Cześć
Dopiero mogę cosik napisać. Myślałam, że będę miała aż za dużo czasu wolnego (jak wszystko dokoła za mnie robią), a tu się okazuje, że na parę chwil przy komputerze nie ma szans.
Podczas karmień próbowałam Was podczytywać z komórki, ale tam nie mam jak odpisać. Jakbym teraz chciała wtrącić swoje 3 słówka w tematy to musiałabym od nowa wszystko przeczytać - wybaczcie więc, ze tylko o nas.
U nas dziś od rana w samochodzie. Ledwie Mikołaj podjadł, wyrwałam się do laboratorium na badania wątróbki (godzinę przed otwarciem byłam 9 w kolejce i prośba o przepuszczenie, bo w domu czeka na mnie tygodniowe dziecko nikogo nie przekonała). Wracam do domu - a Mikołaj już na rękach u Taty i Babci (obudził się po moim telefonie). Potem jakoś nie chciało mu się spać, więc długo się cycaliśmy. Zasnął, więc z Aro od razu w samochód i do ZUS - u (wywiedzieć się wszystkiego, bo jutro Aro jedzie do Giżycka, to zawiezie od razu papiery do pracy), potem do PZU (w ciągu tygodnia przyjdą pieniążki z ubezpieczenia) i do skarbówki (po kwitki do becikowego, bo jak stąd wyjedziemy to trzeba by potem specjalnie przyjeżdżać, a do końca nie wiadomo, kiedy wrócimy do siebie, może niedługo). Przy okazji pojechaliśmy do przychodni po kartę szczepień (bo zapisaliśmy Małego do lekarza w innej i trzeba było załatwić przesłanie) - panie ją gdzieś posiały i skończyło się burza w sekretariacie. Ale się znalazła i już jest oki. Dzwonię do Mamy, czy mały śpi - "tak, spokojnie, możecie jeszcze po zakupy". No to dawaj szybko do Kauflanda po arbuza (przetestowane, nie szkodzi, to jem, bo po za nim to z owocami lipa). Wracamy do domu - Mały już na rękach. Oczywiście po telefonie się zaraz obudził. Potem znów nie chciał spać, był jakiś niespokojny. Widać brakowało mu mamy, bo jak się położyliśmy we dwoje to spał jak aniołek, a wystarczyło, że zeszłam z łóżka - już było nawoływanie i marudzenie. Po obiedzie przespaliśmy sporą część popołudnia (ponoć wyglądam gorzej niż po porodzie, więc trzeba sobie drzemki robić). Wieczorem przyszła jeszcze teściowa chociaż popatrzeć na Wnusia. Kąpiel, karmienie i usypianie (do 23 mój Skarb się droczył z Tatą - jak już myśleliśmy, że zasnął na dobre, otwierał oko). Teraz Aro już śpi, ja jeszcze szykowałam mu na jutro rano co ma zabrać, listę co ma przywieźć. Chwila dla Was i spać.
Oczywiście, jak na złość, kiedy my pojechaliśmy do miasta przyszła położna na wizytę. Mama mówi, że obracała Mikołajem na wszystkie strony, a ten nawet oka nie otworzył. Pochwaliła, że wszystko dobrze (czyli chyba dobrze się zajmujemy Synem). Żałuję, że nie było mnie, bo miałam do niej kilka pytań. Musze poczekać, bo za tydzień mamy przyjść do przychodni na ważenie. A może w między czasie przyjdzie jeszcze położna z ten "nowej" przychodni to opytam ją.
No i niestety - moja wątróbka coś nie chce wrócić do normy. Sama nie wiem, co się dzieje. Za tydzień mam wizytę u lekarza (w między czasie jeszcze raz trzeba będzie badanie zrobić) i będziemy patrzeć, co jest grane.
Mamy karmiące cycem - jeszcze dwa dni temu były wielkie kamienie, a dziś już takie wątłe woreczki. Powinnam się zacząć martwić? Niby Mikołaj jak zje to jeszcze potem trochę leci, ale sama nie wiem. Dużo piję (dziś jak podsumować wodę, sok, zupę i arbuza to jakieś 5 litrów wyjdzie spokojnie), staram się urozmaicać menu (według listy dozwolonych produktów, która dostałam w szpitalu), ale sama nie wiem. Cholernie mi zależy karmić tylko cycem.
Dobra, zmykam zasnąć, bo pewnie koło 2 pobudka (Mikołaj jakoś sam sobie ustalił nocny grafik: 23-2/3-6).
Trzymajcie się