jak obiecuje to robię. Dlatego bardzo uważnie wybieram obietnice.
Szczerze, nigdy nie przeczytałam żadnej książki o wychowaniu. A jak już zaczynałam to albo mi nie pasowała metoda albo nie dzialaly udzielane wskazówki. Rzuciłam wiec mądra literaturę w kat. Zastanowiłam się jak ja bym chciała być traktowana. To akurat każdy wie. I staram się postępować tak, żeby dzieci miały zapewnione potrzeby intelektualne, emocjonalne i fizyczne. Dzieci sa odporne, i wbrew pozorom dobrze sobie radzą z jasno określonymi zasadami. Te, które tych zasad nie maja mogą mieć później problemy ale nie te, co do których są jasno określone wymagania.
Emocjonalne traumy…ta jasne. Każdy psycholog skupia się na traumach, bo oni to leczą i odruchowo zauważają. Tak samo jak kardiolog odruchowo będzie szukał objawów zawalu a fizjoterapeuta wad anatomicznych lub wad postawy. Skrzywienie zawodowe.
A jaka dziecko ma mieć traumę jak się go uczy odnoszenia talerzy do zlewu? Albo jak mu się wpaja nawyk mycia rak przed posiłkiem? Albo jak się je uczy zasypiania samemu? Każdy z nas te rzeczy potrafi i nikt nie kojarzy żadnych traum związanych z nauka tych rzeczy.
Jestem po pierwszej dobie Naszego nowego porządku i jestem pozytywnie zaskoczona i pełna zapału choć nieco zmęczona.
Zdarzyły się chyba dwa czy trzy epizody uderzenia siostry ale nie było to nacechowane agresją czy złością a raczej próba wyegzekwowania czegoś albo po prostu przypadek. Moja reakcja to raz wyprowadzenie syna za rękę do pokoju obok. Powiedziałam Mu że może przyjść jak będzie gotowy i przeprosi Olę co nastąpiło po maksymalnie 2 minutach i Ola nawet buziaka dostała. Za drugim razem to ja wyszłam z Ola na rękach do innego pomieszczenia a zaraz za Nami pojawił się przepraszający syn. Zdałam sobie sprawę że przy wyprowadzaniu syna do innego pokoju popełniałam błąd - robiłam przy tym od groma dramatyzmu i wprowadzałam nikomu nie potrzebne emocje. Chyba jeszcze bardziej podburzalam tym syna.
Wczoraj zaczęłam też zwracać uwagę na każde przewinienie córki i wyciągałam wobec Niej konsekwencje. Gdy poszarpana brata za włosy została wyprowadzona do drugiego pokoju "by ochłonąć i pomyśleć" - oczywiście potraktowała to jako zabawę ale mina i reakcja syna na takie postępowanie z mojej strony - bezcenne. Gdy specjalnie zderzała się z bratem swoim autkiem to poprosiłam ja żeby zeszła z auta i wystawiłam je na balkon. Takie postępowanie to strzał w 10. Czyli że syn czuł się jednak niesprawiedliwe traktowany i stąd jego zachowanie.
Co do męża to widzę światełko w tunelu że jednak pogramy w jednej drużynie albo że chociaż nie będzie przeszkadzał. Tu dużo robi też chyba to co się samemu z domu wyniosło...
U Twojej Gaby rzucanie butelkami a u mojego Marcela papierkami i wczoraj zamiast toczyć batalię o te papierki to wzięłam go właśnie za rękę włożyłam Mu w drugą przed chwilą rzucony papierek i poszliśmy razem do kosza. Później syn mnie zaskoczył - po skończonym drugim śniadaniu wziął poszedł pozmywać swój kubek i plastikowy kubek od jogurtu😁 ja to dopiero byłam w szoku.
Co do histerii to ja rozpoznaję ta niegroźna i wymuszoną która da się szybko zakończyć przekierowując uwagę dziecka na coś innego a taką gdzie moja obecność jest niezbędna. Ja jestem zawsze ale czasem nawet syn prosi mnie że chce zostać sam, daje Mu ta przestrzeń, po chwili i tak mnie woła. Nigdy nie będę zwolenniczką metody "zostaw, niech się wypłacze" a z tym bieganiem do syna bo płakał to było tak że kazał Mu wyjść, często z nerwami i za sekundę u Niego byłam, niestety często z jakimś wykładem lub wyrzutem co pogarszało sytuację...no ale przecież w moim mniemaniu robiłam dobrze bo nie był sam ze swoimi emocjami🤦🏻‍♀️
Ja też się nie umiem długo gniewać ale gdy mówię do dziecka że się nie gniewam to się naprawdę nie gniewam i żyjemy dalej. Mój mąż za to mówi że już ok a wykładów podszytych emocjami wysłuchujemy jeszcze długo🤦🏻‍♀️🤷🏻‍♀️
Również bardzo doceniam gdy syn mi się przyzna do "przestępstwa" - nie zawsze słyszy że "nic się nie stało" ale raczej skupiam się na tym co teraz z tym zrobić by było dobrze. Tu znów mój mąż reaguje odwrotnie i często ocenia syna a nie Jego postępowanie...
Również przepraszam dzieci - to dla mnie naturalne.
Widzę że to samo mamy z obietnicami - też ich dotrzymuje.
Generalnie to największy problem mam z tym biciem - resztę ogarniam. Nie wymagam bezwzględnego posłuszeństwa, braku histerii, uległości - absolutnie nie, ja nawet lubię tą zadziorność, iskrę w oku, "kłótnie" - to ma swój urok. Ja też byłam takim dzieckiem. Mnie przerosło to bicie - kompletnie tego nie ogarniam, nie umiem zrozumieć. Teraz się uczę jak sobie z tym radzić i podkreślam - to nie są jakieś drastyczne i notoryczne sceny ale są.
Książki o wychowaniu zaczęłam czytać bo bałam się popełnić błędu który by się odcisnął na późniejszym funkcjonowaniu dziecka, niestety w otoczeniu mam takie przypadki - brak asertywności, brak pewności siebie i tu niestety gołym okiem widać że to niestety rodzice a częściej matka jest przyczyną takiego stanu. Dodam że nie są to ludzie z rodzin choćby dysfunkcyjnych a "normalnych" gdzie pozornie wszystko było w porządku a matki myślały że robią dobrze. Chciałam w swoim domu temu zapobiec i poszłam za bardzo w drugą stronę, zapominając o zdrowym rozsądku - przestałam tych porad traktować jako porady a stały się wyrocznia i ramami w które koniecznie chciałam bezmyślnie wcisnąć swoje dzieci.
Na szczęście powstał ten wątek i wypowiedziały się na nim mądre mamy, z wiedzą praktyczną a nie porcja kolejnych teorii.
 
