A ja muszę Wam napisać co mi się wczoraj stało - oglądamy wieczorem jakiś film, a tu ni z tego ni z owego zaczynają boleć mnie płuca, coraz bardziej i bardziej, rozbolała mnie cała klatka piersiowa, nie mogłam oddychać, rozsadzało mi serce, myślałam że mi zaraz żebra eksplodują, że to wszystko się tam nie pomieści, że dostane zaraz zawału... nie wiedziałam co mam robić, ani siedzieć ani leżeć, T tez nie wiedział jak mi pomóc, już zaczęły mi łzy same lecieć i w głowie same najczarniejsze scenariusze... że to jeszcze za wczesna ciąża, że nie uratują mojego dziecka... spanikowaliśmy strasznie..
O północy przybiegła teściowa (jest internistą) zaczęła mnie badać, osłuchiwać - w płucach czysto, kazała wziąć nospę, nasmarowała maścią rozluźniającą. Przeszło, nie wiem czy po tym, czy raczej ze stresu, bo tak się nakręciłam, że coś może poważnego się stać, że mam wrażenie że to przeszło samo jako reakcja obronna organizmu aby nie dopuścić do urzeczywistnienia tych myśli co mi powstały w głowie... nie wiem, może to głupie rozumowanie...
Teściowa na odchodnym powiedziała, żebym się nastawiła że to się może powtórzyć - dziecko rośnie, przepona się podnosi, wszystkie organy w klatce piersiowej mają coraz mniej miejsca, a że ja jestem bardzo szczupłej budowy, to efekt jest taki jak miał miejsce wczoraj....
To było straszne...