reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Czterolatek i jego bunty

reklama
Wydaje mi się, ze są różnice między obowiązkami domowymi i zadaniami ekstra.
Obowiazki domowe to są rzeczy, za które dzieci nie dostają nagrody. Mnie za odkurzenie dywanie nikt fanfar nie odgrywa.
Posprzatanie klocków z podłogi, odłożenie talerza do zlewu czy posprzątanie własnych butów w korytarzu mogą doczekać się ustnej pochwały ale nie jakiejś nagrody w postaci ekstra zabawy czy dodatkowej kreskówki.
Zadania ekstra jak np genialne zachowanie u lekarza/dentysty lub ładne dzielenie się zabawkami z bratem mogą zaowocowac dodatkowa przeczytana książeczka lub jednym ekstra dodatkowym smakołykiem. Z czasem nawet nie to, bo takie zachowania to podstawa norm społecznych a nie jakis wyczyn.
I o to w wychowaniu dziecka chodzi. Żeby je przygotować do jako takiego funkcjonowania w społeczeństwie.

Ja do przedszkola posyłam i o tym nie dyskutuje.
Stawiam obiad na stole i nie cuduje. Jak nie chcą jeść to nie jedzą. Z głodu nie umrą. Ja nie będę dwudziestu dan gotować, żeby wszystkim pasowało.
Nie toleruję bicia, złośliwości i kłamstwa.
Ale już kłócić się werbalnie mogą ile dusza zapragnie.
Jak nabałagania to maja posprzątać.
Jak coś zniszczą to nie dostają drugiego egzemplarza.
Nie reaguje na pokazywanie palcem, dziwne dźwięki typu yyyy. Każe używać slow.
Nie latam i nie przynoszę rzeczy na każde zawołanie. Chcesz swój kocyk? Idz i go sobie znajdz. Nie jestem na etapie sluzacej. Taki luksus maja tylko w wypadku choroby lub ciężkiej niemocy. Czyli w moim przypadku niezwykle rzadko, bo ani jedno ani drugie mi nie choruje.
Wymagam ale jestem sprawiedliwa.
Oczekuje ze sobie poradzą z podstawowymi życiowymi sytuacjami ale zawsze jestem dostępna, żeby się przytulić czy wysłuchać problemu. Choćby nie wiem jakiego błahego.
Moj dom to nie demokracja a ja nie jestem najlepsza przyjaciółka. Jestem matka i póki co moje zasady obowiązują.
Z czasem jak dzieci podrosną i będą mówić i myśleć nieco bardziej sensownie to możemy o pewnych zasadach podyskutować i chętnie posłucham jak to wyglada z drugiej strony. Ale póki co w wieku 4.5 roku i 2.5 roku nie będą mi mówić jak mam tańczyć. W życiu rzadko kiedy coś się kręci wokół tego, kto po prostu zada i wymaga.
A żeby nie było, oboje maja asertywnosc mocno wykształcona i nie dają sobie w kasze dmuchać. Są dnie, kiedy czuje się jak po Rewolucji Pazdziernikowej ale widzę efekty i to mnie motywuje jeszcze bardziej.
No dobra...Ale jak to wypracowałaś?
 
No dobra...Ale jak to wypracowałaś?