Ostatnia edycja:
Pytanie, dlaczego nie chciał sprzątać tych klocków? Nie bo nie? Nie bo nie lubi jak mu się cos każe robić? Nie bo chciał się nimi bawić?
On ogólnie nie lubi sprzątać swoich zabawek. "Mama posprząta", "tata posprząta". Wywala wszystko i zadowolony. I jak w ciągu dnia mu pasuje się bawić w takim bałaganie to OK, jego pokój, niech ma trochę swobody. Tylko, że jak sprzątamy wieczorem, to on mi prędzej wszystko do zkywarki powkłada, pranie wstawi, podłogę umyje i śmieci z całego mieszkania pozbiera niż sprzątnie swoje zabawki. Akurat wczoraj to były klocki. I jakby sprzątał ze mną, to jeszcze OK. Wszystko sprzątaliśmy razem. Ale tu jest "mama sama". I siedzi zadowolony z życia.
 
Dwa latka to okropny wiek. Bunt dwulatka szaleje i tutaj trzeba tonę cierpliwości, plantacje melisy i generalnie powtarzać sobie co minutę, ze „to przejdzie”.
Pytanie, dlaczego nie chciał sprzątać tych klocków? Nie bo nie? Nie bo nie lubi jak mu się cos każe robić? Nie bo chciał się nimi bawić?
Teraz na to wpadłam. Ja sprzątam zabawki jego siostry. Czyli wg niego pewnie powinnam Posprzątać też po nim. Tylko siostra ma 7,5 miesiąca. A on 2 lata i 1,5 miesiąca.
 
Co do zostawiania dziecka pod opieką innych to u mnie to nie wchodzi w grę. Zostawiam syna jak naprawde muszę i to na niezbędny czas a mimo to On jest bardzo kontaktowy, garnie się do ludzi, dzieci, inicjuje zabawy, umie też bawić się sam. Chce też iść do przedszkola mimo że wie że będzie tam bezemnie. Więc to chyba nie do końca tak jest że gdy dziecka nie zostawia się pod czyjąś opieką to równa się temu że dziecko uczepi się nogi Mamy i już tak zostanie iże Mamą ukręcą sobie bat na dupe. Dużo zależy od charakteru dziecka.
 
