To może spróbuj odwrotnie.
Zamiast ty wyprowadzasz syna do innego pokoju to weź mała i sama pójdź gdzies indziej? Efekt ten sam, czasowe odizolowanie, ale już inna technika. Takie coś działa jednak tylko na niektóre dzieci. Nie na wszystkie i z tego należy sobie zdać sprawę.
Jak urodził się Bułek to, po początkowej fascynacji, Gabie tez się przestalo to podobać. Robiła wszystko, by zwrócić nasza uwagę. Akurat dodatkowo nałożyło się to z buntem dwulatka….Sajgon był nie z tej ziemi.
U mnie dużo dalo przedszkole. Gaba chodziła na połówki dnia a ja miałam czas dla małego. Jak mąż wracał z pracy to on przejmował Bułka a ja coś tam z córka robiłam. Głównie się bawiłyśmy albo brałam ja na spacer.
Kiedys wieczorem walnęła małego drewnianym klockiem…. Ten się rozwrzeszczal, mąż wpadł w szał a Gaba w ryk. Ja zajęłam się małym, mąż na szybko ja wykąpał i ubrał w pidzame i natychmiast do łóżka. Gaba lezala i się darła. Młodego udało się uśpić. Mąż kategorycznie się uparł, ze „niech ona leży i wyje, zasłużyła, żeby się złe czuć”. To facet, czasami jest prosty cep.
Oddalam mu małego i poszłam na górę. Przytuliłam ta moja niesforna córkę i powiedziałam jej, ze nic się nie stało ale żeby tak więcej nie robiła, bo to dla nikogo nie jest przyjemne. Pochlipala jeszcze chwile ale w miarę szybko zasnęła. Nigdy więcej małego nie uderzyła.
Gaba ma okropny zwyczaj (serio nie wiem skad jej się to wzięło bo ani ja ani mąż nigdy tak nie robilismy) skonczy pic sok i rzuca butelkę na podloge. Furia mnie trafia jak to widzę. Bo skad jej się to wzięło? Punkt honoru mam, żeby za każdym razem jak tak zrobi to brać ja za rękę i kazać jej podnieść butelkę i wyrzucić do kosza. Normalnie inwazje kosmitów zatrzymam, żeby tylko podniosła ta pieprzona butelkę i wyrzuciła. Od miesiąca obserwuje cud. Moja córka bez pytania wyrzuca butelki do kosza. Mało tego, wyrzuca za brata. A wczoraj po obiedzie zebrała swój i jego kubek i wrzuciła do zlewu.
Szok ale kurde, w końcu załapała.
Dzieci są przysłowiowym bólem dupy w wielu sytuacjach. Ale one sobie po prostu nie radzą z emocjami i tyle. Zazwyczaj histeryzują jak chcą zwrócić na siebie uwagę. Nie mówię, ze należy za każdym razem skakać koło nich i pytać się czego im potrzeba. Ale nie można całkowicie ignorować, bo efekt będzie odwrotny od zamierzonego.
Ja mam zasadę, ze się długo na dzieci nie gniewam. Zazwyczaj wieczorem przeprowadzam krótka rozmowę i mówię, ze już po wszystkim. Niech dziecko śpi spokojnie.
Jak przychodzą przyznać się do jakiegoś „przestepstwa” to dziękuje za szczerosc i mówię ze nic się nie stało albo „to napewno był wypadek”. W końcu ta pomalowana mazakami ścianę da się zamalować.
Jak coś złe zrobię albo opieprze „za niewinność” to przepraszam. Wymagam tego od nich, sama tez muszę dać przykład.
Jak jestem w parku i chce już wyjść to zaczynam odliczanie. Mówię córce, „masz jeszcze 10 minut”. Za jakiś czas mówię, „zostało ci piec minut”. Potem jest minuta. Na końcu jest ostatni zjazd na zjezdzalni czy ostatni bieg dookoła drabinek. Potem wychodzimy. Odkad zaczelam tak robić nie ma afer z wyjsciem z parku.
Staram się spędzić przynajmniej pół godziny dziennie sam na sam z dzieckiem. Z jednym i z drugim. W tym czasie mogę robić to, co chcą. Bawić się, czytać, przytulac, zrobić ciasto, skakać na trampolinie. Jest to nasz prywatny czas.
W tygodniu usypiam wieczorem jedno dziecko. Np w poniedziałek usypiam Bułka, we wtorek Gabe, w środę Bułka, w czwartek znowu Gabe i tak na zmianę. Wyjątkiem są momenty choroby ale jeśli muszę np spędzić dwa dni pod rząd z jednym maluchem to kolejne dwa wieczory spędzam z drugim. Wszyscy znają rutynę i nie ma awantur. Do tego potrzebna jest współpraca męża.
Mowie dzieciom jaki jest plan dnia. To, ze ja wiem nie oznacza, ze one nie mogą.
Jak coś obiecuje, to dotrzymuje słowa. Choćby się waliło i paliło. Jak mówię, ze jedziemy do parku, to jedziemy. Albo jak na basen to na basen. Generalnie jak obiecuje to robię. Dlatego bardzo uważnie wybieram obietnice.
Szczerze, nigdy nie przeczytałam żadnej książki o wychowaniu. A jak już zaczynałam to albo mi nie pasowała metoda albo nie dzialaly udzielane wskazówki. Rzuciłam wiec mądra literaturę w kat. Zastanowiłam się jak ja bym chciała być traktowana. To akurat każdy wie. I staram się postępować tak, żeby dzieci miały zapewnione potrzeby intelektualne, emocjonalne i fizyczne. Dzieci sa odporne, i wbrew pozorom dobrze sobie radzą z jasno określonymi zasadami. Te, które tych zasad nie maja mogą mieć później problemy ale nie te, co do których są jasno określone wymagania.
Emocjonalne traumy…ta jasne. Każdy psycholog skupia się na traumach, bo oni to leczą i odruchowo zauważają. Tak samo jak kardiolog odruchowo będzie szukał objawów zawalu a fizjoterapeuta wad anatomicznych lub wad postawy. Skrzywienie zawodowe.
A jaka dziecko ma mieć traumę jak się go uczy odnoszenia talerzy do zlewu? Albo jak mu się wpaja nawyk mycia rak przed posiłkiem? Albo jak się je uczy zasypiania samemu? Każdy z nas te rzeczy potrafi i nikt nie kojarzy żadnych traum związanych z nauka tych rzeczy.