Jak? Ciężka praca. I jeszcze nie jestem do końca zadowolona.
Jak mówiłam „podnieś buty” a dziecko miało to w dupie, to szlam, brałam za rękę, prowadziłam do butów i miało podnieść. I owszem, córka urządzała taka histerie, ze głowa mała. Rzucala się po podłodze, wrzeszczała. Nic nie robiłam. Siadalam i patrzyłam. Ja nie tłumacze niczego dziecku jak ono wrzeszczy.
Sama spróbuj. Zacznij wrzeszczeć a ja ci będę tłumaczyć na czym polega roznica między zabójstwem a morderstwem. Zrozumiesz? Guzik. Większości nawet nie usłyszysz.
No wiec ja jak dziecko wrzeszczy to siadam obok i nic nie mówię. Kilka razy było tak, ze córka z tego wszystkiego zasnęła. No to trudno. Niech leży i śpi. Jak wstanie to te buty podniesie. I podniosła. Potem jeszcze kilka razy spróbowała ale mówiłam jej krotko, ze takie coś niczego nie zmieni i po prostu podniesie te buty jak juz wstanie. Albo przestanie. Mnie ryba kiedy, grunt żeby wykonać.
Na szczęście jej brat jest mniej uparty.
Z talerzami to samo. ”Odnieś do zlewu”. Nie. Nie? Idę, biorę za rękę i robi. Nauczyli się, ze pewne rzeczy są nieuniknione. Niczym smierć i podatki.
Podaje obiad i naprawde mam w nosie czy zjedzą czy nie. Zdrowe fizycznie i emocjonalnie dziecko się samo na smierć nie zaglodzi. Kolejny posiłek jest wtedy a wtedy i tyle. Może po prostu nie są głodni? Ja tez czasami jem z rozsadku.
Na bicie mówię, ze byle cep może uderzyć. Używanie slow wymaga inteligencji.
O kłamstwie tłumacze, ze jeśli tylko powiedzą prawdę to nie będę się gniewać. I nie gniewam się nawet jeśli mówią, ze właśnie pomalowali mi glowna ścianę w salonie niezmywalnymi mazakami. Kto zna Sharpie ten wie o czym mówię. Wtedy mówię, ze dziękuje za szczerość. Doceniam i się nie gniewam. Ten aspekt to nadal praca w toku ale już widzę po córce, ze ona docenia takie podejście. Jak łapie na tanim klamstwie to mówię, ze wiem o kłamstwie i jestem rozczarowana.
Kloski, książki i pierdoly maja sprzątać i tyle. Jak odmawiali to szlam, brałam za rękę, prowadziłam do bałaganu i tyle. Zaczynałam razem z nimi a potem tylko pokazywałam gdzie pominęli zabawki.
Jak coś zniszczą to trudno. Muszę się nauczyć, ze każde postępowanie ma konsekwencje. Zniszczysz coś, to więcej tego mieć nie będziesz. Proste. Takie jest życie i tyle. Nie płacze, nie martwię się o to. To ich strata nie moja.
Konsekwencja i już.
Dzieci maja wiedzieć, ze jak mówię nie, to to oznacza nie. I tyle.
Maja dużo swobód i daje im duży wybór w kwestiach np które ubranie założyć, które buty, która droga jechać do domu (akurat mam tak, ze czy pojadę prosto, w lewo czy w prawo to i tak trafie do domu). Mogą wybrać gdzie chcą jechać na weekend, czy mam upiec ciasto czekoladowe czy cytrynowe. Czy chcą malować, skakać na trampolinie czy zbudować ogromna wieże z klocków.
W sklepie wydaje krótkie polecania. Podaje np cebule i mówię „wrzuć do koszyka”. Wszystko to, co się nie potłuczeń przy brutalnym zetknięciu z koszykiem daje dzieciom do włożenia. Słoiki układam sama.
Jasne, ze w sklepie chcą a to jogurt a to coś tam ale jakos tak wyszło, ze wybierają zazwyczaj ulubione owoce i jogurty naturalne. Jedynym wyjątkiem jest jogurt waniliowy. Jak proszą o czekoladkę to mówię, ze mogę kupić ale to nie oznacza, ze od razu ja dostają. Kupuje jak uważam, ze potrzeba. A jak nie to proszę sobie wybrać w zamian owoc. Albo owoc albo nic. Zazwyczaj coś z owoców wybiorą. Jeszcze żadne mi się w sklepie nie walnęło na glebę.
Bułek mi się kiedyś walnął na glebę w malpim gaju pełnym ludzi. Miał niecałe dwa latka. Ponieważ nic do niego nie docierało wiec tak sobie siedziałam z nim na podłodze przez pół godziny mając totalnie w odwloku cała resztę ludzkości. Bo każdy, kto ma dziecko napewno był sam w takiej sytuacji i powinien wiedzieć ze to nie jest racjonalne i niewiele da się z tym zrobić. Granitowy spokój.
On sobie powrzeszczal, pokłócił się, mimo, ze nic do niego nie mówiłam. Aż w końcu usiadł, spojrzał się na mnie smutno. Spytałam czy chce swój ukochany kocyk? Chciał. Podałam, przytuliłam i tyle. Wstał, posiedział chwile ze mną przy stole aż w końcu poleciał się bawić.
Bułek jest łatwiejszy w obyciu niż moja córka. Ale tez ma charakterek i kłócić się potrafi na zabój.
 
