Cześć Gwiazdeczki!
Witam się z kawką - niestety Inką, bo postanowiłam nie pić na razie żadnej innej. Tak mnie łapią skurcze łydek, że nie wyrabiam już. Nie wiem co to jest, bo boli łydka z przodu, jakby piszczel i wchodzi w stopę, tak, że mi ją dosłownie wykręca. Ból straszny. Darek dziś w nocy 2 razy mi ją rozmasowywał.
Lenka dalej bryka po pęcherzu, od wczoraj ją proszę, żeby kopała mamusię po brzuszku zewnętrznym ;-).
SMILE - też mam wrażenie, że coraz nas mniej na forum, coraz ciszej. Chyba część z nas nieco odpuściła, a druga część ma remonty, zakupy itd. My tylko leżące mamy taki sam dostęp do netu i czas.
DMUCHAWIEC - zdrówka!!! Niech kaszel w końcu odpuści!
ANILEK, ROBACZEK - u Was przynajmniej biało za oknem, a u mnie szaro, buro i deszczowo. Chyba wolałabym biały widok za oknem niż błoto.
MAMA_KUBULKI - współczuje braku męża... choć mojego też ostatnio rzadko widuję.
MIKOTO - tak czytałam co napisałaś przyjaciołach i kiedyś miałam identyczną sytuację. Jak ktoś czegoś potrzebowali to przychodzili, bo wiedzieli, że nikomu nie odmówię. A nagle, gdy ja miałam kłopoty czy potrzebowałam kogoś to okazywało się, że jestem sama. Na szczęście z Darkiem zawsze byliśmy bardzo blisko i on często rekompensował mi brak takich przyjaciół.
Od 3 lat mamy swoją 'paczkę' przyjaciół. To jest 5 rodzin z dziećmi, z czego z 3 jesteśmy naprawdę bardzo blisko ( jedna rodzina to moja szwagierka). I dopiero teraz to jest to, naprawdę możemy na siebie liczyć zawsze i wszędzie, super się czujemy w swoim towarzystwie, nikt nikogo nie udaje, każdy jest sobą.
Dla mnie takim mega zaskoczeniem był przełom roku 2011/2012, gdy leżałam wtedy w szpitalu przez święta. W Wigilię wszyscy do mnie przyszli, codziennie sie wymieniali, starali się, abym jakoś przeżyła te święta w szpitalu. Wróciłam do domu 31.12, a 02.01 wszyscy zrobili dla mnie zaległą Wigilię. Było 15 osób i normalna Wigilia. Wtedy miałam jeszcze 'Słodziaka' w brzuszku, też musiałam leżeć, ciągle spałam, tak mnie zaskoczyli, że nic nie słyszałam i jak wstałam to wszystko było przygotowane.
Potem kupiliśmy dom, Darek gdzieś wyczytał na forach budowlanych, że w 90% przy kupnie domu traci się przyjaciół. Zastanawialiśmy się właśnie jak to będzie, tymbardziej, że jako jedyni mamy dom, zwykły, przeciętny dom, ale dom. Okazało się, że od samego początku każdy oferował nam pomoc. Nieraz się wkurzałam, bo mój Darek w pracy a Marcin z Krzyśkiem przyjeżdżali rano (pracują na zmiany) i odwalali za niego robotę przy domu. Ogólnie dom okazał sie wspólnym domem
, każdy się czuje tutaj jak u siebie, każdy wie co gdzie jest, często u nas zostają, mają wręcz klucze itd.
No i teraz ta ciąża znów pokazała jak możemy na nich liczyć. Szczególnie na moją szwagierkę, która przyjeżdża co 2 dni, pomaga jak może, praktycznie cały dom ogarnia, martwi się, załatwia wszystko. Każdy mówi, że Lenka już teraz jest ich oczkiem w głowie i każdy tylko żyje myślą, żeby był już maj, żeby można było odetchnąć z ulgą.
Tak jak kiedyś narzekałam na brak przyjaciół - na brak prawdziwych przyjaciół - tak teraz się czuję jakbym wygrała los na loterii i zastanawiam się czym sobie na to zasłużyłam
.
Każdemu życzę takich przyjaciół
.
Ależ się znów popisałam. Przepraszam, znów przynudzam.