Grey działa na mnie usypiająco…
Zasnęłam w trakcie czytania i „nie było mnie” dobrych kilka godzin…
A przecież wstałam wyspana
Smile – do terminu jeszcze troszeczkę i pewnie wszystko się może zdarzyć. Sama już nie wiem, czego chcę. Z jednej strony chciałabym mieć to już za sobą (i trochę z zazdrością patrzę na te już), straszy mnie ta wątroba. Z drugiej wcale nie chce poganiać Mikołaja (jeśli mu tam dobrze, niech siedzi ile trzeba). Szkoda mi tylko, że Ara to wszystko ominie. Może przy następnych się uda… ;-)
Wenusjanka – współczuję z zębem. I zazdroszczę. U mnie znieczulenia miejscowe odpadają (źle reaguję. Albo narkoza, albo na żywca. Na szczęście jeszcze nie było ze mną nigdy tak źle, żeby nie dało się wytrzymać…
Paulunia – na gardło Tantum Verde w psikaczu. Mrozi i uśmierza ból. U mnie działał.
Dmuchawiec – no to jak? Torba się pakuje, czy zmniejszamy racje lodowe? ;-)
Od dwóch godzin krąży nad miastem burza i nie może do miasta „wejść” (tylko ją słychać). Ale jak się miło oddycha tym chłodem…
Chyba po wczorajszej wizycie Mikołaj postanowił nieco zmienić taktykę działania z mamusią. Też mam dużo więcej śluzu (o dziwnym zapachu; a 2 dni temu skończyłam kurację Clotrimazolem, więc powinno być tam ok.), a siusiu trwa przynajmniej 10-15 minut i nie mogę do końca wypróżnić pęcherza (musi mi gdzieś „przewodzik” uciskać, bo pęcherz mi nie dokucza, a leci gorzej jak krew z nosa. Ciekawe po kim on taki złośliwiec…