Jak? Ciężka praca. I jeszcze nie jestem do końca zadowolona.
Jak mówiłam „podnieś buty” a dziecko miało to w dupie, to szlam, brałam za rękę, prowadziłam do butów i miało podnieść. I owszem, córka urządzała taka histerie, ze głowa mała. Rzucala się po podłodze, wrzeszczała. Nic nie robiłam. Siadalam i patrzyłam. Ja nie tłumacze niczego dziecku jak ono wrzeszczy.
Sama spróbuj. Zacznij wrzeszczeć a ja ci będę tłumaczyć na czym polega roznica między zabójstwem a morderstwem. Zrozumiesz? Guzik. Większości nawet nie usłyszysz.
No wiec ja jak dziecko wrzeszczy to siadam obok i nic nie mówię. Kilka razy było tak, ze córka z tego wszystkiego zasnęła. No to trudno. Niech leży i śpi. Jak wstanie to te buty podniesie. I podniosła. Potem jeszcze kilka razy spróbowała ale mówiłam jej krotko, ze takie coś niczego nie zmieni i po prostu podniesie te buty jak juz wstanie. Albo przestanie. Mnie ryba kiedy, grunt żeby wykonać.
Na szczęście jej brat jest mniej uparty.
Z talerzami to samo. ”Odnieś do zlewu”. Nie. Nie? Idę, biorę za rękę i robi. Nauczyli się, ze pewne rzeczy są nieuniknione. Niczym smierć i podatki.
Podaje obiad i naprawde mam w nosie czy zjedzą czy nie. Zdrowe fizycznie i emocjonalnie dziecko się samo na smierć nie zaglodzi. Kolejny posiłek jest wtedy a wtedy i tyle. Może po prostu nie są głodni? Ja tez czasami jem z rozsadku.
Na bicie mówię, ze byle cep może uderzyć. Używanie slow wymaga inteligencji.
O kłamstwie tłumacze, ze jeśli tylko powiedzą prawdę to nie będę się gniewać. I nie gniewam się nawet jeśli mówią, ze właśnie pomalowali mi glowna ścianę w salonie niezmywalnymi mazakami. Kto zna Sharpie ten wie o czym mówię. Wtedy mówię, ze dziękuje za szczerość. Doceniam i się nie gniewam. Ten aspekt to nadal praca w toku ale już widzę po córce, ze ona docenia takie podejście. Jak łapie na tanim klamstwie to mówię, ze wiem o kłamstwie i jestem rozczarowana.
Kloski, książki i pierdoly maja sprzątać i tyle. Jak odmawiali to szlam, brałam za rękę, prowadziłam do bałaganu i tyle. Zaczynałam razem z nimi a potem tylko pokazywałam gdzie pominęli zabawki.
Jak coś zniszczą to trudno. Muszę się nauczyć, ze każde postępowanie ma konsekwencje. Zniszczysz coś, to więcej tego mieć nie będziesz. Proste. Takie jest życie i tyle. Nie płacze, nie martwię się o to. To ich strata nie moja.
Konsekwencja i już.
Dzieci maja wiedzieć, ze jak mówię nie, to to oznacza nie. I tyle.
Maja dużo swobód i daje im duży wybór w kwestiach np które ubranie założyć, które buty, która droga jechać do domu (akurat mam tak, ze czy pojadę prosto, w lewo czy w prawo to i tak trafie do domu). Mogą wybrać gdzie chcą jechać na weekend, czy mam upiec ciasto czekoladowe czy cytrynowe. Czy chcą malować, skakać na trampolinie czy zbudować ogromna wieże z klocków.
W sklepie wydaje krótkie polecania. Podaje np cebule i mówię „wrzuć do koszyka”. Wszystko to, co się nie potłuczeń przy brutalnym zetknięciu z koszykiem daje dzieciom do włożenia. Słoiki układam sama.
Jasne, ze w sklepie chcą a to jogurt a to coś tam ale jakos tak wyszło, ze wybierają zazwyczaj ulubione owoce i jogurty naturalne. Jedynym wyjątkiem jest jogurt waniliowy. Jak proszą o czekoladkę to mówię, ze mogę kupić ale to nie oznacza, ze od razu ja dostają. Kupuje jak uważam, ze potrzeba. A jak nie to proszę sobie wybrać w zamian owoc. Albo owoc albo nic. Zazwyczaj coś z owoców wybiorą. Jeszcze żadne mi się w sklepie nie walnęło na glebę.
Bułek mi się kiedyś walnął na glebę w malpim gaju pełnym ludzi. Miał niecałe dwa latka. Ponieważ nic do niego nie docierało wiec tak sobie siedziałam z nim na podłodze przez pół godziny mając totalnie w odwloku cała resztę ludzkości. Bo każdy, kto ma dziecko napewno był sam w takiej sytuacji i powinien wiedzieć ze to nie jest racjonalne i niewiele da się z tym zrobić. Granitowy spokój.
On sobie powrzeszczal, pokłócił się, mimo, ze nic do niego nie mówiłam. Aż w końcu usiadł, spojrzał się na mnie smutno. Spytałam czy chce swój ukochany kocyk? Chciał. Podałam, przytuliłam i tyle. Wstał, posiedział chwile ze mną przy stole aż w końcu poleciał się bawić.
Bułek jest łatwiejszy w obyciu niż moja córka. Ale tez ma charakterek i kłócić się potrafi na zabój.
No prosze...Da się? Da. Ale potrzebna jest współpraca z tata. Może go przekonam. Te histetie nie zdarzają się często,ale jednak się pojawiają. Widzę, że testuje i będą na ile może sobie pozwolić. Dzięki za rady.
 