Ja mam w domu prawie 3 latka, mamy system motywacji- tygodniowy. Dostaje naklejki za dobrze wykonane rzeczy. Po paru miesiącach, działa.. często sam się pilnuje, żeby się np "nie fochować". Po tygodniu jest rozliczany. Nagrody ma raczej niematerialne.. Czasem to wyjście na lody, a czasem przejażdżka na jakimś takim samochodziku-automacie. Innym razem np ma godzinę, wybiera jakim autobusem albo tramwajem jedziemy (bo to uwielbia).
Takie tablice motywacyjne są do kupienia, nie trzeba samemu wymyślać
 
Mój syn uwielbia rywalizację, więc jak widzę,że np będzie ciężko wyegzekwować posprzątanie klocków, dziele klocki na pół i ścigamy się, kto posprząta szybciej- ale to trzeba z umiarem, bo potem cwaniak sprząta połowę i oznajmia, że resztę ja sprzątam:p
 
On ogólnie nie lubi sprzątać swoich zabawek. "Mama posprząta", "tata posprząta". Wywala wszystko i zadowolony. I jak w ciągu dnia mu pasuje się bawić w takim bałaganie to OK, jego pokój, niech ma trochę swobody. Tylko, że jak sprzątamy wieczorem, to on mi prędzej wszystko do zkywarki powkłada, pranie wstawi, podłogę umyje i śmieci z całego mieszkania pozbiera niż sprzątnie swoje zabawki. Akurat wczoraj to były klocki. I jakby sprzątał ze mną, to jeszcze OK. Wszystko sprzątaliśmy razem. Ale tu jest "mama sama". I siedzi zadowolony z życia.

Jak syn prosi, żeby się z nim pobawić, to zaglądam do jego pokoju. Jeśli widzę klocki to robię zniesmaczona mine i mówię, ze w takim bałaganie to ja się nie będę bawić. Czy on widział, żebym ja np w kuchni rozrzucala łyżki i kubki gdzie popadnie? Nie. No właśnie!
Posprzata to ja się pobawię.
Sprzatanie po siostrze….może ograniczyc..? Tutaj faktycznie zagwozdka, bo jako taki porządek należy utrzymywać ale robiąc coś za jedno dziecko ryzykuje się, ze drugie będzie wymagać tego samego.
U mnie działa tez proste stwierdzenie, ze im dłużej muszę sprzątać wieczorem, tym mniej mam czasu na czytanie książeczek przed spaniem. „Zamiast 4 książek mogę przeczytać tylko dwie bo musiałam sprzątać twoje zabawki” i trudno.
Tak akurat mam z Gaba. Bułek o dziwo, lubi sprzątać zabawki.
 
Mój syn do 3 roku nie miał żadnych buntów.Dziecko-aniol. Problem się narodził, kiedy córka się urodziła. Był na to przygotowany,ale jednak wyszlo jak wyszło i zazdrość wzięła górę.
 
reklama
Jak syn prosi, żeby się z nim pobawić, to zaglądam do jego pokoju. Jeśli widzę klocki to robię zniesmaczona mine i mówię, ze w takim bałaganie to ja się nie będę bawić. Czy on widział, żebym ja np w kuchni rozrzucala łyżki i kubki gdzie popadnie? Nie. No właśnie!
Posprzata to ja się pobawię.
Sprzatanie po siostrze….może ograniczyc..? Tutaj faktycznie zagwozdka, bo jako taki porządek należy utrzymywać ale robiąc coś za jedno dziecko ryzykuje się, ze drugie będzie wymagać tego samego.
U mnie działa tez proste stwierdzenie, ze im dłużej muszę sprzątać wieczorem, tym mniej mam czasu na czytanie książeczek przed spaniem. „Zamiast 4 książek mogę przeczytać tylko dwie bo musiałam sprzątać twoje zabawki” i trudno.
Tak akurat mam z Gaba. Bułek o dziwo, lubi sprzątać zabawki.
Ja do syna ciągle muszę przychodzić w nocy. I zwykle działa jak mówię, że jak nie posprząta, to nie przyjdę, bo się potknę o zabawki. Ale wczoraj miał jakiś gorszy dzień. A ja zamiast szukać przyczyny, to wpakowałam do worka na śmieci i powiedziałam, że wyniosę przy okazji. Właśnie wszystko zabiera do swojego pokoju, szczęśliwy, że jeszcze nie wyrzuciłam. A ja byłam przekonana, że wyniosę te śmieci, bo zabawek moim zdaniem ma za dużo. A ostatnio dostał jeszcze wielki worek używanych zabawek. Niedźwiedzia przysługa od rodziny 🤦‍♀️

A po córce muszę na razie sprzątać. To są 2-3 zabawki, ale są. Jak zostawię jej na podłodze, to jego też będą mogły leżeć. Staram się równo ich traktować, ale przecież mała jeszcze nie rozumie. Synek się opiekuje siostrą jak potrafi, kochany braciszek. W ogóle zazwyczaj jest kochanym, słodkim dzieckiem. Ten bunt to już mu chyba przechodzi.
 
Do góry