No prosze...Da się? Da. Ale potrzebna jest współpraca z tata. Może go przekonam. Te histetie nie zdarzają się często,ale jednak się pojawiają. Widzę, że testuje i będą na ile może sobie pozwolić. Dzięki za rady.

Pamietaj, ze jesteś mama a nie najlepsza przyjaciółka. Twoim zadaniem nie jest zapewnianie rozrywki tylko wychowanie młodego człowieka. W skrócie wpojenie mu podstawowych zasad społecznych. To twoje nadrzędne zadanie.
Kolejno to emocje. Miłość, szacunek, akceptacja. Kto, jeśli nie rodzice maja to dziecku zapewnić?
Potem jeśli masz czas i ochotę to możesz zapewniać rozrywki na miarę posiadanego czasu i pieniędzy. Ale jeśli nie to nie.
Z tata dziecka trzeba mówić jednym glosem. Nie może być rozbieżności. Tandem to tandem, wszyscy jada w jednym kierunku.
U mnie na szczęście jest tandem chociaż i tak wiem, ze tata pozwala im na więcej. Ale sam sobie grabi, bo są momenty, ze wchodzą mu na głowę.
Jesli histerie nie zdarzaja się często, to podejrzewam, ze dzieci po prostu sprawdza kiedy ulegniesz a nie ma histeryczna osobowosc. Takie coś da się szybko wykorzenić. Dwa trzy razy nie zareagujesz i w końcu załapie, ze histeria tylko go zmęczy ale niczego nie osiągnie.
Serio, nie zwracaj uwagę na społeczeństwo. Co sobie pomyślą sąsiedzi czy inni obcy. A uj im do tego. Za kilka lat będą ci wytykać, ze syn rozpieszczony bo stawia na swoim albo płaczem wymusza. A jak człowiek próbuje ukrócić takie postępowanie to patrzą na ciebie jakbyś conajmniej w melinie to dziecko chowała.
Spoleczenstwu nigdy nie dogodzisz i najlepiej zdać sobie z tego sprawę od razu.
 
@ness. @DarkAsterR dzięki dziewczyny - jakoś powoli sobie wszystko w głowie układam. Nie dałam się zwariować jeśli chodzi o zalecenia żywnościowo-rozwojowe ale te psychologiczne już mnie przerosły. Ciężko być Mamą gdy zewsząd jesteś bombardowana zakazami, nakazami i straszona zawsze tragicznymi konsekwencjami swoich czynów...mimo że bardzo się broniłam to gdzieś się pogubiłam. Potrzebowałam takiej konfrontacji z trzeźwo patrzącymi na macierzyństwo kobietami.

@ness. gdy syn uderzył córkę to izolowalam Go, wyprowadzałam za rękę do drugiego pokoju, On sobie siadał na krzesełku i za parę minut przychodził, przepraszał ale parę razy zdarzyło się że zrobił histerię i ja mądra głowa wynalazkami gdzieś że tekst że nie mogę dziecka zostawić płaczącego bo poczuje się odrzucone, że dziecko nie rozumie dlaczego zostało wyprowadzone do drugiego pokoju i że wtedy w Jego głowie może narastać wrogość do siostry bo to Ją może winić za zaistniałą sytuację. Dodam że ciągle widziałam syna a gdy wyprowadzałam go z pokoju to mówiłam Mu że nie wolno bić, nie zgadzam się na bicie... Efekt był taki że wyprowadzałam syna do drugiego pokoju i sama za minutę przy Nim byłam bo przecież nie mogę Go zostawić ze swoimi myślami itd...
@DarkAsterR cieszę się że nie tylko ja mam w nosie to co powie o mnie społeczeństwo w temacie macierzyństwa ale niestety od męża słyszę tylko "co ludzie powiedzą" - masakrycznie mnie ten tekst wku...rza.

Miałam już za sobą wstępna rozmowę z mężem, jest nadzieja na porozumienie pod względem wychowania. Dzięki Wam spojrzałam na swój problem jak na problem a nie katastrofę i postanowiłam bardziej zaufać sobie, swojemu rozsądkowi. Jestem dobrej myśli.

@Kasia2301 dziękuję za założenie tego wątku i trzymam z całej siły kciuki za to że uda Nam się dojść do porozumienia z Naszymi dziećmi nie wariując i nie siwiejąc przy tym (jeszcze bardziej😉)
 
To może spróbuj odwrotnie.
Zamiast ty wyprowadzasz syna do innego pokoju to weź mała i sama pójdź gdzies indziej? Efekt ten sam, czasowe odizolowanie, ale już inna technika. Takie coś działa jednak tylko na niektóre dzieci. Nie na wszystkie i z tego należy sobie zdać sprawę.
Jak urodził się Bułek to, po początkowej fascynacji, Gabie tez się przestalo to podobać. Robiła wszystko, by zwrócić nasza uwagę. Akurat dodatkowo nałożyło się to z buntem dwulatka….Sajgon był nie z tej ziemi.
U mnie dużo dalo przedszkole. Gaba chodziła na połówki dnia a ja miałam czas dla małego. Jak mąż wracał z pracy to on przejmował Bułka a ja coś tam z córka robiłam. Głównie się bawiłyśmy albo brałam ja na spacer.
Kiedys wieczorem walnęła małego drewnianym klockiem…. Ten się rozwrzeszczal, mąż wpadł w szał a Gaba w ryk. Ja zajęłam się małym, mąż na szybko ja wykąpał i ubrał w pidzame i natychmiast do łóżka. Gaba lezala i się darła. Młodego udało się uśpić. Mąż kategorycznie się uparł, ze „niech ona leży i wyje, zasłużyła, żeby się złe czuć”. To facet, czasami jest prosty cep.
Oddalam mu małego i poszłam na górę. Przytuliłam ta moja niesforna córkę i powiedziałam jej, ze nic się nie stało ale żeby tak więcej nie robiła, bo to dla nikogo nie jest przyjemne. Pochlipala jeszcze chwile ale w miarę szybko zasnęła. Nigdy więcej małego nie uderzyła.
Gaba ma okropny zwyczaj (serio nie wiem skad jej się to wzięło bo ani ja ani mąż nigdy tak nie robilismy) skonczy pic sok i rzuca butelkę na podloge. Furia mnie trafia jak to widzę. Bo skad jej się to wzięło? Punkt honoru mam, żeby za każdym razem jak tak zrobi to brać ja za rękę i kazać jej podnieść butelkę i wyrzucić do kosza. Normalnie inwazje kosmitów zatrzymam, żeby tylko podniosła ta pieprzona butelkę i wyrzuciła. Od miesiąca obserwuje cud. Moja córka bez pytania wyrzuca butelki do kosza. Mało tego, wyrzuca za brata. A wczoraj po obiedzie zebrała swój i jego kubek i wrzuciła do zlewu. :oops: Szok ale kurde, w końcu załapała.
Dzieci są przysłowiowym bólem dupy w wielu sytuacjach. Ale one sobie po prostu nie radzą z emocjami i tyle. Zazwyczaj histeryzują jak chcą zwrócić na siebie uwagę. Nie mówię, ze należy za każdym razem skakać koło nich i pytać się czego im potrzeba. Ale nie można całkowicie ignorować, bo efekt będzie odwrotny od zamierzonego.
Ja mam zasadę, ze się długo na dzieci nie gniewam. Zazwyczaj wieczorem przeprowadzam krótka rozmowę i mówię, ze już po wszystkim. Niech dziecko śpi spokojnie.
Jak przychodzą przyznać się do jakiegoś „przestepstwa” to dziękuje za szczerosc i mówię ze nic się nie stało albo „to napewno był wypadek”. W końcu ta pomalowana mazakami ścianę da się zamalować.
Jak coś złe zrobię albo opieprze „za niewinność” to przepraszam. Wymagam tego od nich, sama tez muszę dać przykład.
Jak jestem w parku i chce już wyjść to zaczynam odliczanie. Mówię córce, „masz jeszcze 10 minut”. Za jakiś czas mówię, „zostało ci piec minut”. Potem jest minuta. Na końcu jest ostatni zjazd na zjezdzalni czy ostatni bieg dookoła drabinek. Potem wychodzimy. Odkad zaczelam tak robić nie ma afer z wyjsciem z parku.
Staram się spędzić przynajmniej pół godziny dziennie sam na sam z dzieckiem. Z jednym i z drugim. W tym czasie mogę robić to, co chcą. Bawić się, czytać, przytulac, zrobić ciasto, skakać na trampolinie. Jest to nasz prywatny czas.
W tygodniu usypiam wieczorem jedno dziecko. Np w poniedziałek usypiam Bułka, we wtorek Gabe, w środę Bułka, w czwartek znowu Gabe i tak na zmianę. Wyjątkiem są momenty choroby ale jeśli muszę np spędzić dwa dni pod rząd z jednym maluchem to kolejne dwa wieczory spędzam z drugim. Wszyscy znają rutynę i nie ma awantur. Do tego potrzebna jest współpraca męża.
Mowie dzieciom jaki jest plan dnia. To, ze ja wiem nie oznacza, ze one nie mogą.
Jak coś obiecuje, to dotrzymuje słowa. Choćby się waliło i paliło. Jak mówię, ze jedziemy do parku, to jedziemy. Albo jak na basen to na basen. Generalnie jak obiecuje to robię. Dlatego bardzo uważnie wybieram obietnice.
Szczerze, nigdy nie przeczytałam żadnej książki o wychowaniu. A jak już zaczynałam to albo mi nie pasowała metoda albo nie dzialaly udzielane wskazówki. Rzuciłam wiec mądra literaturę w kat. Zastanowiłam się jak ja bym chciała być traktowana. To akurat każdy wie. I staram się postępować tak, żeby dzieci miały zapewnione potrzeby intelektualne, emocjonalne i fizyczne. Dzieci sa odporne, i wbrew pozorom dobrze sobie radzą z jasno określonymi zasadami. Te, które tych zasad nie maja mogą mieć później problemy ale nie te, co do których są jasno określone wymagania.
Emocjonalne traumy…ta jasne. Każdy psycholog skupia się na traumach, bo oni to leczą i odruchowo zauważają. Tak samo jak kardiolog odruchowo będzie szukał objawów zawalu a fizjoterapeuta wad anatomicznych lub wad postawy. Skrzywienie zawodowe.
A jaka dziecko ma mieć traumę jak się go uczy odnoszenia talerzy do zlewu? Albo jak mu się wpaja nawyk mycia rak przed posiłkiem? Albo jak się je uczy zasypiania samemu? Każdy z nas te rzeczy potrafi i nikt nie kojarzy żadnych traum związanych z nauka tych rzeczy.
 
reklama
Świetnie to ujęłaś. Ale faktycznie potrzebna jest współpraca obojga rodziców. U mnie niestety z tym ciężko. Możesz "jak krowie na rowie" tlumaczyc,że robi krzywkę i sobie i dziecku, a i tak nie zrozumie. Faceci to czasem stanowią przeszkodę w wychowaniu dziecka.
Ja właśnie też tak robię. Wychodzę z corka do innego pokoju. Wtedy wola"mama,mama przytul". Kilka razy mnie poniosło i zamknęłam drzwi. Ale już się pilnuje. Jestem mu wtedy potrzebna i go tule. Z reguły to działa.
Jest jeszcze jedno. Jak nauczyć czterolatka,by nie przerywał w trakcie rozmowy? Tłumaczenia nic nie dają. Dochodzi do tego,że przerywam rozmowę,by wysłuchać syna, bo obawiam się,że zaraz się wścieknie. Zazwyczaj mu mówi,że jak skończę to go wysłucham i to dziala, ale ostatnio jest"ja nie będę czekal". Jak tak dalej pójdzie to on będzie wychowywał sobie mnie. Można powiedzieć, ze proces już się rozpoczął. Nie ukrywam,że i ja nie czytam książek o takiej tematyce. Raczej kieruje się normami ogólnie przyjętymi, zdrowym rozsądkiem i odczuciami.Bylo do tej pory Ok. Synek jest naprawdę wrażliwym i kochanym dzieckiem,ale jak mu coś nie pasuje to pokazuje na co go stać. A już najgorzej się dzieje,jak pojawia się więcej ludzi. Jak wraca tata z pracy, jak jedziemy do babci.Wiem skąd ten problem,znam przyczynę, tylko nie wiem jak z tym walczyć. Czy np jak się źle zachowuje u babci to po prostu spakować manatki i do domu?
Nie chce,by córka naśladowała jego zachowania. Ma dopiero rok,ale jest bystra i obserwuje wnikliwie co się dzieje.
Jeśli czegoś wymagam, np pozbieraj klocki i już słyszę "ty ze mna","sam nie" to co powinnam zrobić? Z reguły pomagam. Jak nie vhce wykonać mojego polecenia to co? Zabrać mu zabawkę? Jakoś tych kar nie umiem dostosować do przewinienia.
 
Do góry